Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- S³ysza³eœ to? - zapyta³ ambitniejszy z dwójki. W s³abym œwietle padaj¹cym od drzwi Chris zobaczy³ zarys uniesionego ³omu. - Dobra, mister Dyrek. Gra skoñczona. Wy³aŸ i oddaj nam te cholerne kluczyki, a mo¿e zostawimy ci parê zêbów. Dwaj bandyci ruszyli korytarzem. Byli mniej wiêcej w po³owie, gdy Mike Bryant wypad³ z góry przez szczelinê miêdzy porêczami. Stopami wyl¹dowa³ na g³owie id¹cego z ty³u zbira i obaj padli na pod³ogê. S³ysz¹c ha³as, id¹cy z przodu bandzior odwróci³ siê do ty³u, a Chris wyskoczy³ z ukrycia. Uderzy³ z ca³ej si³y, celuj¹c wysoko w twarz i nisko w ¿o³¹dek. Bandyta odwróci³ siê za póŸno. Wysoki cios Chrisa z³ama³ mu nos, a kiedy z³o¿y³ siê wpó³, prawy sierpowy wyl¹dowa³ mu na przeponie. Chris z³apa³ przeciwnika za ramiona i waln¹³ jego g³ow¹ o œcianê. Z przodu zobaczy³ Bryanta dŸwigaj¹cego siê na nogi i wal¹cego mocno w ods³oniêty brzuch zbira. Miêœniak jêkn¹³ i zwin¹³ siê w k³êbek. Bryant kopn¹³ go jeszcze raz, w g³owê. - Sukinsynu! Bêdziesz rusza³ mój samochód, ty pieprzona kupo gnoju?! Chris z³apa³ go za ramiê. Bryant zawirowa³ w miejscu. - Hej, ju¿ po wszystkim. - Chris cofn¹³ siê, unosz¹c d³onie. - Gra skoñczona, Mike. ChodŸ. Zosta³o ich ju¿ tylko troje. Spróbujmy wróciæ do samochodu. Z twarzy Bryanta znik³a furia. - Tak, dobrze. Zróbmy to. Ulica na zewn¹trz by³a cicha. Rozejrzeli siê, potem wyœliznêli siê z kryjówki i ruszyli z powrotem w stronê Falklanda. Bryant wskazywa³ drogê. Po nieca³ych piêciu minutach dotarli do rogu pubu; BMW sta³o, b³yszcz¹c nieskazitelnie w œwietle latarni, jakby nic siê nie sta³o. Ostro¿nie obeszli pojazd. Nic. Bryant wyci¹gn¹³ kluczyki i nacisn¹³ guzik. Alarm wy³¹czy³ siê z przyt³umionym skrzekiem. Ju¿ mia³ otworzyæ drzwiczki, gdy z zacienionych drzwi w odleg³oœci nieca³ych piêciu metrów wy³oni³a siê ogolona dziewczyna ze stalowym prêtem uniesionym w ironicznym pozdrowieniu. Wsadzi³a palce do ust i przeraŸliwie g³oœno zagwizda³a. Z cienia po drugiej stronie wozu wychyn¹³ siê kolejny bandzior, podobnie uzbrojony, i ruszy³ w ich stronê. Kobieta uœmiechnê³a siê do Bryanta. - Pomyœla³am, ¿e wrócicie. To jak, rzucisz mi te kluczyki? Kiedy skupi³a wzrok na Bryancie, Chris wyci¹gn¹³ pusty pistolet i skierowa³ go w jej stronê. - Dobra, ju¿ wystarczy - warkn¹³. - Cofnij siê. Drugi bandyta zrobi³ krok do przodu, a Chris przesun¹³ broñ w jego kierunku, modl¹c siê, by mu uwierzono. - Ty te¿. Cofnij siê albo zginiesz. Michael, wsiadaj do wozu. Bryant otworzy³ drzwiczki. Chris zacz¹³ macaæ za klamk¹ z drugiej strony, gdy kobieta siê odezwa³a. - Ten pistolet chyba nie jest na³adowany. Zrobi³a krok do przodu, kolega poszed³ w jej œlady. Chris machn¹³ nemeksem. - Powiedzia³em, cofn¹æ siê. - Nie, ju¿ byœ nas zastrzeli³. Blefujesz, mister Dyrek. Podnios³a swój prêt i zrobi³a kolejny krok. W tej samej chwili z samochodu wy³oni³ siê Mike Bryant z nemeksem w d³oni. - Ja nie blefujê - powiedzia³ spokojnie i strzeli³ jej trzy razy w ¿o³¹dek i pierœ. Bum, bum, bum. Huk pistoletu na cichej ulicy. Echa odbite od domów. Chris zobaczy³ to i us³ysza³ w strzêpach. Kobietê odrzuci³o o dwa metry, zanim pad³a. Prêt wylecia³ jej z d³oni i spad³ z brzêkiem na ulicê, staczaj¹c siê g³oœno do kanalizacji. Drugi zbir wycofa³ siê z pojednawczo podniesionymi rêkami. Z nieruchom¹ twarz¹ Bryant wystrzeli³ w niego trzy kolejne pociski. Bum, bum, bum. Bandzior okrêci³ siê i podskoczy³ jak marionetka, uderzy³ w œcianê i zsun¹³ siê po niej, zostawiaj¹c na ceg³ach wnêtrznoœci i krew. - Mike... DŸwiêk pêdz¹cych stóp. Ostatni cz³onek gangu, przywo³any przez strza³y, pêdzi³ przez ulicê w stronê cia³. Wydawa³o siê, ¿e nie zwraca uwagi na dwóch mê¿czyzn w garniturach. Opad³ na kolana obok kobiety, pe³en niedowierzania. - Molly! Molly! Chris spojrza³ na Bryanta. - Mike, daj... Bryant uciszy³ go machniêciem rêki i wycelowa³ ni¿ej. Bum, BUM. Klêcz¹cy ch³opak podskoczy³ jak pora¿ony pr¹dem, po czym pochyli³ siê wolno nad kobiet¹ i pad³ na ziemiê. Krew pociek³a po ulicy i zaczê³a siê wlewaæ do studzienki obok ³omu. Echa przetoczy³y siê w mroku przedœwitu jak niechêtne brawa. * * * Do bramki jechali w milczeniu. Chris pogr¹¿ony by³ w pe³nym otêpienia niedowierzaniu. Stra¿nik ich przepuœci³, rzuciwszy ledwie okiem. Jeœli wyczu³ kordyt z pistoletu Mike’a, nic nie powiedzia³. Bryant ¿yczliwie pomacha³ mu na dobranoc i wdepn¹³ gaz, rozpêdzaj¹c du¿y wóz w dobrze oœwietlonych kanionach dystryktu finansowego. Nuci³ cicho pod nosem. Gdy zbli¿yli siê do biurowca Shorn, rzuci³ spojrzeniem na Chrisa. - Chcesz siê u mnie przespaæ? Mam mnóstwo miejsca. Nagle nie do zniesienia sta³a siê myœl o godzinnej jeŸdzie do domu. Chris zmusi³ do dzia³ania ochryp³e gard³o. - Tak, dziêki. - Dobra. - Bryant przyspieszy³ i skrêci³ na zachód. Chris patrzy³ na przerzedzaj¹ce siê wokó³ nich drapacze chmur