Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Wziął kwit na dziewięć milionów z groszami i poszedł do kasy. Zajęłam się sobą i nie zważałam na otoczenie aż do chwili, kiedy znów wpadły mi w ucho dźwięki z lewej strony. Żeby nie to pierwsze zjawisko, zapewne nie zwróciłabym uwagi, ale teraz już byłam uczulona. Automat rzępolił raz za razem, irytujące, mój rzępolił raz na godzinę. Znów odchyliłam się do tyłu i spojrzałam poprzez ludzi. Nie, płacił nie ten od fartownego cholernika, tylko następny, stojący tuż za nim, technicznie taki sam. Siedział przy nim inny facet, jakiś pękaty, starszy od tamtego wypłowiałego, na kolanach trzymał wypchaną teczkę, niewygodnie mu z nią było, ale widocznie miał ustabilizowane poglądy na złodziei, albo może po prostu podejrzliwość w charakterze, bo troskliwie obejmował ją ramionami. Albo też, przejęty grą, zapomniał, że ją trzyma i nie dostrzegał niewygody. Dublował z takim samym powodzeniem jak tamten, raz się pomylił, ale dużo nie stracił, bo dublował jedną parę. Zaraz nadrobił to trójką. Czynił przy tym dziwne sztuki, mamrotał coś do siebie pod nosem, przytykał palec do czoła, macał przyciski, wahał się i zastanawiał, po czym z determinacją i rozmachem walił w wybrany guzik. Spojrzałam co ma na kredycie. Przeszło dwa tysiące, może, dla odmiany, żona go zdradza. Za plecami sterczało mu trzech kibiców i nawet dziwiłam się trochę, że go to nie rozprasza. Automat płacił średnio, raz dał fula, z tego fula za pomocą dublowania wyszło mu czterysta osiemdziesiąt, bo grał po pięć, a przed ostatnim dublowaniem zawahał się i zrezygnował. Ale i tak kredyt powiększał mu się ustawicznie. Spojrzałam ponownie, kiedy od tamtej strony dobiegło mnie jakby zachłyśnięcie. Facet dublował małego pokera, wpatrzeni w ekran kibice zamarli. Z pięciuset zrobił tysiąc, potem dwa, potem cztery, przy ośmiu tysiącach kibice odzyskali dech i głos. Facet się zreflektował i spojrzał wyżej. - O Jezusie...! - zapiał ze zgrozą. - Rąbnąłem się! Myślałem, że to kolor...! Odwróciłam się z niesmakiem i wstrętem. Kretyn, pokera nie zauważył, zdublował go przez pomyłkę i w dodatku mu wyszło. To się nazywa ślepy fart. 2e też nie było tych automatów, kiedy rozwodził się ze mną mój mąż...! Znów wróciłam do własnej gry. Nie obchodzili mnie ci szczęśliwcy, w ogóle bym ich nie dostrzegała, gdyby nie ów pierwszy okrzyk za plecami. Stanowczo tym kibicom należała się moja wdzięczność. Wysoki, młody, bardzo przystojny chłopak nie budził skojarzenia z porzucającą go narzeczoną, przeciwnie, to raczej on mógłby porzucać liczne, kolejne narzeczone, skąd mu się zatem brało 122 123 szczęście w grze, nie potrafiłam odgadnąć. Siedział przy tym prawym automacie, łokciami wspierał się o położony na kolanach chlebak i dublował wszystko z kamiennym spokojem. Pukał w guziki prawie bez namysłu i biła od niego pewność siebie, a kretyński automat płacił jak oszalały. Niemal co chwilę słyszałam orkiestrę, a oprócz niej dodatkowy hałas, bo chłopak wypuszczał z maszynerii każde trzysta dziewięćdziesiąt żetonów. Metalowe korytko miał pełne. Nabił nowe dwieście czterdzieści żetonów, automat dał mu fula, zdublował czterokrotnie, po czym odczekał koncert czterystu osiemdziesięciu żetonów, przelatujących mu na kredyt. Tego już nie mógł wysypać, grał dalej z kredytu. Nie wgapiałam się w chłopaka bez przerwy, można powiedzieć straciłam go z myśli, bo mój automat, dotychczas obrzydliwie oporny, zaczął wreszcie przyzwoicie płacić. Zaryzykowałam, podniosłam stawkę, trafiłam kartę za pięć. Odczekując własne dźwięki, uświadomiłam sobie nagle, ze wstrętny hałas od strony chłopaka przestał dobiegać. Spojrzałam, istotnie była przerwa, mechanik akurat wypisywał kwit do kasy i zdziwiło mnie, że wcale nie jemu, tylko jakiemuś innemu. Mały, żylasty, mizerny wypłoszek, skąd się tu wziął? Kiedy oni zdążyli się zamienić i kiedy to niewydarzone cherlactwo zdążyło coś wygrać? Nie interesowało mnie to przesadnie, wróciłam do swoich zajęć i spojrzałam ponownie dopiero po chwili, kiedy na nowo rozległa się orkiestra. Grał ten sam wysoki chłopak. W oczach mi się mieni, czy co...? Obejrzałam się za wypłoszkiem, ale nie było go widać