Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

"Głupstwo. To nie ona" - pomyślała, oglądając się raz jeszcze. Wzruszyła ramionami. Mało to dzieci ma chude nóżki i czerwone bereciki? I tak zresztą dziewczynka już znikła. Chyba po prostu gdzieś tu właśnie mieszkała. Za dwadzieścia ósma. Ewa westchnęła, zawróciła w miejscu i tą samą co przedtem drogą poszła szybko w kierunku szkoły. Była mocno, bardzo mocno zdenerwowana. 2. A to zdenerwowanie jeszcze wzrosło, kiedy tylko weszła do swojej Ib. Nie dość bowiem, że odczuła ich niemiłe zdziwienie -jakby wcale nie spodziewali się jej powrotu, a już zwłaszcza nie dzisiaj! - nie dość, że w jednej chwili uświadomiła sobie, że w ciągu tych trzech tygodni sprawa testu bynajmniej nie przyschła - to jeszcze, na domiar złego, wszyscy byli ubrani na niebiesko! Tak, wszyscy, co do jednego - przyglądała się im uważnie, w milczeniu stojąc przed frontem klasy. Skonstatowała przy okazji, że - niezależnie od tego jednakowego stroju - są dziwnie zżyci i zwarci. "To już zupełnie inna klasa" - przemknęło jej przez myśl. Powiodła wzrokiem po twarzach swych uczniów i po ich strojach: niebieskie sukienki, niebieskie koszule, niebieskie swetry. Krechowicz ma niebieską bluzkę z wiązadłami, a starosta klasy - po prostu niebieską dżinsową kurtkę. - O co chodzi? - spytała zamiast przywitania. - Co to znowu za komedie? Dlaczego wszyscy jesteście ubrani na niebiesko? Przebrzydły Lelujka wstał i wyjaśnił pozornie od rzeczy: - Bo wczoraj była niedziela. - A co to ma wspólnego z kolorem niebieskim? - W sobotę ubraliśmy się na czarno - wyjaśnił okularnik, który był starostą do tej pory dość inercyjnym, a obecnie najwyraźniej zaczynał poważniej traktować swoją funkcję. Szkoda, że nie tak jak by sobie Ewa życzyła. - Pieróg... to jest pan dyrektor, wpisał wszystkim naganę, a my jesteśmy temu przeciwni. Uważamy, że mamy prawo ubierać się tak, jak chcemy. Nikt tu nigdy nie wymagał, żebyśmy się ubierali w jakiś określony sposób, panowała zupełna dowolność. W regulaminie ani w Kodeksie ucznia też nie ma mowy o tym, że nie wolno się ubierać na czarno albo na niebiesko. Dziś dyrektor ma z nami historię, i to jest nasz protest. W czwartek będziemy ubrani na fioletowo. - Dlaczego akurat w czwartek? - zimno spytała Ewa. - Bo będzie lekcja wychowawcza z dyrektorem. Powiedział nam to. Przeprowadzi z nami rozmowę. A my wtedy będziemy na fioletowo. - Zabraniam wam! - rzuciła ostro Ewa. - Niech się nikt nie waży! Czy jej się zdawało, czy też oni rzeczywiście ośmielali się spodziewać po niej czegoś innego? Jeszcze nie skończyła, a już czuła, że po klasie przebiega fala niechęci. Nikt nic nie powiedział, nikt się nawet nie skrzywił, a jednak zbiorowa niechęć uderzyła w Ewę jak chluśnięcie lodowatej wody. Było to szalenie deprymujące. I w dodatku zaraźliwe. Ewa patrzała na swoich uczniów i czuła, że ich nie znosi, nie cierpi, że sam ich widok doprowadza ją do mdłości; te wszystkie twarze zbyt blade albo zbyt rumiane, chude, pucołowate, pryszczate albo gładkie, z tępymi oczami i inteligentne - ach, wszyscy oni byli nie do zniesienia! Miała zimną, ciężką pewność, że nigdy nie polubi nikogo z nich, że nigdy z nikim nie nawiąże kontaktu, że zawsze będzie ich wrogiem - bo oni są jej wrogami. Żadnej nadziei. No, dobrze. Usiadła za swoim stołem, otworzyła dziennik. - Zaczynamy - powiedziała znużonym głosem; w istocie, była tak zmęczona, że z trudem poruszała wargami. - Macie chyba duże zaległości w matematyce. Zrobimy teraz krótki sprawdzian. 3. - Powinna pani zdać sobie sprawę, że to niedopuszczalne, koleżanko - powiedział Pieróg dobrotliwie. Ewa starała się nie spojrzeć w jego twarz pod łysym czołem. Było to o tyle łatwe, że dyrektor ujął Ewę za łokieć i prowadzał ją tam i z powrotem po pustym korytarzu pierwszego piętra. Trwała czwarta lekcja. Kroki rozlegały się dźwięcznym echem wśród ścian. Martwo lśniła kamienna posadzka, zza mijanych drzwi dobiegały głosy nauczycieli. Na korytarzu nie było żywej duszy, mimo to Pieróg mówił głosem ściszonym, jakby podawał Ewie tajne informacje wagi państwowej. - Zdaję sobie sprawę, panie dyrektorze - odpowiedziała. - I co to w ogóle za pomysły! Wszyscy na czarno! Wszyscy na niebiesko! Pani wie, że oni nawet nie wykazali skruchy? - Nie..