Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Rzecz jasna, zmiana warty następowała o określonych porach. Sten wiedział, że człowiek jest najmniej przygotowany na wszelkie niespodzianki o czwartej nad ranem. I wtedy właśnie uderzył. Szczękanie... stukot... wykrzyczane rozkazy... i trzynaścioro ludzi Stena niepostrzeżenie wemknęło się za nowego, ziewającego wartownika. Weszli do sanktuarium lady Atago. Jeśli będą maszerowali w szyku, całkiem jawnie, przejdą nie zatrzymywani. Sten miał desperacką nadzieję, że jego matrosi potrafią jakoś naśladować krok marszowy piechoty. Faza pierwsza - zakończona. Faza druga - znaleźć dziurę w sieci. Kilgour zwędził opancerzone grawisanie transportowe, zaparkowane o sto pięćdziesiąt metrów od wozu dowodzenia. Z nożem kukri w pogotowiu, wślizgnął się przez nie strzeżony właz. Sten czekał na zewnątrz. Usłyszał tylko jęk umierającego i głowa Kilgoura wychyliła się z włazu. Kukri był czysty. Nieźle, pomyślał Sten. Chłopak trzyma się w formie. Machnął na swoich marynarzy. Wszyscy schowali się w wozie. Czekali na świt. Sten, Foss, Kilgour i Tapia trzymali wachty przy ekranach ciężarówki. Powodzenie kolejnych etapów akcji zależało od szczęścia. Wcześniej czy później, pewnie około zmierzchu oddziały będą się przesuwać naprzód. Chaos się powiększy. Nikt nie zwróci uwagi na grupkę żołnierzy zmierzającą w kierunku linii ognia. Sten przynajmniej żywił taką nadzieję. Przebiorą się w mundury Tahnijczyków. Jedną z barek wypełniały paczki z nalepkami “Mundury, wzór Mk. 113”. Ale dalej widniał napis: “Uniformy galowe. Białe. Klimat umiarkowany”. Gdyby kazał swoim ludziom założyć te stroje, to prawdopodobnie nie mieliby trudności z przedostaniem się przez linie posterunków otaczających punkt dowodzenia. Kłopoty zaczęłyby się w momencie, gdy natrafiliby na pierwszy tahnijski patrol bojowy. Ale istniała też inna możliwość. Wczesnym popołudniem Sten wpadł na pewien pomysł. Od strony frontu nadleciały wozy bojowe. Wysiadali z nich oficerowie. Odprawa dowódców, odgadł w myślach Sten. Kiedy się rozpocznie, jego oddziałek będzie mógł się przemieścić. Wtedy rozległ się łoskot. W kierunku punktu dowodzenia leciał wielki grawitransporter. Kilometr nad nim zawisły dwa krążowniki pancerne. - Co za cholera? - rzucił Alex. Przyglądał się ekranowi przez ramię Stena. - Pewnie przypłynęła jakaś gruba ryba. Grawisanie opadły na ziemię, wysunęła się rampa. Tahnijscy żołnierze natychmiast ustawili się z obu jej stron. - Nie wiedziałem, że Tahnijczycy mają w swoich szeregach goliatów! - odezwał się Alex, patrząc na niezwykle wysokich i barczystych mężczyzn. Sten wiedział, co teraz nastąpi. Odwrócił się od ekranu i popatrzył na Alexa. Twarz przyjaciela była biała. - Nie mamy wyboru. Prawda, chłopcze? - wyszeptał Kilgour. Zgadza się, pomyślał Sten. Wziął automat, sprawdził ustawienie przyrządów celowniczych oraz zamek. Potem podszedł do włazu i ostrożnie go uchylił. Był rozbitkiem, ale przecież także imperialnym oficerem. Sytuacja zastana: W polu widzenia dwa rzędy żołnierzy straży przybocznej. Czekają. Obok nich - grupa wysokiej rangi oficerów. Wniosek: Pojawi się jakiś bardzo ważny dowódca. Pytanie: Kto to jest? Odpowiedź: Lady Atago. Albo Deska. Pytanie: Czy śmierć Deski jest pożądana bez względu na straty? Odpowiedź: Prawdopodobnie tak. Pytanie: Czy śmierć lady Atago jest pożądana? Odpowiedź: Zdecydowanie tak. Bez względu na koszty, komandorze Sten? Bez względu na koszty. Sten założył sobie temblak broni na bark. Oparł się o właz do grawisań. Wycelował, upewniwszy się, że z zewnątrz nie widać wylotu lufy automatu. Jeśli z rampy zejdzie Atago, umrze. A wkrótce potem Sten i jego marynarze, których komandor tak bardzo chciał zachować przy życiu. Za plecami Stena przesuwał się Kilgour. Potrząsał ludźmi, budził ich, coś szeptał. Oddaleni o sto pięćdziesiąt metrów żołnierze i oficerowie stanęli na baczność, trzaskając obcasami. Lady Atago zaczęła schodzić z rampy. Mierz starannie, pomyślał Sten. Głupio tak umierać. Jeszcze głupiej, jeśli się chybi. Skrzyżowane włosy lunety przesunęły się po czerwonym płaszczu Atago i zatrzymały się pośrodku zielonego munduru. Seria AM2 wybije w tej zieleni dziurę wielkości pięści. Sten zrobił wdech, potem wypuścił połowę powietrza. Już miał nacisnąć spust... Straż przyboczna lady Atago zmieniła pozycje. Goliaci poruszali się zwinnie jak baletnice. Utworzyli wokół swej podopiecznej koło. Zamiast zieleni, Sten widział teraz biel ich mundurów. Zaklął i uniósł oczy. Atago wciąż otaczali żołnierze ze straży przybocznej. Krąg odzianych na biało olbrzymów, jak falanga sunął ku wozowi dowodzenia. Za nimi spieszyli oficerowie. Sten opuścił automat