Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

ROZDZIAŁ VI - Co masz na myśli, mówiąc, że nie pójdziesz ze mną do łóżka? - spytał Beau ze złością, zwracając się do żony. -Przecież byłaś tam zaledwie chwilę temu. Czy coś się zmieniło w czasie, gdy przebywałem na pokładzie? Cerynise krzywiła się na każde wykrzykiwane przez niego słowo i nie mogła zapanować nad drżeniem ciała, gdy smagał ją wściekłymi spojrzeniami. Spodziewała się, że będzie niezadowolony, gdy oznajmi mu swoje stanowisko. Nie wyobrażała sobie jednak aż tak burzliwej reakcji. - Czy mógłbyś mówić nieco ciszej, Beau? - poprosiła błagalnym tonem. - Za chwilę cała załoga będzie wiedziała o naszych sprawach. Beau prychnął i dając upust swojej furii, cisnął poprzez kabinę dziennikiem okrętowym. Księga uderzyła w róg skrzyni i trzepocząc kartkami, ciężko wylądowała na podłodze. - Mam to w nosie! Nawet cały świat może nas usłyszeć! Chcę tylko wiedzieć, co wpłynęło na zmianę twojego zdania, w czasie gdy rozmawiałem na pokładzie z tym głupkowatym policjantem. - Powiem ci, jeśli zmienisz ton. Jeśli będziesz nadal na mnie wrzeszczał, opuszczę statek i odpłyniesz beze mnie do Karoliny. Beau, prychając swarliwie, podszedł do skrzyni, przyklęknął i zaczął zbierać kwity oraz inne szpargały. Chwilę temu, kiedy opuszczał kajutę, miał wrażenie, że ktoś wyrywa mu wnętrzności; tak gwałtowna zawładnęła nim żądza. I stwierdzenie, że deklaracja żony mocno go ubodła, nawet w znikomym stopniu nie oddawało jego przygnębienia. - Wiem, że nie chcesz być żonaty, Beau - zaczęła zdenerwowana Cerynise, ale gdy z wściekłością rzucił jej spojrzenie przez ramię, obleciał ją nagły strach. Zebrała się jednak na odwagę i zmusiła do dalszych wyjaśnień, choć teraz nie była już w stanie zapanować nad wyraźnym drżeniem głosu. - Jeśli się zgodzę, żebyś się ze mną kochał, i w rezultacie zajdę w ciążę, twoja wolność będzie zagrożona. A nigdy bym nie chciała, żebyś czuł się związany ze mną jedynie przez wzgląd na swojego potomka. Zatem skoro nadal podtrzymujesz propozycję, że zabierzesz mnie do Charlestonu, uważam, że dla nas obojga będzie lepiej, jeśli zachowamy dystans. Gdybym mogła mieć oddzielną kajutę... Beau ogarnęło nieprzeparte pragnienie ponownego ciśnięcia dziennikiem okrętowym, tym razem w drugą stronę kajuty. Powstrzymał jednak ochotę, by wyładować gniew na poobijanej już księdze, i skierował złość na swoją uroczą małżonkę: - Do diabła, kobieto! Czy nie mówiłem ci, że nie ma ani jednego pomieszczenia na statku, które nie byłoby załadowane po sufit? Cerynise zacisnęła pięści, dobrze wiedząc, że nie zdoła mu się oprzeć, jeśli ponownie spróbuje ją uwieść, ponieważ był w tym mistrzem. I potrafił złamać jej wolę jednym delikatnym pocałunkiem. - Potrzebuję niewiele miejsca. Wystarczy, żebym mogła gdzieś rozłożyć koc na podłodze, umyć się i ubrać. Beau zaklął cicho, a potem bez słowa podszedł do drzwi, otworzył je i ryknął w głąb korytarza: - Oaks! Następnie wrócił do biurka i trzasnął dziennikiem pokładowym o blat. W jego oczach wrzała furia, gdy miażdżył Cerynise spojrzeniem. Czekając na zastępcę, zaczął nerwowo krążyć po kajucie z założonymi do tyłu rękami, a dłonie zaciskał w pięści. Cerynise bacznie mu się przyglądała. W ciągu dziewięciu lat, gdy go nie widziała, Beau Birmingham zmienił się nie do poznania i dopiero teraz zaczęła to w pełni pojmować. Z chłopcu, jakiego pamiętała, pozostały jedynie powierzchowne ślady. Wyrósł na niezwykle stanowczego mężczyznę, o wiele bardziej zdecydowanego w poglądach, niż się tego spodziewała. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby dotkliwie odczuła jego gniew. Przywykł do rządzenia i wydawania rozkazów, które były ochoczo wypełniane. Godząc się na poślubienie go, wkroczyła na terytorium, na którym niepodzielnie panował. Jako jej mąż miał całkowite prawo do tego, aby trzymać ją w swojej kajucie i kochać się z nią, ilekroć przyjdzie mu na to ochota. Tymczasem ona mu się przeciwstawiła i musiał to odczuć prawie jak bunt załogi. Szybkie kroki na schodach skierowały ich uwagę na otwarte drzwi, w których wkrótce pojawił się zziajany pierwszy oficer. - Pan mnie wzywał, kapitanie? - spytał Stephen Oaks z figlarnym uśmiechem. - Tak! - prychnął ze złością Beau. - Sprowadź kilku ludzi, żeby usunęli ładunek z sąsiedniej kabiny. Oficer sprawiał wrażenie ogłuszonego rozkazem. - I gdzie mam go umieścić, kapitanie? - Gdziekolwiek - warknął Beau, podnosząc rękę w geście zniecierpliwienia i rozdrażnienia. - Najlepiej w pomieszczeniu obok, jeśli znajdzie się tam miejsce. Stephen Oaks wciąż wydawał się zakłopotany, gdy wskazał głową w kierunku wspomnianej kajuty. - Co pan zamierza z nią zrobić, kiedy już zostanie opróżniona? - Wyposażyć, aby małżonka wygodnie się w niej czuła... - Małżonka...? - Zmieszany Oaks z rozdziawionymi ustami przenosił wzrok z Beau na Cerynise. - Ma pan na myśli swoją żonę, sir? - A czy na statku przebywa jakaś inna żona? - spytał uszczypliwie Beau, biorąc się pod boki i opierając pięści na swoich szczupłych biodrach. - Oczywiście, że chodzi o moją żonę! Oaks był pewien, że od tej pory już nigdy nie będzie dowierzał własnym uszom. - Ależ... myślałem... - To nie myśl, do diabła, tylko rób, co ci każę! - Tak jest, kapitanie. - Oficer, wyraźnie zdenerwowany i oszołomiony, potykając się, opuścił kajutę z godną podziwu szybkością, zachował jednak na tyle przytomności umysłu, ażeby cicho zamknąć za sobą drzwi