Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Rezerwowe miejsce i termin to „Skok", w czwartek, 5 listopada. Gdyby czuł, że ktoś ich śledzi, mieli przyjechać na „Klatkę" w piątek, 6 listopada, ewentualnie na „Skok" w sobotę, 7 listopada. Opisała mu alarmowe znaki kredowe, za pomocą których mogli się komunikować. Oddała Kuklińskiemu kartkę i poprosiła, żeby pokazał ją rodzinie. Jej twarz była tuż przy jego twarzy. „Przyjedziemy jutro" - zapewniła go. „Ja albo ktoś inny. Jeśli będziemy mieli «ogon», nie martw się. Będziemy próbować do skutku". Spotkanie trwało nie dłużej niż dziesięć minut. Przyciągnęła go do siebie i uścisnęła. „Trzymaj się" - powiedziała, odwróciła się i odeszła. Kukliński wcisnął karteczkę do kieszeni i wyszedł z podwórka. Poszedł w miejsce, w którym miał na niego czekać Bogdan, ale ujrzał tylko polskiego fiata zaparkowanego kilkanaście metrów dalej, a w nim dwóch mężczyzn i jeszcze trzech stojących nieopodal. Odczuwając zdenerwowanie, a jednocześnie pewną niefrasobliwość, zmienił plany. Przeszedł przez ulicę, wsiadł do autobusu, przejechał kilka przecznic, przesiadł się do innego autobusu, potem do jeszcze innego, aż w końcu wysiadł przy ulicy Marchlewskiego i zaczął iść w stronę domu. Po minięciu kilku przecznic, przy ulicy Freta, zauważył mężczyznę po czterdziestce, w okularach, powoli idącego w jego stronę. Nagle mężczyzna zawrócił. Teraz on i Kukliński szli w tym samym kierunku. Kukliński zwolnił, żeby go nie wyminąć, ale mężczyzna zrobił to samo. Później raptownie skręcił i stanął w jakiejś bramie, przyglądając się Kuklińskiemu, gdy ten przechodził obok. Dotarł do domu około 23.30. Bogdan jeszcze nie wrócił. Rodzina czekała na niego zdenerwowana. Kuklińskiemu przyszło do głowy, że nawet jeśli jest jedynym podejrzanym, to SB może nie przyprzeć go do muru od razu. Istniała możliwość, że przez kilka dni będą go obserwować w nadziei, że doprowadzi ich do innych uczestników ewentualnego spisku. Bogdan w końcu dotarł do domu. Powiedział, że wrócił po ojca i że też zauważył tam fiata i trzech mężczyzn stojących na ulicy. Przez kwadrans czekał w samochodzie, który zaparkował około trzydziestu metrów dalej, aż w końcu postanowił wrócić do domu. Kuklińskiego zadziwiła zdolność jego syna do działania w warunkach stresu. Pokazał bliskim kartkę, którą dostał od agentki. Przestudiowali ją, po czym Kukliński wrzucił ją do kominka. Dał Bogdanowi Iskrę, prosząc, by ukrył ją w gospodarstwie. Kiedy Bogdan wyszedł, Hanka wspomniała, że ich sąsiad, generał Hermaszewski, prosił, żeby Kukliński do niego wpadł. Z uwagi na późną porę ten najpierw do niego zadzwonił. Przyjaciel namówił go, żeby jednak do niego zajrzał. Powitał go i zaprowadził do okazałego pokoju w piwnicy, urządzonego drewnianymi, rustykalnymi meblami, ze strzelbami, rogami myśliwskimi i porożami na ścianach. Chciał porozmawiać z Kuklińskim o ucieczce ich sąsiada, Ostaszewicza. Jak zareagują na to Rosjanie? Przypuszczał, że Ostaszewicz planował ucieczkę już od jakiegoś czasu, bo jego dom sprawiał wrażenie zapuszczonego. Gdy mu to wszystko mówił, Kukliński grzecznie potakiwał. W końcu powiedział, że musi iść do domu i się wyspać11. Bogdan koniecznie chciał zobaczyć się przed wyjazdem z Izą. Pojechał po nią do domu jej matki. Kiedy później jechali do niej, kazał jej przysiąc, że dochowa tajemnicy. Powiedział, że jego ojciec ma kłopoty i że cała rodzina spróbuje wyjechać z Polski. Obiecał, że kiedy będą już bezpieczni, odezwie się do niej. Iza była kompletnie zaskoczona. Owinęła się szczelnie zielonym, wełnianym płaszczem, drżąc w wieczornym chłodzie. Wiadomość nie w porę! Jej ojciec chorował na raka. Właśnie wybierała się do Berlina Zachodniego po lek do chemoterapii nieosiągalny w Polsce. Za kilka dni miała wrócić do kraju, ale wtedy Bogdana i jego rodziny już tu nie będzie Oboje zdawali sobie sprawę, że kiedy władze dowiedzą się o ucieczce Kuklińskiego, nie pozwolą jej wyjechać do Bogdana na Zachód. Krążyli przez jakiś czas samochodem. Iza próbowała oswoić się z tą wiadomością. „Może wyjedziesz z nami?" - sondował Bogdan. „Nie - odpowiedziała - nie mogę". Siedzieli w milczeniu, kompletnie załamani12. Nazajutrz, w środę 4 listopada, Daniel i jego współpracownicy przeanalizowali raport Burggraf, opisujący spotkanie z Mewą oraz jego list. Daniel natychmiast przesłał Burggraf polecenie, by przekazywała wszelkie pisma w sprawie Mewy pocztą błyskawiczną. „Jesteśmy gotowi przebywać tu na okrągło, żeby Cię wspierać i odpowiadać/reagować na wszelkie pytania i problemy. Kolejne instrukcje i zalecenia dotyczące kwestii ewakuacji prześlemy w ciągu godziny"13 -napisał Daniel. Wiedział, że operacja ta będzie poważnym wyzwaniem. Pamiętał osobistą prośbę, jaką Kukliński przekazał mu w jednym z listów, by czuwał nad jego rodziną. Kukliński napisał wtedy: „W imię naszej przyjaźni obarczam Cię osobistą odpowiedzialnością za ich los". Tego samego dnia Kukliński stwierdził, że musi znaleźć nowy dom dla swojej ukochanej suczki, 13-letniej Żuli. Od razu pomyślał o Czesławie Jakubowskim, ojcu zmarłej przyjaciółki, Barbary. Czesław został wdowcem i pies mógł być teraz dla niego dobrym towarzyszem. Kukliński przygotował jedzenie, zagwizdał na Zulę, żeby wskoczyła do samochodu, i pojechał do Jakubowskiego. Staruszek przywitał go ciepło. Zdziwił się, że wojsko wysyła Kuklińskiego na kilka lat za granicę. „Nie mogę jej ze sobą zabrać" - tłumaczył mu pułkownik, „Wiem, że twoja żona i córka uwielbiały Zulę. Nigdzie nie znajdzie lepszej opieki". „Ryszard, spróbuję" - odpowiedział Czesław. Kukliński pochylił się i mocno przycisnął do siebie Zulę, a później szybko wyszedł, tłumiąc łzy