Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Za dwadzieścia kawałków mogłaby dostać okulary wywołujące dobry nastrój, rozkoszować się światłami i kształtami, które zlewały się z muzyką. Wolała jednak zamknąć oczy. - Trudno uwierzyć, że w takich spelunkach szuka pani zapomnienia, pani porucznik. Otworzyła oczy i spojrzała na Roarke'a. - Za każdym razem, gdy muszę dojść do siebie. Usiadł naprzeciw niej. Stolik był na tyle mały, że zderzyli się kolanami. Poprawił się, przesuwając uda wzdłuż jej ud. - Dzwoniłaś do mnie, pamiętasz? I podałaś mi ten adres. - Chciałam umówić się na spotkanie, ale nie szukałam kompana do picia. Zerknął na stojący na stole kieliszek i pochylił się, by powąchać trunek. - Nikogo nie namówisz na tę truciznę. - W tej knajpie nie podaje się szlachetnego wina ani starej whiskey. Położył rękę na jej dłoniach tylko po to, by zobaczyć, jak się nachmurzyła i wyszarpnęła. - Może pójdziemy gdzieś, gdzie to robią? - Jestem w fatalnym nastroju. Wyznacz spotkanie w dogodnym dla siebie terminie, a potem spadaj. - W jakim celu mamy się spotkać? - Piosenkarka przyciągnęła jego uwagę. Uniósł brew, patrząc, jak przewraca oczami i robi dziwne ruchy ręką. - Jeśli wokalistka nie dostała jakiegoś ataku, to wydaje mi się, że daje ci znaki. Ewa zerknęła na nią z rezygnacją i potrząsnęła głową. - To moja przyjaciółka. - Potrząsnęła głową bardziej zdecydowanie, gdy Mavis wyszczerzyła zęby w uśmiechu i podniosła oba kciuki. - Myśli, że szczęście mi dopisało. - Bo dopisało. - Roarke podniósł kieliszek i postawił go na sąsiednim stoliku, gdzie chciwie wyrywano go sobie z rąk do rąk. - Właśnie ocaliłem ci życie. - Szlag by to... - Ewo, jeśli chcesz się upić, zrób to przynajmniej czymś, co nie zrujnuje ci żołądka. - Przejrzał kartę, skrzywił się. - A tego nie da się tutaj kupić. - Wziął ją za rękę i wstał. - Chodź. - Dobrze mi tutaj. Pochylił się cierpliwie, zbliżając twarz do jej twarzy. - Mam nadzieję, że będziesz wystarczająco pijana, by zadać komuś parę ciosów pięścią, nie martwiąc się o konsekwencje. Przy mnie nie musisz się upijać, nie musisz się martwić. Możesz mnie okładać pięściami, ile dusza zapragnie. - Dlaczego? - Bo masz jakiś smutek w oczach. I to mnie trapi. - Kiedy zastanawiała się nad tym zadziwiającym stwierdzeniem, podniósł ją z krzesła i poprowadził w stronę drzwi. - Idę do domu - postanowiła. - Nie, nie idziesz. - Słuchaj, kompanie... Tyle zdążyła powiedzieć, zanim przycisnął ją do ściany i zmiażdżył jej usta pocałunkiem. Nie walczyła z nim. Dech jej zaparło; jego gwałtowność wywołała w niej wściekłość i pożądanie, które odczuła tak silnie jak uderzenie pięścią. Minęło zaledwie parę sekund, zanim uwolnił jej usta. - Przestań - zażądała nienawidząc się za to, że jej głos jest tylko drżącym szeptem. - Bez względu na to, co myślisz - powiedział starając się zapanować nad sobą - zdarzają się takie chwile, gdy potrzebujesz drugiego człowieka. W tym momencie mnie. - Wypchną] ją na dwór. - Gdzie jest twój samochód? Wskazała go ręką i pozwoliła poprowadzić się po chodniku. - Nie wiem, jaki masz problem. - Chyba ty nim jesteś. Wiesz, jak wyglądałaś? - spytał próbując otworzyć drzwi. - Siedząc w tej spelunie z zamkniętymi, podsinionymi oczami? Ten opis tylko rozpalił jej gniew. Roarke posadził ją na miejscu dla pasażerów i obszedł samochód, by usiąść za kierownicą. - Jaki jest twój pieprzony kod? Zafascynowana jego gwałtownym temperamentem, przesunęła się i sama otworzyła zamek. Roarke nacisnął starter i samochód oderwał się od krawężnika. - Próbowałam się odprężyć - powiedziała ostrożnie Ewa. - Nie wiesz, jak to robić - odparł. - Wpakowałaś się tam, ale nie pozbyłaś się kłopotu. - Chodzisz po linie, Ewo, lecz to jest cholernie cienka lina. - Właśnie do tego jestem przygotowana. - Tym razem nie wiesz, z czym masz kłopot. Jej palce zacisnęły się w pięść. - A ty wiesz? Milczał przez chwilę, tłumiąc własne uczucia. - Później o tym porozmawiamy. - Wolałabym teraz. Wczoraj pojechałam zobaczyć się z Elizabeth Banister. - Wiem. - Odzyskawszy spokój, przystosował się do nierównego rytmu jej samochodu. - Zmarzłaś. Włącz ogrzewanie. - Nie działa. Dlaczego mi nie powiedziałeś, że Elizabeth Banister prosiła cię, byś spotkał się z Sharon i z nią porozmawiał? - Ponieważ Beth prosiła mnie o to w zaufaniu. - Co cię z nią łączy? - Jesteśmy przyjaciółmi. - Roarke obrzucił ją uważnym spojrzeniem. - Mam ich kilku. Ona i Richard zaliczają się do nich. - A senator? - Nienawidzę tego pieprzonego, napuszonego, obłudnego tłuściocha - powiedział cicho Roarke. - Jeśli z ramienia swojej partii będzie kandydował na prezydenta, to włożę cały swój majątek w kampanię jego przeciwnika. Nawet gdyby był nim sam diabeł. - Powinieneś uważać na to, co mówisz - rzekła i uśmiechnęła się