Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Jak tam się dostaniemy, żeby zobaczyć się z Najwyższym Bupem? - Najwyższym Bulpem! - Bupu zmierzyła go wściekłym spojrzeniem. - Najwyższy Bulp Phudge I Wielki. - Jak dostaniemy się do niego, żeby nie złapali nas szefowie? W odpowiedzi Bupu pokazała na górę, na kocioł pełny jadących na górę smokowców. Tanis popatrzył nic nie rozumiejącym wzrokiem i spojrzał na Sturma, który wzruszył ramionami z niesmakiem. Zdesperowana Bupu westchnęła i zwróciła się do Raistlina, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że inni nie są w stanie jej zrozumieć. - Szefowie na górę. My na dół - powiedziała. Raistlin popatrzył na windę spowitą w mgłę. Potem pokiwał głową gestem zrozumienia. - Smokowcy prawdopodobnie są przekonani, że uwięźliśmy na górze bez szans zejścia na dół do miasta. Jeśli większość smokowców jest na górze, będziemy mogli bezpiecznie działać na dole. - W porządku - rzekł Sturm. - Ale jak, w imię Istar, zejdziemy na dół? Większość z nas nie potrafi latać! Bupu rozłożyła ręce. - Pnącza! - powiedziała. Widząc brak zrozumienia na twarzach przyjaciół, krasnoludka poczłapała do krawędzi wodospadu i wskazała na dół. Grube, zielone pnącza wisiały nad krawędzią przepaści jak olbrzymie węże. Liście pnączy były porwane, postrzępione, a w niektórych miejscach całkiem poobrywane, lecz same liany wyglądały na mocne i wytrzymałe, choć śliskie. Goldmoon, bardzo blada, podeszła do krawędzi, wyjrzała przez nią i pośpiesznie się cofnęła. Pod nią znajdował się stupięćdziesięciometrowy spadek prosto na usianą kamieniami ulicę. Riverwind objął ją ramieniem uspokajająco. - Schodziłem już po gorszym - stwierdził z błogą obojętnością Caramon. - Mi się to nie podoba - rzekł Flint. - Ale wszystko już lepsze od ześlizgiwania się rynsztokiem. - Chwyciwszy lianę, zeskoczył ze skalnego występu i pomału zaczął się spuszczać ręka za ręką. - Nie jest źle - krzyknął na górę. Tasslehoff ześlizgiwał się po pnączu za Flintem, sunąc szybko i z taką wprawą, że Bupu nagrodziła jego wyczyn pochwalnym pomrukiem. Krasnoludka odwróciła się, żeby popatrzeć na Raistlina, wskazała na jego długie, powłóczyste szaty i zmarszczyła brwi. Mag uśmiechnął się do niej pocieszająco. Stając na krawędzi urwiska, rzekł cicho - Piórkospadanie. - Kryształowa kula na czubku jego laski rozjarzyła się i Raistlin zeskoczył do przepaści, znikając we mgle. Bupu pisnęła. Tanis pochwycił ją, bojąc się, że wielbiąca maga krasnoludka może skoczyć za nim. - Nic mu nie będzie - zapewnił ją półelf, czując przebłysk współczucia na widok szczerego cierpienia na jej twarzy. - On jest czarodziejem - powiedział. - Czary. Wiesz. Bupu najwyraźniej nie wiedziała, ponieważ przyglądała się Tanisowi podejrzliwie, zarzuciła sobie torbę na szyję, złapała lianę i zaczęła schodzić na dół po śliskiej skale. Reszta drużyny gotowała się do zejścia, kiedy Goldmoon wyszeptała załamującym się głosem - Ja nie mogę. Riverwind wziął ją za ręce. - Kan-toka - powiedział cicho - wszystko będzie dobrze. Słyszałaś, co powiedziała krasnoludka. Tylko nie patrz w dół. Goldmoon pokręciła głową, a jej podbródek drżał. - Musi być jakaś inna droga - powiedziała uparcie. - Poszukamy jej. - W czym problem? - spytał Tanis. - Powinniśmy się pośpieszyć... - Ona boi się wysokości - rzekł Riverwind. Goldmoon odepchnęła go. - Jak śmiesz mówić mu o tym! - krzyknęła, czerwieniąc się z gniewu. Riverwind spojrzał na nią chłodno. - Dlaczego nie? - powiedział zgrzytliwym tonem. - On nie jest twoim poddanym. Możesz pozwolić mu dowiedzieć się, że jesteś człowiekiem, że masz ludzkie słabości. Został ci tylko jeden poddany, któremu możesz imponować, córko wodza, i ja nim jestem! Gdyby Riverwind dźgnął ją nożem, nie mógłby zadać jej dotkliwszego bólu. Kolor spłynął z warg Goldmoon. Jej oczy szeroko rozwarły się i znieruchomiały, jak oczy nieboszczyka. - Proszę, przymocuj dobrze laskę na moich plecach - powiedziała do Tanisa. - Goldmoon, on nie chciał... - zaczął. - Rób, co ci każę! - rozkazała krótko, a jej błękitne oczy błysnęły gniewem. Westchnąwszy, Tanis przymocował laskę do jej pleców kawałkiem liny. Goldmoon nawet nie spojrzała na Riverwinda. Kiedy laska była już mocno przywiązana, kobieta ruszyła w stronę krawędzi urwiska. Sturm szybko zastąpił jej drogę. - Pozwól mi schodzić po pnączu przed sobą - powiedział. - Gdybyś pośliznęła się... - Gdybym pośliznęła się i spadła, spadłbyś ze mną. Osiągnęlibyśmy tylko tyle, że zginęlibyśmy razem - odparła uszczypliwie. Nachylając się, złapała mocno pnącze i zsunęła się za krawędź przepaści. Niemal natychmiast liana wyśliznęła się z jej spoconych dłoni. Tanis poczuł, że zaparło mu dech w piersi. Sturm rzucił się naprzód, choć wiedział, że nic nie może zrobić. Riverwind stał, przyglądając się temu bez cienia emocji na twarzy. Goldmoon rozpaczliwie starała się uchwycić pnącza i gęste liście. Złapała wreszcie i przywarła do nich mocno, nie będąc w stanie zaczerpnąć tchu, bojąc się ruszyć. Przycisnęła twarz do mokrych liści i dygotała, zamknąwszy oczy, żeby nie widzieć przerażającej przepaści. Sturm zsunął się przez krawędź i zszedł do niej. - Zostaw mnie w spokoju - powiedziała do niego Goldmoon przez zaciśnięte zęby. Drżąc, zaczerpnęła tchu, rzuciła dumne, wyzywające spojrzenie Riverwindowi i zaczęła spuszczać się po lianie. Sturm cały czas czuwał przy niej, zwinnie schodząc po skalnej ścianie. Tanis, który stał obok Riverwinda, chciał coś powiedzieć mieszkańcowi równin, lecz obawiał się wyrządzić jeszcze większą szkodę. Nie rzekłszy więc nic, zsunął się w przepaść. Riverwind poszedł w jego ślady bez słowa. Dla półelfa wspinaczka była łatwa, choć ześliznął się ostatnie półtora metra i wylądował w wodzie po kostki. Zauważył, że Raistlin dygotał z zimna, a jego kaszel pogorszył się w wilgotnym powietrzu