Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Gryząc cukierek, Gail pokiwała głową. – Więc to zrób. Wierzę, że kobieta zawsze powinna robić to, co chce, o ile nie ma żadnych zobowiązań. Szansa może się już nie powtórzyć. – Właśnie. – Zadowolona z dowiedzenia swej racji, Angela postawiła trzy kubki na blacie i napełniła je gorącym mlekiem. – Gdzie byś zamieszkała? – Hm... – Brązowe oczy spojrzały na Gail. – Bobby’ego mają awansować na solistę. Więcej by zarabiał i stać by go było na własne mieszkanie. Moglibyśmy wynająć je razem. To chyba nic złego, prawda? Gail się roześmiała. – Kim ja jestem, aby cię osądzać? Tylko bądź ostrożna. Mam nadzieję, że jesteś. Policzki Angeli zaczerwieniły się. – Jestem. Bobby tak bardzo mnie szanuje, nie uwierzyłabyś. Boże, gdybym z nim zamieszkała, ojciec by mnie zabił. – Nieprawda. – Wiem, ale... on zawsze ma idealne odpowiedzi na wszystko, co powiem, i przez to czuję się, jakbym nic nie wiedziała. Jeśli podejmę jakąś decyzję, zawsze jest zła. Uważa, że jeśli on nie będzie mnie kontrolował przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, to zaraz na pewno zajdę w ciążę, zacznę brać narkotyki i zupełnie zrujnuję sobie życie. Gail pokiwała głową. – Ma charakter Kubańczyka. Wiem, bo sama jestem Kubanką – westchnęła Angela. – Muszę tylko się zastanowić, jak mu to powiedzieć, żeby nie wpadł w szał. Postawiła bajgle i kawę na tacy. Gail zabrała ją na stół. Angela szła tuż za nią, niosąc serek i serwetki. Po chwili wróciła do kuchni i wstawiła stokrotki do butelki po winie. W tej samej chwili Bobby wyszedł z pokoju. Włożył czystą koszulkę i sandały. Uczesał się. Podał Gail czek na sto dolarów, przepraszając, że tylko na tyle. Angela kazała im siadać i jeść, zanim wszystko wystygnie. Bobby podszedł do niej, odgarnął jej włosy i pocałował w policzek. Uśmiechając się do niego, dolała espresso do gorącego mleka. Bobby poczęstował Gail bajglami, a Angela spytała go, który chciał dla siebie. Z cebulą, proszę, mamita. Położyła pieczywo na talerzu i posmarowała je serkiem. Gail nie mogła dłużej na nich patrzeć. Byli tacy piękni. Miała ochotę się rozpłakać. Sąd karny mieścił się w szarym budynku z widokiem na drogę szybkiego ruchu, biegnącą łukiem ponad Miami River. Gail mogła na palcach ręki policzyć, ile razy wchodziła po szerokich stopniach z różowego marmuru, przechodziła przez bramki bezpieczeństwa, a potem wąską windą jechała na górę w towarzystwie prawników, detektywów, personelu sądowego, świadków, oskarżonych i członków ich rodzin. Głosy odbijały się echem od marmurowej podłogi w długich, słabo oświetlonych korytarzach. Sędzia Nathan Alan Harris przewodniczył ławie sędziowskiej w sali na czwartym piętrze. Gail weszła do przeszklonego przedsionka i zajrzała do środka przez wąskie okienko. Sala rozpraw była pełna. Dobiegły ją odgłosy rozmów. Nie dostrzegła sędziego. Poszła trochę dalej korytarzem i zatrzymała się przed zwykłymi, dębowymi drzwiami. Były zamknięte. Cofnęła się i rozejrzała, aby sprawdzić, czy ktoś ją obserwował. Kiedy z pomieszczenia wyszedł mężczyzna w garniturze, niosąc plik dokumentów, Gail