Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Jedna czwarta więźniów była jednak fanatycznie przekonana, że jej świat znowu odżyje. W stosunku do tej części trzeba było nadal stosować środek zabezpieczający. Na nią to składali się owi ,,niebezpieczni wrogowie państwa". Łatwo było ich rozpoznać, nawet wówczas, kiedy nie przyznawali się otwarcie do swoich poglądów i usiłowali się maskować. O wiele niebezpieczniejsi dla państwa i narodu jako całości byli zawodowi przestępcy i osobnicy aspołeczni karani już uprzednio 20—30 razy. Eicke przez nieustanne pouczanie i odpowiednie rozkazy o przestępczości więźniów i o tym, jak niebezpieczni są oni, dążył do nastawienia SS-manów przeciwko więźniom, wywołania wrogiego do nich stosunku, tłumienia z góry jakichkolwiek odruchów współczucia. Stale oddziałując w tym kierunku, wyhodował właśnie w naturach prymitywnych antypatię i nienawiść do więźniów, jakiej ludzie postronni nie są w stanie sobie wyobrazić. Takie nastawienie rozszerzyło się na wszystkie obozy koncentracyjne, na wszystkich pełniących tam służbę SS-manów i oficerów; była to spuścizna Eickego działająca wiele lat po jego odejściu ze stanowiska inspektora. Tą pełną nienawiści postawą tłuma czy się maltretowanie więźniów i wszystkie ich udręki w obozach koncentracyjnych. Tę zasadniczą postawę wobec więźniów zaostrzył jeszcze wpływ wywierany przez starych komendantów, jak Loritz 26 i Koch,27 dla których więźniowie nie byli ludźmi, lecz „Ruskami" albo ,,Kanakami". Więźniowie oczywiście zdawali sobie sprawę z tej nienawiści sztucznie hodowanej. Fanatyków i ludzi zawziętych umacniało to w ich postawie, ludzi dobrej woli raniło i odpychało. Każde „pouczenie" Eickego dawało się zaraz odczuć w obozie. Nastrój więźniów natychmiast się pogarszał; z lękiem obserwowano każde poruszenie SS-manów. Roiło się od pogłosek i plotek obozowych o zamierzonych zarządzeniach; powstawał powszechny niepokój. Bynajmniej nie dlatego, by wprowadzano od razu gorsze traktowanie ogółu więźniów. Nie, tylko więźniowie odczuwali bardziej wrogą postawę przeważającej części personelu wartowniczego i nadzorczego. Muszę stale podkreślać, że więźniów w ogóle, a więźniów obozów koncentracyjnych szczególnie przygnębiały, dręczyły i doprowadzały do rozpaczy nie tyle fizyczne dolegliwości, ile przeżycia psychiczne. Dla większości więźniów nie jest obojętny fakt, czy dozorcy odnoszą się do nich wrogo, obojętnie czy życzliwie. Nawet wówczas, gdy dozorca nie przysparza więźniowi cierpień fizycznych, sama jego wroga i nienawistna postawa, samo jego ponure spojrzenie zatrważa, przygnębia i dręczy więźnia. Jakże często więźniowie w Dachau zadawali mi pytania: „Dlaczego SS tak nas nienawidzi, przecież i my jesteśmy ludźmi!" Już to powiedzenie wystarcza, aby wyjaśnić, jaki stosunek panował ogólnie między SS a więźniami. Nie wierzę, aby Eicke osobiście tak nienawidził „niebezpiecznych 26 Hans Loritz (ur. 21. 12. 1895 r.), członek NSDAP (nr 298668) i SS (nr 4165), był do kwietnia 1930 r. w stopniu SS-Standartenführera komendantem obozu koncentracyjnego w Esterwegen, następnie, po awansowaniu na SS-Oberführera, został na miejsce SS-Oberführera Keinricha Deubela (ur. 19. 2. 1890 , r., nr SS 186) komendantem obozu w Dachau, a od początku 1940 r. do 31. 8.1942 r. był komendantem obozu w Sachsenhausen. 27 Karl Otto Koch (ur. 2. 8. 1897 r.), członek NSDAP (nr 475586) i SS (nr 14830), był w 1935 r. dowódcą załogi wartowniczej obozu w Esterwegen, został w tymże roku komendantem obozu koncentracyjnego Columbia-Haus w Berlinie, a z dniem 3.4.1936 r., jako następca Loritza, komendantem obozu w Esterwegen. W dniu 1. 8.1937 r. objął Koch jako SS-Standartenführer obóz koncentracyjny w Buchenwaldzie, który dopiero pod jego rządami został w zasadzie wybudowany i którego komendantem pozostał aż do grudnia 1941 r. Z powodu nadużyć natury finansowej oraz despotycznego i barbarzyńskiego — nawet według kryteriów prawnych SS — terroru w Buchenwaldzie musiał wreszcie zostać odwołany. Aresztowany z końcem 1941 r., został za wstawiennictwem Himmlera zwolniony i mianowany komendantem obozu koncentracyjnego na Majdanku pod Lublinem, skąd w sierpniu 1942 r. przeszedł do straży pocztowej. Aresztowany ponownie w grudniu 1943 r., został skazany przez sąd SS na karę śmierci i z początkiem 1945 r. stracony (Dok. Norymb. NO-2366). wrogów państwa" i tak nimi pogardzał, jak to nieustannie przedstawiał oddziałom wartowniczym. Sądzę raczej, że jego ciągłe podjudzanie przeciwko więźniom miało tylko na celu zmuszanie SS-manów do näjbaczniejszej uwagi, do ciągłej czujności i gotowości. Tle złego to wyrządzi i jak daleko sięgać będą skutki świadomego „podjudzania" — nad tym, się już nie zastanawiał. Tak wychowany i wyszkolony w duchu Eickego, miałem pełnić służbę w obozie koncentracyjnym: w charakterze Blockführera, Rapportführera, zarządcy magazynu, i tutaj muszę przyznać, że pełniłem zawsze służbę sumiennie i starannie, ku zadowoleniu wszystkich; nie pobłażałem więźniom, byłem surowy, a często twardy, ale sam byłem zbyt długo więźniem, aby nie widzieć ich niedoli. Nie bez wewnętrznego współczucia odnosiłem się do wszystkich „wydarzeń" w obozie. Zewnętrznie zimny, wręcz kamienny, lecz wewnętrznie najgłębiej wzburzony, uczestniczyłem w wizjach lokalnych z okazji samobójstw, zastrzeleń przy próbie ucieczki (dobrze potrafiłem przy tym rozpoznać, które z nich było sfingowane, a które rzeczywiste), wypadków przy pracy, „pójścia na druty", przy sądowych oględzinach zwłok w pokoju sekcyjnym; uczestniczyłem przy karach chłosty i wykonaniu innych kar, które Loritz wyznaczał i najczęściej osobiście nadzorował, przy „jego" robotach karnych, przy „jego" wykonywaniu kary. Z powodu mojej kamiennej maski Loritz był głęboko przekonany, że nie potrzebuje mnie „hartować", jak to czynił z upodobaniem w stosunku do tych SS-manów, którzy wydawali mu się zbyt łagodni. I tu właśnie zaczyna się moja wina. Uświadomiłem sobie wyraźnie, że nie nadawałem się do tej służby, gdyż nie zgadzałem się wewnętrznie z takim życiem i postępowaniem w obozie koncentracyjnym, jakiego wymagał Eicke. Byłem wewnętrznie zbyt mocno związany z więźniami, ponieważ zbyt długo sam żyłem ich życiem, sam przeżywałem ich niedolę