Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Nim zdążył wejść do środka, usłyszał mrożący krew w żyłach ryk Derritów. Odskoczył od wejścia. W jednej ręce trzymał miecz, a w drugiej świecącą kulę. Tuż za nim z kopalni wy- padł potężny, żółty Derrit; z jego rozdziawionej paszczy ciekła krew. Gallen schylił się, rozciął mu brzuch, po czym odwrócił się i za- czął uciekać. Derrit zatoczył się jak pijany i po chwili padł na zie- mię. Gallen nie mógł tego zobaczyć - nie odwracał się, gdyż czte- rech innych Derritów stłoczyło się przy wejściu do kopalni. Jeden z nich zatrzymał się, oślepiony słońcem, podniósł swój podłużny pysk i zawył z wściekłości, zaś trzej pozostali ruszyli w pościg za Gallenem. Byli tak zwinni, że nie miał szans, żeby im uciec. Przebiegł jesz- cze sto jardów; schował do kieszeni świecącą kulę, sięgnął do pasa, wyciągnął strzelbę zapalającą, odwrócił się i wystrzelił. Kula białej plazmy uderzyła pierwszego z Derritów prosto w twarz, rozbryzgu- jąc się dalej na jego towarzyszy. Jej płomień lśnił niczym słońce i nawet Derrici siedzący w jaskini musieli zasłonić oczy, krzycząc z bólu jak oszalali. Pojedynczy strzał zdołał spalić dwóch Derritów, a trzeciemu uciąć nogę. Pozostali przeżyli, kryjąc się w korytarzu kopalni. Po chwili Gallen dołączył do swoich przyjaciół. Po twarzy lał mu się pot, a cała tunika była poplamiona świeżą krwią. Za jego plecami nadal płonęła plazma, którą wystrzelił ze swej broni. - Wystawili straże - powiedział Gallen, kręcąc głową. Przysta- nął, żeby złapać oddech. Obejrzał się za siebie. - Najwyraźniej boją się strzelby zapalającej. Szkoda, że został nam już tylko jeden po- cisk. 339 - Może to, co im teraz pokazałeś, sprawi, że na drugi raz dobrze się zastanowią, zanim zaczną nas ścigać - powiedział Orick z na- dzieją w głosie. Ceravanne pokręciła głową. - Derrici nie zniechęcają się tak łatwo. To mściwe plemię. Będą próbowali nas przechytrzyć. Gallen chrząknął. - Najpierw będą musieli nas znaleźć - powiedział i ruszyli w drogę. Przez całe popołudnie przedzierali się wśród stromych wzgórz, przez dziką okolicę, prawie zupełnie nie zamieszkaną przez zwie- rzęta. Tylko kilka razy udało im się dostrzec królika, a raz zobaczyli trzy czarne wilki znikające w leśnym gąszczu. Wszyscy oprócz Oricka cierpieli z powodu szybkiego marszu i pu- stych żołądków, więc niedźwiedź podjął się wyszukiwania jadalnych owoców. Wiele razy wyobrażał sobie, że jest na miejscu Gallena, że gra rolę bohatera. Jednak zdał sobie sprawę, że nigdy nie będzie tym, kimjest Gallen, i że w tej chwili najważniejsze jest znalezienie pożywienia. Kiedy Gallen wypatrywał Derritów i ludzi-ptaków, Orick roz- glądał się za grzybami, szyszkami sosen, dzikim czosnkiem i jago- dami. Przez całą drogę zdołał zgromadzić kilka przysmaków, a tuż przed zmierzchem, kiedy minęli kamienny most, rozpięty nad sze- roko rozlaną rzeką, niedźwiedź wyczuł zapach borówek. Poprowa- dził swoich przyjaciół sto metrów w górę rzeki, gdzie znajdowała się polana pełna borówkowych krzewów. Zerwali, ile mogli, wrzu- cili do ust, ile tylko się dało, i po kilku minutach ruszyli dalej, znów pełni wigoru. O zmierzchu droga oddaliła się od rzeki i zaczęła kluczyć pomię- dzy ciemnymi wzgórzami, gdzie z gęstych zarośli wyłaniały się ruiny pradawnych budowli. Gallen prowadził ich jeszcze długo po zmierzchu. Na niebie zaczęły gromadzić się chmury i wyglądało na to, że wkrótce zacznie padać. Godzinę po zachodzie słońca wspięli się na strome wzniesienie i znów znaleźli się na skraju wąwozu. Gal- len zwołał wszystkich na naradę. - O ile się domyślam - oznajmił - Derrici są już blisko. Może- my albo zejść z drogi i spróbować się ukryć, albo mieć nadzieję, że most w Farra Kuur jest opuszczony i próbować się tam dostać. Każdy z tych planów może zawieść, więc pytam was, który z nich wolicie? 340 Orick popatrzył na rzekę płynącą po dnie wąwozu, potem na nie- bo. Wiedział, że zostawili za sobą wyraźne ślady, a deszcz jeszcze nie spadł i mógł nie spaść przez najbliższych kilka godzin. Ukryć się, mając nadzieję, że Derrici zgubią ich ślad, wydawało się niedo- rzeczne. Lecz nie wiadomo, co ich czeka, jeśli postanowią iść dalej. Czy most jest opuszczony, czy też w ciągu wieków uległ zniszcze- niu? A co będzie, jeśli fortecę zamieszkują Derrici? Wyglądało na to, że trudno będzie podjąć decyzję. - Rzeka nie płynie tutaj tak szerokim korytem, jak tam, gdzie byliśmy wczoraj. Jest tu też mniej możliwych kryjówek -powie- działa Ceravanne. - Gallen nadal ma jeden pocisk w swojej strzel- bie, zaś Derrici nie zaatakująnas, dopóki wiedzą, że mamy taką broń. Myślę, że powinniśmy iść dalej. - Nie jestem pewien - mruknął Orick. - Jak długo most w Farra Kuur mógł przetrwać w stanie nienaruszonym? Jeśli teraz się ukry- jemy, przynajmniej wiemy na co się narażamy! Gallen popatrzył na Maggie, która tylko wzruszyła ramionami. - W takim razie jestem za Farra Kuur - powiedział Gallen. - Na- wet jeśli damy się zapędzić w ślepą uliczkę, droga będzie na tyle wąska, że Derrici nie będą mieli wielkiego pola do manewru. Wyda- je mi się, że gdy dotrzemy na miejsce, będę w stanie powstrzymać ich przed atakiem aż do rana. Wskazał na drogę. Tymczasem Orick wciąż nie był zdecydo- wany