weszła do środka, zanim drzwi zdążyły się zamknąć. Mężczyzna spojrzał na nią przelotnie. Wysoka blondynka w wąskiej spódnicy i dopasowanym, granatowym żakiecie z rzędem złotych guzików. To oczywiste, że przyszła tu w interesach. Znalazła gabinet sędziego Harrisa, oznaczony tabliczką na ścianie. Zaciskając palce na pasku przewieszonej przez ramię torebki, odetchnęła głęboko i weszła. Biurko asystentki stało na wprost, a z gabinetu sędziego dochodziły męskie głosy. Ktoś się śmiał. Gail podeszła bliżej. Zobaczyła Harrisa – patykowatego, siwowłosego mężczyznę w koszuli w paski. Właśnie zdejmował sędziowską togę z wieszaka. Zorientowała się, że asystentka sędziego coś do niej mówi. Podeszła do biurka, przedstawiła się i powiedziała, że jest adwokatem. – Muszę pilnie porozmawiać z sędzią Harrisem. Kiedy kobieta spytała, w jakiej sprawie, Gail pokręciła głową. – Przykro mi, ale to poufne. – Mnie także jest przykro, bo sędzia właśnie się udaje na salę. Nie widzę pani w terminarzu spotkań. Jak się pani tu dostała? Harris wyszedł z gabinetu, kończąc zapinać guziki togi i nie przerywając rozmowy z drugim mężczyzną, prawnikiem, którego Gail znała ze spotkań adwokatury Florydy. Zastąpiła im drogę. – Panie sędzio, nazywam się Gail Connor. Próbowałam się z panem skontaktować na początku tygodnia... – Panna Gail. Co za miła niespodzianka. – Wyciągnął rękę i uścisnął jej dłoń ciepło i mocno. – Tak, dzwoniła pani i bardzo mi przykro, że nie odpowiedziałem na telefon. Miałem mnóstwo pracy. Proszę, chwilę zaczekać. – Zwrócił się do drugiego prawnika, by ustalić spotkanie na następny tydzień. „Wkład komisji... trzeci oddział... kwestie jurysdykcji”. Ich głosy zakłócały myśli Gail. Bała się, że to, co chciała powiedzieć, zmieni się w nieskładne brednie. Sędzia Harris dotknął jej ramienia. – Przepraszam. Proszę przejść ze mną korytarzem. Muszę iść na salę rozpraw. – W hallu skinął koledze, który się oddalił w przeciwnym kierunku, po czym pochylił głowę ku Gail. – Czy sprawa ma związek z naszym wspólnym znajomym Anthonym Quintaną? Gail, która właśnie zamierzała wszystko wyjaśnić, roześmiała się cicho. – Nie, chodzi o mojego klienta. – Ach tak? Och. Wydawało mi się... – Zrobił przepraszającą minę. – Myślałem, że chce mnie pani prosić o jakąś... radę albo... Bóg jeden wie. Przepraszam, proszę mówić dalej. – Chodzi o mego klienta, młodego człowieka, Bobby’ego Gonzaleza... – Mam nadzieję, że sprawa jeszcze nie została otwarta. Nie byłoby to z mej strony etyczne, gdyby... – Nie zna pan tego nazwiska? – Sędzia pokręcił głową. – Ma dwadzieścia jeden lat, jest mniej więcej mojego wzrostu, ma czarne włosy. Tańczy w Miami City Ballet. Spotkał pan Bobby’ego Gonzaleza na przyjęciu w poprzedni weekend. W domu Jacka Pascoe, gdzie zastrzelono Rogera Cresswella. Bobby jest teraz podejrzany o morderstwo. Gail czekała, jak Harris zareaguje. Spojrzał na nią bezbarwnym wzrokiem przez rogowe okulary. – Bobby nie mógł tego zrobić. To niemożliwe. Wyszedł z przyjęcia za kwadrans dwunasta i spotkał się z przyjacielem. Przed wyjściem przez czterdzieści minut był z panem. Musi pan to powiedzieć policji