Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Nie mogę po prostu przyjąć, że Ron pilnuje mnie z większym zaangażowaniem od innych? - Możesz tak myśleć, jeśli chcesz - westchnął. - Ale po to przyjęli cię do programu i sprowadzili cię tutaj, żeby kiedy już wydrą dawne życie spod twoich stóp, podrą je na milion kawałków i skleja tak, że nawet ty go nie poznasz, nikt nie musiał cię pilnować. O to chodzi w tym całym zamieszaniu, prawda? Więc Ron cię śledzi, bo... - Bo ktoś w WITSEC uważa, że wciąż grozi mi niebezpieczeństwo. To chciałeś powiedzieć? - Tak - odparł, tłumiąc małe beknięcie. Zasłonił usta dłonią. - Przepraszam: Czekając na ciebie, kupiłem sobie tam jedną empanadę. - Wskazał w stronę pasażu. - To dla mnie coś nowego, ale chyba mi posmakowało. Znałam to małe stoisko z empanadami. Zaledwie parę przecznic od hotelu. Mnie też smakowały. - No dobrze, Carl, mówisz z sensem. Pokaż mi teraz, gdzie jest Ron. Wstaliśmy i poszłam za nim wzdłuż Trzynastej ulicy do Pine. Na jego polecenie przeszliśmy pojedynczo na północną stronę ulicy i zajęliśmy punkt obserwacyjny za ciężarówką FedEx. - Wystaw głowę, a zobaczysz białego forda expedition. Trzy samochody od przecznicy, po drugiej stronie ulicy. Wyjrzałam. Zobaczyłam mężczyznę siedzącego za kierownicą wielkiej białej furgonetki z łokciem opartym o krawędź okna. Nie widziałam jego twarzy, to mógł być Ron Kriciak. Wciąż nie wiedziałam, co o tym myśleć. Cofnęłam się z powrotem za ciężarówkę i znalazłam się w odległości trzydziestu centymetrów od Carla Luppo. Dotarł do mnie subtelny zapach wody kolońskiej, którego nie poczułam ostatnim razem, kiedy rozmawialiśmy. Coś z nutą cytryny. Miał lekko zakrzywiony nos i miękką skórę bez zmarszczek. Czy ten facet nigdy się nie martwi? Nawet kobiety w moim wieku mogłyby mu pozazdrościć cery. - To samo pytanie co ostatnio, Carl. Kiedy zauważyłeś dzisiaj Rona, śledziłeś jego czy mnie? W głosie Carla pojawił się lekko karcący ton, jakby strofował ulubioną córkę. - Jesteś za bystra, żeby znowu zadawać to pytanie. Nie rozumiesz? Śledzenie jego i ciebie to teraz jedno i to samo. Przytrzymałam jego spojrzenie. - No to co mam zrobić? - Trudno powiedzieć. Jeśli chcesz, pomyślę o tym. - Chciałabym, Carl - zgodziłam się i zrobiłam krok do tyłu, nagle zmieszana naszą fizyczną bliskością. - Pomyślałem jeszcze o czymś - powiedział, a ja struchlałam. Bałam się, że zaraz zaprosi mnie na randkę. - Za twoją zgodą mógłbym sprawdzić w więzieniu tego gościa od narkotyków, który kazał sprzątnąć twojego męża. - Ernesta Castro. - Samo wypowiedzenie jego nazwiska przyprawiło mnie o mdłości. - Tak. Ernesta Castro. Tak sobie myślałem, że mógłbym wykonać parę telefonów do zaufanych ludzi i dowiedzieć się, jakie są jego aktualne zamiary. Sprawdzić, czy coś robi, co zamyśla. - Carl przytknął dłoń do klatki piersiowej tuż nad sercem, zupełnie jakby miał zaraz wyrecytować przysięgę wierności. - Oczywiście wykonałbym te telefony tylko za twoją zgodą. Poczułam się, jakby moja własna klatka piersiowa wypełniała się wodą. Zdawało mi się, że już nigdy nie zdołam nabrać powietrza. W końcu udało mi się wykrztusić: - Co masz na myśli, mówiąc o jego zamiarach? Co to znaczył - Bałam się, że Carl mówi jakimś mafijnym żargonem, którego nie potrafię przetłumaczyć. - Zastanawiam się chyba dokładnie nad tym samym co ty. Czy ten cały Castro wciąż cię szuka. Czy ma ludzi, którzy mogliby cię wytropić. Może dlatego Ron wzmocnił ochronę? Może doszły ich słuchy o jakichś nowych groźbach, a może mają jakieś informacje, które ich zaniepokoiły. Możliwe, że zdobędę odpowiedzi na te pytania. - Podejrzewam, że Castro wciąż mnie szuka. Codziennie budzę się z myślą, że Castro wciąż mnie szuka. - Może masz rację. Ale możesz też się mylić. Czasem ludzie tracą zainteresowanie. Niektórzy noszą w sobie pretensje z granitu, inni z lodu. Te właśnie topnieją. Sam przez to przeszedłem, więc wiem. Ten twój Ernesto Castro jest teraz w więzieniu. Więzienie narzuca ludziom nowe priorytety. Przez to też przeszedłem, więc wiem. Chciałam mu uwierzyć. - Myślisz? - zapytałam. - Tak. Myślę też, że mogę bez większych trudności sprawdzić zamiary pana Castro. Mogę wykonać parę telefonów. Może mam przyjaciół, którzy siedzą w tym samym pudle? Mógłbym się z nimi skontaktować, poprosić o przysługę