Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
W końcu zarówno szpital dawcy, jak i Médic Ecosse potwierdziły w swoich laboratoriach właściwy dobór narządu do przeszczepu. Chirurg uznał, że nie ma w tej sprawie nic więcej do dodania i musi myśleć o swojej karierze. Sheila Barnes napisała w pamiętniku o swoim odejściu z Médic Ecosse, o tym, jak później zapadła na zdrowiu, o diagnozie stwierdzającej raka u niej i jej męża, a także o koszmarze radio – i chemioterapii. Gdy Dunbar skończył czytanie, poczuł się wyczerpany. Ale teraz wiedział, że Sheila jest kobietą zasługującą na szacunek, jako człowiek i jako profesjonalistka. Mimo że przełożeni w Médic Ecosse obeszli się z nią nieprzyzwoicie, z kart pamiętnika nie wyzierała nienawiść do tych, którzy zignorowali jej zarzuty i uznali ją za niespełna rozumu. Tylko raz dała upust swej złości, pisząc o tym, że bardziej troszczono się o pacjenta „Omega” niż o umierającego chłopca. Dunbar znalazł zdanie – o „podłych lizusach przewracających się o siebie, byle tylko dosięgnąć wypisanego czeku”. Zamknął notes i przez chwilę stukał palcami w okładkę.. Potem wstał i nalał sobie następną porcję trunku. Zastanawiał się, o czym zamelduje Inspektoratowi Naukowo-Medycznemu, gdy pod koniec tygodnia będzie musiał przekazać pierwszy raport. Przed kilkoma dniami, zanim poznał obie pielęgniarki, sprawa była prosta. Poinformowałby przełożonych, że najprawdopodobniej oskarżenia dwóch kobiet należałoby uznać za bezpodstawne. Swoją opinię poparłby jak najlepszymi wrażeniami wyniesionymi z Médic Ecosse. Musiałby opisać szpital jako wspaniałą placówkę medyczną, doskonale zorganizowaną i zarządzaną, funkcjonującą bez napięć. A dwa zgony pacjentów po transplantacjach nazwałby nieszczęśliwymi, lecz wyjątkowymi przypadkami, które mogą zdarzyć się wszędzie. Teraz jednak sprawa wyglądała inaczej. Nie mógł już zlekceważyć zarzutów pielęgniarek i potraktować ich oskarżeń jak urojenia chorych psychicznie czy – mówiąc bardziej uprzejmie – „nadwrażliwych” kobiet. Nie znalazł dowodów ich przesadnego przywiązania do pacjentów ani złośliwości w stosunku do pracodawcy. To, że w komputerowej bazie danych nie natrafił na inne podobne przypadki śmierci pacjentów, też miało znaczenie. Nie zamierzał wracać do Londynu z tym, co miał. Postanowił dalej prowadzić śledztwo. Gdy następnego ranka Dunbar wkroczył do biura, zastał tam Ingrid. – Jak minęło wczorajsze popołudnie? – zapytała. Przez moment patrzył na nią, nie rozumiejąc, dlaczego o to pyta. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że mówił jej o zamiarze zwiedzenia Glasgow. – Bardzo interesująco – odparł. – Niestety, nie mogłam panu przygotować szczegółowych kosztów pobytu pacjentów „Omega”, ale ustaliłam, kiedy się leczyli i na co. – Bardzo dziękuję, jestem zobowiązany. – Wziął od niej akta i wsunął do teczki. – Jakie plany na dziś? – Mam ochotę przyjrzeć się liczbom dotyczącym radiologii. Wydaje mi się, że koszty utrzymania tego oddziału są nieproporcjonalnie wysokie w stosunku do opłat wnoszonych przez pacjentów. – Uważa pan, że powinniśmy więcej żądać za prześwietlenia? – Albo zredukować wydatki. Mogłaby mi pani przygotować wydruki stanu zatrudnienia i listy płac personelu radiologii? – Oczywiście. Coś jeszcze? – Chciałbym obejrzeć ten oddział i zobaczyć, jak jest wyposażony. Proszę skontaktować się z ordynatorem i zapytać, kiedy mogę wpaść? – Dobrze. – Ingrid sięgnęła po telefon. – Doktor Svensen zaprasza w każdej chwili – oznajmiła kilka minut później. – Dziś przyjechali specjaliści z obsługi technicznej, więc pacjenci będą przyjmowani dopiero po południu. Dobrze się składa. – Rzeczywiście – przyznał Dunbar. – Mam panu towarzyszyć? – Dziękuję. Sam się przespaceruję. Przez ten czas mogłaby pani przygotować dane, o które prosiłem. Dunbar zamierzał zwiedzać radiologię jak najdłużej. Brakowało mu już pomysłów, czym zająć Ingrid. Nie widział jeszcze całego szpitala, więc postanowił pójść na radiologię okrężną drogą. Zainteresowała go klatka schodowa prowadząca z parteru na dół. Nie była oznaczona żadną tablicą informacyjną. Idąc korytarzem, pomyślał, że warto sprawdzić, dokąd dotrze tymi schodami. Obejrzał się przez ramię i upewniwszy się, że jest sam, skręcił szybko i zbiegł po schodach. Natrafił na podwójne drzwi. Otworzyły się, gdy pchnął je lekko. Oświetlenie w podziemiach nie było zbyt dobre, więc przez chwilę przyzwyczajał oczy do mroku. Pod sufitem wisiały tylko pojedyncze żarówki osłonięte drucianymi siatkami. Posuwając się wąskim korytarzem, ciągnącym się zapewne pod całym budynkiem, zauważył szereg drzwi. Otwierał je kolejno i zaglądał do środka. Za pierwszymi trzema drzwiami znajdowały się magazyny z metalowymi półkami oznaczonymi kodem alfanumerycznym. Leżały na nich części zapasowe do aparatury medycznej i kartonowe pudła. Czwarte pomieszczenie było ciemne. Dunbar natychmiast poczuł panujący tu chłód, przesycony wilgocią. Wzdrygnął się. Trafił do szpitalnej kostnicy. Nie dostrzegł żadnych napisów, ale białe, gładkie ściany, prosty, drewniany krzyż i solidne, metalowe drzwi chłodni mówiły same za siebie. Zdziwił go mały rozmiar kostnicy, ale przypomniał sobie, że to prywatny szpital, dla ograniczonej liczby wybranych pacjentów. Ludzie nie powinni tu umierać. Odciągnął klamkę i otworzył drzwi chłodni. W twarz uderzyło go zimne powietrze. Wewnątrz nie było żadnego ciała, tylko dwie puste szuflady na zwłoki, umieszczone jedna nad drugą. Jego uwagę zwróciły jednak inne drzwi na prawo od szafy chłodniczej. Nie miały klamki. Przyjrzał się im dokładniej i po prawej stronie, za framugą znalazł guzik. Kiedy go nacisnął, drzwi odsunęły się. Miał przed sobą wąską, długą windę. Domyślił się, że kabinę zaprojektowano tak, by zmieściła się w niej trumna w pozycji poziomej. W środku zobaczył kilka przycisków. Winda docierała na wszystkie piętra. Próbował sobie uzmysłowić, pod którą częścią budynku znajduje się kostnica. Doszedł do wniosku, że jest usytuowana z tyłu szpitala, w dwóch trzecich jego długości. Widział tam zielone, tajemnicze drzwi, gdy parkował samochód. Był w tym sens. Jeśli komuś przytrafiło się to nieszczęście, by umrzeć w Médic Ecosse, jego zwłoki zjeżdżały dyskretnie na dół służbową windą