Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Romek swoje scyzorykiem. Taki był z niego delikatus. Nic. Ważne, że jest co wypić. Poszli razem pod lasek do rudery. O, tu to będzie można na spokojnie spożyć trunek. Nikt się nie będzie przypieprzał. Żadnej gadaniny starych babć i policyjnych patroli. Zresztą, kto się mógł na tym odludziu przypieprzyć? No. Przynajmniej wiało nie będzie. Zawieje człowieka, to potem leż i proś o zmiłowanie, jak cię korzonki chwycą. O zdrowie to dbać trzeba. Pili tak i palili, aż zaczęło w pałach buzować i żale jakieś Juliana zaczęły nachodzić, że pracy nie ma, że go matka goni do roboty, ale gdzie ta robota, gdzie? Że trzydziestka na karku, a on 197 baby nie ma, ale gdzie tu babę znaleźć, gdzie? I w ogóle. Zresztą, która by go chciała. We wsi uchodził za pijaka i nieroba. Co do tego pierwszego, owszem, wypić lubił, a okazja zawsze go znajdywała sama, ale robić to by robił, gdyby miał pracę, ale jak nie ma, to co ma robić, co? Pije, żeby zapomnieć, że nie ma pracy. Nie ma pracy, bo pije. Ale o tym ostatnim to też już wolał nie pamiętać. - A ty, Romek, to jesteś chuj, nie kolega - pożalił się koledze Julian. - Myślisz, że się tylko tobie dupcyć chce, co? - O co ci chodzi? - zapytał się podchmielony konkretnie Romek. -Jak żeśmy byli w zeszłym tygodniu u Gośki, to myślisz, że nie wiem, żeś ją pukał, co? Nie mogłeś mnie puścić, tak ci dupy szkoda? Ja nie moczę już nie wiem ile, a ty se pukasz co tydzień, takiś jest, wino pijesz, kurwa, ze mną, ale chuj z ciebie, nie kolega. - Pierdolisz - wycedził Romek. A Julian tylko się oglądnął za jaką cegłą, tak w nim zawrzało. Ale nic w zasięgu nie było. Wstał, chwycił Romka za włosy i pociągnął na dół. A ten dłużny nie był. Jeb go flaszką pustą w goleń, że aż zawył. I dużo im nie było trzeba, na wpół zrywki już by się do gardeł mogli sobie rzucić i ciąć 198 wzajem, ale nagle zbliżający się odgłos samochodu sprawił, że stanęli bez ruchu. Co to się dzieje? Bus z miasta jechał i zatrzymał się sto metrów dalej na prowizorycznym przystanku, zaraz koło tej dróżki, która do wsi prowadzi, i ktoś z niego wysiadł. - Kto to? - popatrzył Julian, mrużąc oczy, na postać. - Znasz? - Skąd mam znać? Kobieta chyba... - Kobieta? No kobieta, nie chce być inaczej! ty... - popatrzył na Romka i wnet mu ślina pociekła - ty, Romek... Romek to już wiedział, o co chodzi. Tylko spojrzał na Juliana, oczy mu się zaświeciły, i dawaj, zataczając się, przez las, przez krzaki, za kobietą. Monika, lat dwadzieścia jeden, miała dzisiaj w pracy na poczcie jeden z tych dni, że lepiej było nie wstawać rano z łóżka. Była wściekła i zmęczona. Zostawanie w urzędzie po godzinach stało się już normą. A tego dnia to nawet ta norma została przekroczona. Kierowniczki nic to nie obchodzi. Wszystko musi być posprzątane, uporządkowane, posortowane, a nawet jakbyś jeszcze remanent zrobiła, to i tak kierowniczka będzie kręcić nosem. Małpa jedna. Ledwo Monika na ostatni bus zdążyła, bo inaczej co, taksówką do domu? Nie rozśmieszajcie jej, z taką mizerną 199 pensją? Zostać w mieście? Lepiej już jakoś wrócić. Matka nie lubi, jak się zostaje. Podejrzewają o Bóg wie co. Taka była zmęczona, że na fotelu ledwo się prosto trzymała. Oczy jej się same zamykały i koniec końców zasnęła. Dobrze, że ją kierowca szturchnął, boby pojechała nie wiadomo gdzie. Wysiadła z busa, podziękowała i ruszyła przed siebie, przez las, jakieś dwa kilometry do wsi. Nie uszła stu metrów, jak usłyszała jakieś szmery w krzakach, ale się nie przestraszyła, bo i czego. Zwierząt w lesie nie brakowało. Tym razem jednak coś jej powiedziało, że to nie zwierzę, i nawet się nie zdążyła obrócić, jak poczuła uderzenie w głowę i już leżała na ziemi, a na niej okrakiem siedział jakiś mężczyzna. Julian dopadł jej pierwszy. Miał do tego prawo! Tak dawno z kobietą nie był! Jedną ręką zrywał z niej ubranie, a drugą rozpinał spodnie. Romek stał z boku i dzielnie mu sekundował. Kobieta nie broniła się, co trochę zaniepokoiło Juliana, ale w takiej sytuacji kto o tym myśli? Rozszarpał jej bieliznę i już miał dokonać wprowadzenia, gdy... - O kurważ jego mać, to android! -wycharczał, czując bolesne ukłucie w rejonie genitalnym. - Usmaży mi prądem jaja! - Złożył się wpół z bólu i zaczął się wycofywać na kolanach w bezpieczne 200 miejsce za krzakami. - Romek, pomóż mi, kurwa, pomóż - krzyczał rozpaczliwie, ale Romka już tu nie było. Spierniczał tak daleko, jak tylko się dało. Wiadomo, z androidami nie ma żartów. Monika zbliżyła się na sztywnych nogach do skulonego mężczyzny i spokojnie zapytała: -Jak masz na imię? -Julian - wybełkotał, jęcząc z bólu. -Julian... ładnie... a ja Monika... też ładnie. Musimy się jeszcze spotkać! Tak, koniecznie! Czekaj, zostawię ci wizytówkę... Julian aż podskoczył z bólu, czując, jak jego twarz pali żrąca substancja. Leżał skulony na ściółce i dygotał. - Zadzwonisz? - spytała Monika z lekkim drżeniem w głosie. - Na pewno? A może to ja powinnam wykonać pierwszy krok? - W powietrzu błysnęło pięć ostrzy