Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Nie nasza sprawa, Kwiatuszku - odparł czule Schizofoniusz. - Jak to nie nasza? Jesteśmy jego podprogowymi wcieleniami! - Eufemizm, stary! - No i co z tego? Nie wypiera się nas. Stanowimy integralne składniki jego osobowości. Ty symbolizujesz skłonność psychopatyczną, ja - czerpanie satysfakcji z nieszczęść. - To się nazywa Schadenfreude. - Z Freudem mi tu nie wyjeżdżaj... Przed drzwi lokalu wyszedł DJ Messerschmidt. W kolorowym szlafroku z chińskim smokiem przypominał skacowanego radżę. - Żadnych sygnałów, chłopcy? - Żadnych, szefie. - Cholerna dziwka... Guru zniknął w drzwiach. * Siedzieli nad ściekiem Varty (zwanym oficjalnie rzeką o wysokim stopniu zanieczyszczenia) i rozmawiali. Zaczęli po tym, jak Skarbonka dowiedziała się, że jest w ciąży. Przedtem szli w milczeniu betonowym brzegiem, obserwując gasnące gwiazdy. - Mój pierwszy chłopak był muzykiem - snuła opowieść Skarbonka. - Rzuciłam go po kilku tygodniach. Miał do mnie stosunek zbyt instrumentalny. Zaświat nie wiedział, czy dziewczyna kpi, czy mówi serio. - Ja chciałam grać pierwsze skrzypce, a on robił ze mnie flecistkę. Zresztą nieważne. Oszczędzę ci szczegółów... Nie była krynicą moralności. Zaświat nie rozumiał, jak dziecko takiej dziewczyny może być Nosicielem Świata. - Później napatoczył się Big Alex. Wyjątkowo wredny typ. Powinnam spławić go od razu. - Nie zrobiłaś tego? - Nigdzie nie było wody. To wisielcze poczucie humoru musiało być u Skarbonki reakcją obronną. Lepiej niż miałaby się użalać nad sobą. - Wiesz, jak próbował mnie podrywać? Na dowcipy. Uważał, że są zabawne. Pamiętam tylko pierwszy: dlaczego kobiety się malują i perfumują? Odpowiedź: bo są brzydkie i śmierdzą... Co, nie śmiejesz się? Niebo jaśniało coraz intensywniej. Nadchodził brzask. Zaświat wydłubał z ziemi płaski kamień i rzucił go do rzeki. Rozległ się cichy plusk. - Powinienem ci wyjaśnić, dlaczego muszę cię chronić. Grozi nam ktoś znacznie potężniejszy niż Big Alex... - Nam? Nad wstęgą rzeki hałasowały mewy. - Najgorsze, że sam nie wiem dokładnie, kto jest wrogiem - skłamał. - Wiem tylko, że próbowali posłużyć się mną, by cię zlikwidować. Takie dostałem zadanie. W tym momencie klamka zapadła. Na szczęście na Ziemi nie był łatwo wykrywalny. Choć, gdy będą chcieli go namierzyć, znajdą sposób. Skarbonka spojrzała na Zaświata spod rozmazanych kół makijażu. Przypominały ślad, jakie szklanka z drinkiem zostawia na barze. Warm, wet circles... - Miałeś mnie zabić? - Tak. - Więc czemuś tego nie zrobił? - parsknęła. - Bez żetonów jestem wrakiem. Pierdolę takie życie. - Nieważne. To moja sprawa. - To spytam wprost: dobre serduszko czy strach o własną skórę? - Nie uwierzysz. Ani jedno, ani drugie... - Więc czemu ryzykujesz, amigo? - Bo wraz ze śmiercią twojego dziecka nastąpi zagłada... - Ty jednak jesteś walnięty. - Tak ci się zdaje. Masz prawo. Skarbonka położyła się na plecach, zamknęła oczy i wydarła się wniebogłosy: - Same świry mnie otaczająąą!!! Spłoszyła stado brudnych mew. Odleciały, znów było cicho. - Wiesz, czemu cię lubię? Bo jesteś zdrowo pieprznięty. Blask słońca z trudem prześwietlał niskie, warstwowe chmury. Skarbonka zrobiła poważną minę i zapytała: - Czy nie wydaje ci się czasami, że słońce jest żarówką? "I kto tu jest pieprz..." - chciał odpowiedzieć Zaświat, lecz ugryzł się w język. Westchnął i nie próbował wracać do tematu. Sam nie rozumiał. Psychobójcy Dzień spędzili szukając nad rzeką meliny, w której mogliby się zadekować. Znaleźli murowany domek na skraju porzuconych ogródków działkowych. Zaświat przegnał stamtąd dwóch narkomanów na haju. Wsadził ich na zacumowaną przy mostku łódkę i odciął wiązanie. Popłynęli z prądem. - Masz już jakiś plan? - dopytywała się Skarbonka, gdy wyrzucali stare sienniki z baraku. Strzykawki, resztki jedzenia i stare opakowania włożyli do dwóch foliowych worków. - Najpierw pozbędziemy się twoich prześladowców. - Nie myślisz chyba... - DJ Messerschmidt mało mnie obchodzi. Póki nie wchodzi mi w drogę, nie ruszę go. Ale Big Alexa unieszkodliwię