Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
„Vivacia” bez wątpienia chętnie go zobaczy. Minęło sporo czasu od ich ostatniej rozmowy. Piratowi przemknęło nagle przez głowę niewyraźne, smutne wspomnienie matki, która łagodnie złapała w swe dłonie jego pucołowate, dziecięce jeszcze paluszki i ostrożnie coś z nich wyjmowała. Jakiś przedmiot... Tłumaczyła cicho i rozsądnie, odbierając synkowi... tak, tak, połyskujące drewno i lśniący metal. Nóż. Przypomniał sobie, że nie poddawał się jej delikatnej perswazji, lecz głośno wykrzykiwał swe niezadowolenie. Teraz czuł w sobie tę samą przekorę. Stawiał opór. Nie chciał postępować racjonalnie, nie chciał ukojenia. Pragnął rozniecić jeszcze bardziej płomień wściekłości, pragnął wypróbować jej siłę. Jednakże w jego wnętrzu tkwiła dusza galionu. „Vivacia” całkowicie zawładnęła jego świadomością. Z powodu ogromnego osłabienia kapitan nie potrafił się przeciwstawić, gdy go uspokajała. Po chwili pozostało mu już tylko bezpodstawne niezadowolenie. Bolała go głowa. Zamrugał; czuł, że do oczu napływają mu łzy. Zrobił się płaczliwy jak baba. Pogardzał sobą. W tym momencie usłyszał stukanie do drzwi. Zdjął ręce z twarzy i ponownie się przykrył. Odchrząknął. - Wejść! Spodziewał się Etty, ale zamiast niej pojawił się chłopak. Przez chwilę stał niepewnie w drzwiach. Mroczna zejściówka otaczała go niczym rama obraz. Na twarz Wintrowa padło światło z małych okienek. Z tej odległości i w tym oświetleniu wydawała się delikatna i bez skazy. Tatuażu nie było widać. - Kapitanie Kennit? - zapytał chłopak cicho. - Obudziłem cię, panie? - O nie, nie. Wejdź. - Nie wiedział, dlaczego widok Wintrowa podziałał na jego duszę jak balsam. Być może, zawdzięczał te emocje „Vivacii”. Ostatnio chłopiec wyraźnie zaczął o siebie dbać. Gdy zbliżył się do koi, pirat uśmiechnął się do niego, a Wintrow nieśmiało odwzajemnił uśmiech. Czarne włosy zaczesał w tył i splótł w tradycyjny marynarski warkocz. Pocerowane przez Ettę ubranie nieźle na niego pasowało. Luźną białą koszulę, nieco zbyt dużą, chłopiec wsunął w granatowe spodnie. Był niski jak na swój wiek, chudy i zwinny. Wiatr i słońce osmagały mu twarz. Ciepły kolor cery harmonizował z brązowymi oczyma, białe zęby z białą koszulą, a ciemne spodnie prawie się zlewały z mrocznym korytarzem - całość stanowiła piękną kompozycję światła i cienia. Nawet niezdecydowane, pytające spojrzenie współgrało z przytłumionym światłem w izbie. Wintrow zrobił kolejny krok w głąb pomieszczenia i nagle tatuaż na jego twarzy stał się znacznie wyrazistszy. Wydawał się niemożliwą do usunięcia rysą, plamą na niewinnej chłopięcej buzi. Pirat dostrzegł w oczach młodzieńca udrękę i wyczuł w jego sercu cierpienie. Na moment ponownie szarpnęła nim potężna wściekłość. - Dlaczego? - zapytał. - Dlaczego cię w ten sposób naznaczono? Za co? Czemu ojciec ci to zrobił? Chłopiec podniósł dłoń do policzka i na jego twarzy odbiły się silne emocje: wstyd, gniew, zmieszanie. - Przypuszczam - odparł spokojnie i cicho - że chciał mnie w ten sposób czegoś nauczyć. Może mścił się za to, że jako syn nie spełniałem pokładanych we mnie nadziei. Pragnął, żebym był inny. Może w ten sposób chciał mnie zmienić. Albo odsunąć od siebie. To miał być symbol przemiany. Przestałem być jego synem, a stałem się niewolnikiem. Chyba że... Może chodziło mu o coś innego. Sądzę, że był zazdrosny o moją więź z galionem. Tatuując moją twarz znakiem „Vivacii”, sugerował, że czuje się przez nas odrzucony. Zresztą nie wiem. Ostrożne słowa nie były w stanie zamaskować cierpienia chłopca. Z chaotycznych prób wyjaśnienia pirat wywnioskował, że Wintrow często się zadręcza tym pytaniem. Ojciec z pewnością nigdy mu nie wyjaśnił swoich pobudek. Wintrow podszedł do łóżka i zmienił temat. - Muszę obejrzeć kikut - oświadczył wprost. Był szczery i uczciwy. Używał określenia „kikut”, bo miał do czynienia z kikutem. Nie nazywał go nogą czy raną. Nie przebierał w słowach, nie zastanawiał się nad uczuciami Kennita. Ta bezpośredniość wydała się kapitanowi osobliwie pocieszająca. Odkrył, że chłopiec nigdy by go nie okłamał. - Co czujesz wobec ojca? - Pirat nie miał pojęcia, dlaczego zrozumienie tej kwestii wydało mu się nagle takie ważne. Przez moment podejrzewał, że Wintrow jednak go okłamie. Jednak rozpacz chłopca bez wątpienia nie była udawana. - To mój ojciec. - Z jego ust wydobył się niemal krzyk protestu. - Jako syn mam wobec niego obowiązki. Sa każe nam szanować rodziców i doceniać każdy otrzymany od nich gest dobroci. A ja chciałbym, żałuję... - przemawiał coraz ciszej, jakby wstydził się swoich myśli. - Chciałbym, żeby zniknął z mojego życia. Nie pragnę jego śmierci, o nie, na pewno nie - dodał prędko