Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

{eby nie mo|na cofn. - A je[li bdziesz |aBowaBa? - To ja bd |aBowaBa. Nie pan, nie mama, nie ojciec tylko ja sama, nikt inny. - Nie jeste[ sama. Jest was dwoje. Czy twój chBopak te| chce tego samego co ty? - Tak. - Niezachwiana pewno[ dzwiczaBa w jej gBosie, chyba si zdziwiBa, |e w ogóle mo|na wtpi w to|samo[ ich pragnieD. Nie osignBem nic ku zawodowi pani Teresy i swojej haDbie. Tyle, |e po tej rozmowie miBosne uniesienia Dantego i Beatrycze nagle zaczBy mi si wydawa wyblakBe niczym sta- 32 re malowidBo i mdBe jak lukrecja. Ta para piknie wpisaBa si w norm obyczajow swojego czasu, bez buntu, bez sprzeciwu, pokornie podporzdkowaBa si temu, co przyzwoite, chwalebne, sBuszne i godne pochwaBy. Chyba musz poszuka innej pary kochanków. - Zmieszne, |e na stare lata kibicuj romansowi, który wcale nie powinien mnie obchodzi. Gdyby[ nie wymusiB wtedy spaceru przed pit rano, nie wiedziaBbym o miBosnych komera|ach* w parterowym mieszkaniu ssiedniego bloku. Tak, D|oki. Chocia| nie. Wizyta matki naszej Julii nie pozostaje w |adnym zwizku z tym, czego byli[my [wiadkami. Dobrze, |e mamy swoje lata, D|oki. MBodo[ to bardzo wdziczny okres |ycia, ale nigdy nie robi si tylu gBupstw co wtedy. MARZENIA SPEANIONE Dni uciekaBy jak wystraszone myszy, jeszcze si dobrze nie rozwidniBo, a ju| nadchodziB wieczór. {yBo si dla tego wieczoru, bo wtedy mo|na byBo kolejny raz przekroczy zaczarowan granic, zapomnie o wszystkim, co nie byBo Wiol, zatraci si, rozpByn, poczu si po raz pierwszy w |yciu bohaterem historii, które dotd ogldaBo si tylko na ekranie. Owszem, chodziB do technikum, nawet pisaB jakie[ sprawdziany i z czego[ odpowiadaB, toczyB pogaduszki z kolegami, no i spotykaB si z Wiol na mie[cie, ale chodzenie ulicami, lizanie jednej porcji lodów (kiepsko z kas), wymieniane sBowa znaczyBy niewiele, prawdziwe bycie razem przychodziBo z zapadniciem mroku. - Jest taka propozycja, |ebym z koleg pilnowaB hurtowni. - To wygBówkowaB, by nocne nieobecno[ci nie dziwiBy domowników. - Co[ nieco[ wpadnie z tego stró|owania. - I pójdziesz na lekcje niedospany? - Matka nie byBaby mat- * komera|e (z fr.) - intrygi, nieporozumienia 33 k, gdyby nie powiedziaBa czego[ takiego. - Zastanów si, to mo|e by niebezpieczne. Nie macie broni, a nie daj Bo|e, jaki[ napad... Nie zgadzam si. Kategorycznie zabraniam. Daniel tBumaczyB rozsdnie i dBugo, |e tak naprawd w tej stró|ówce to si [pi, jest tam Bó|ko polowe i koce, za[ niebezpieczeDstwa nie ma, w magazynach s zabawki dla dzieci. Kto sByszaB o bandytach rabujcych klocki lego, lalki Barbie i pluszowe misie? - To czego macie pilnowa? - Mo|e by po|ar albo wichura zerwie dach, zreszt nie bd chodziB codziennie, tylko w niektóre dni