Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Hutch wkroczyła do środka, czując się jak zadziwiony czterolatek. Stanęła na palcach i skierowała światło latarki na blat stołu. Był pusty. George patrzył pod lepszym kątem. - Tam są wbudowane jakieś schowki - powiedział. Próbował otworzyć jeden z nich, ale nie dało się. - Boja wiem - rzucił zrezygnowany. Meble były poprzytwierdzane na miejscu. - To jakby jakaś sala konferencyjna - snuła przypuszczenia Ja-net. Wzdłuż ścian stały rzędy szafek, z których żadna nie dawała się otworzyć. Ale było znacznie ważniejsze, że na każdej widniały jakieś napisy. Maggie rzuciła się ku nim jak ćma do płomienia. -Jeśli to są Twórcy Monumentów - oznajmiła po kilku chwilach - znaki nie przypominają niczego, co do tej pory widywałam. - Maggie miała przytwierdzoną na czole małą kamerę, którą przekazywała obraz na wahadłowiec. - Boże, jak ja to uwielbiam - dodała. Po drugiej stronie sali były następne drzwi, a za nimi jeszcze jedno, identyczne pomieszczenie. 396 BOŻA MASZYNERIA Hutch wyłączyła wspólny kanał łączności, żeby móc w spokoju pogrążyć się we własnych myślach. Przyglądała się chwiejnym cieniom rzucanym przez lampy i przypominała sobie samotną grań na lapetusie i tamten samotny ślad. Kim oni byli? O czym rozmawiali, kiedy zbierali się w tym pokoju? Co się dla nich liczyło? Później znaleźli więcej takich otwartych drzwi. Zajrzeli do laboratorium i do sekcji, która zapewniała ogólne utrzymanie stacji. Znajdowała się tam kuchnia. I pomieszczenie, w którym znaleźli pełno umywalek, a także długie koryto, pełniące być może funkcję toalety. Koryto było niemal tak wysokie jak widziany poprzednio stół. Zobaczyli także coś, co mogło uchodzić za pozostałość prysznica. Znów zajaśniało światło dzienne. Słońce wróciło dokładnie w czterdzieści minut po tym, jak zniknęło za ostatnim z okien. Mniej więcej w tym samym czasie dotarli do pochylni, która przecinała korytarz przed nimi. - No dobra - odezwał się Carson. - Wygląda na to, że czas się rozdzielić. Niech każdy zachowa ostrożność. - Spojrzał w kierunku Maggie. - Gdzie wolisz iść? - Zostaję na dole - oświadczyła. Carson zaczął więc iść do góry. - Spotkamy się tu za godzinę. Albo prędzej, jeśli ktoś trafi na coś interesującego. - Truscott i Sili ruszyli w jego ślady, tak więc upadł misterny plan, że będą pod nadzorem Hutch. Carson uśmiechnął się i dał Hutch znak, żeby się nie przejmowała. Hutch, zachwycona, że udało jej się pozbyć tego, co zapowiadało się na uciążliwy obowiązek, dołączyła do George'a i Maggie. Szli dalej na niższym poziomie i niemal natychmiast natrafili na pokój pełen monitorów i konsolet, schowanych za luksusowymi fotelami o bardzo wysokich oparciach. - Komputery - wyszeptała Maggie. Na ścianach wisiały jakieś fotografie. Wyblakłe, ale może da się coś na nich wypatrzyć. Maggie chciała zobaczyć klawiaturę, ale konsoleta była dla niej za wysoka. Mimo to Maggie promieniała szczęściem. 397 JACKMcDEVITT - Chyba nie będą działały, jak myślicie? - zastanawiała się. - Nie, przecież minęły już tysiące lat - odrzekła Hutch. -Jeżeli to rzeczywiście jest tutaj od tak dawna. - No cóż, nawet jeśli nie działają, i tak dzięki klawiaturze zdobędziemy litery i cyfry, a już samo to jest prawdziwym skarbem. Teraz z kolei George popadł w ekscytację, bo znalazł zdjęcie pojazdu, który widzieli w komorze wahadłowca. Pojazd uchwycono w locie, ze stacją kosmiczną w tle. - Dni chwały - skomentował. Druga fotografia przedstawiała Betę Pac III - błękitno-białą i tak bardzo ziemską. Owładnięta przemożną chęcią obejrzenia konsolety, Maggie przeszła przed fotele i zdjęła jeden z magnetycznych butów, żeby podfrunąć w stronę sprzętu. Wtem dotarło do niej, że coś jest w fotelu. Zrobiła ćwierćobrót i wrzasnęła z przestrachu. Gdyby udało jej się zdjąć oba buty, pewnie już by odleciała. A tak jedna stopa pozostała przytwierdzona do podłoża, a ciało przechyliło się pod dziwacznym kątem. Straciła równowagę i zwaliła się na podłogę. Fotel był zajęty. Ze słuchawek buchnął głos Carsona. - Co się tam dzieje?! Hutch..