Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Jeśli jednak zacznie od słabszych wierszy, może wzmocnić się na tyle, by móc przyswoić sobie większe i znakomitsze dzieło bez ryzyka. Niech więc sprzeda mi Petrarkę taniej, bym później mogła wrócić po jego własne utwory. - Powiedz jej, że sprzedam go za taką samą cenę, nie mniejszą. Brat Malachiasz nie zdążył mi tego powtórzyć, gdy zawołałam: - Załatwione! Mężczyzna ozwał się do niego: - Powiedz jej, że jestem głupcem, a moje małe dzieci będą głodować. - Powiedz mu, że małe dzieci wielkiego człowieka nigdy nie głodują. - Hildo, Małgorzato - brat Malachiasz odwrócił się ku nam z jaśniejącym obliczem. - Właśnie wymyśliłem, jak możemy wrócić do domu. Początkowo Sim miał szczery zamiar pozostania przy Grzegorzu. Choćby i nie podobało mu się, jak Małgorzata poświęcała się temu do niczego nieprzydatnemu człowiekowi, on dał jej przecież obietnicę. Ów jegomość całymi dniami leżał osowiały, a jedyną jego czynnością było oddychanie. Czasami w nocy budził się z przerażeniem i krzyczał, jakby miał jakieś straszne zwidy. To było przynajmniej interesujące, choć nieco niebezpieczne, bo próbował z tymi zwidami walczyć lub je z siebie zdrapywać, raniąc się do krwi. Najgorzej było wtedy, gdy się budził, posępny, pochmurny i smutny. Nie znajdował przyjemności nawet w oglądaniu nowych, wspaniałych zdobyczy Sima, które w błyszczących koronach i z głębokimi dziurami oczodołów leżały pięknie wypolerowane na długiej ławie stanowiącej umeblowanie tego pokoju. - Dość się was naoglądałem - mruczał Grzegorz, gdy otworzywszy oczy zobaczył tam czaszki. - Marnymi rozmówcami byliście przez te wszystkie tygodnie. Musicie wciąż za mną chodzić i tak się gapić? Wystarczająco długo przebywałem w waszym towarzystwie. Uwięziono mnie na całe popołudnie z tym nudziarzem, pomyślał Sim, podchodząc do okna. Dwa piętra niżej, na dziedzińcu gospody „Pod Maurem” zobaczył coś wspaniałego. Jakiś mężczyzna wprowadzał do stajni swego konia. Za nim kręciły się dwa charty, zaś u jego boku, na smyczy przymocowanej do obroży z małymi dzwoneczkami znajdowała się małpa. Prawdziwa barbarzyńska małpa o owłosionym ciele, z długimi skórzastymi dłońmi i stopami. - Ciekawe, skąd przybywa... - zaintrygowany Sim już gotów był zbiec na dziedziniec, gdy przypomniał sobie o obietnicy. - Wszak „doglądaj” nie znaczy „oglądaj”, prawda? - przekonywał sam siebie. Będą źli, jeśli poruszy się gwałtownie i porozbija jakieś rzeczy, pomyślał i na wszelki wypadek zmienił ręcznik, a potem liną z podróżnych sakiew oplótł ciasno ręce śpiącego i przywiązał je do ramy łóżka. - Nie obudzisz się - rzekł - a jeśli ci się to uda, nie będziesz biegał w kółko i się kaleczył. Zresztą zaraz wrócę. Nie dowiedzą się. Dogadaliśmy się, prawda? Doglądam cię wspaniale, Panie Ponury - zakończył i jak szalony zbiegł na dół. Chory z pewnością nie obudziłby się, gdyby jakiś diabeł nie postanowił usiąść mu na piersi. Był wielki, szary, bezkształtny i tak ciężki, że Grzegorz nie mógł swobodnie oddychać. Odejdź, poprosił go w myślach, ale straszna mara ani drgnęła, nawet wtedy, gdy rozpaczliwie próbował wciągać powietrze. Okropnie też cuchnęła, jak przegniły całun grobowy. Starał się zepchnąć z siebie tę straszną rzecz, ale stwierdził, że ma sparaliżowane ręce. Zaczął krzyczeć i wić się, ale nie mógł się poruszyć. Szeroko otworzył oczy i rozglądał się dokoła, szukając pomocy. Ani żywego ducha! Małgorzata go opuściła. Zawsze wiedział, że to zrobi. A ten diabeł był ciężki, dusił w nim życie... - Niech się stanie... - szepnął i odwrócił twarz do ściany, ale mimo to usłyszał szczęk klamki i zgrzyt otwieranych drzwi. Ciekawość zawsze była silniejsza od niego. - Umrę później - mruknął do siebie. - Najpierw zobaczę, kto zacz. Diabeł był chyba przezroczysty, Grzegorz mógł więc z łatwością spoglądać przez niego