Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Widzę, że mnie znasz. To nam ułatwia sprawę. - Umilkła. Za to ja nie znam twego imienia. Gabriel miał rację. Był to duży dom i bez trudu można było sobie - Jestem Cassie. - W takim razie może byśmy usiadły. Cassie? - Wskazała ręką na kanapę. Cassie spłonęła rumieńcem. Nie miała pojęcia, jak powinna zachować się dama. - Oczywiście - mruknęła. Usiadły, jedna na jednym końcu, druga na drugim. Lekki uśmiech przemknął przez wargi Evelyn. - Czy wiesz - powiedziała cicho - że od kilku dni chciałam ci złożyć wizytę? Bałam się jednak, bo nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Cassie się zawahała. - Czy wiesz, że ja... czułam to samo? - przyznała nieśmiało. Evelyn wybuchnęła śmiechem i nagle istniejące między nimi napięcie zniknęło. Nie chcę być niegrzeczna - odezwała się Cassie po chwili ale sądziłam, że będziesz mnie nienawidzić. Bo miałam poślubić Gabriela, a on ożenił się z tobą? Cassie schodzić z drogi. Zdziwiła się więc niezmiernie, kiedy pewnego popołudnia zjawiła się w jej pokoju pani McGee. - Przyszedł gość do jaśnie pani. Zamrugała oczami. - Do mnie? - powtórzyła i zaraz zmarszczyła brwi. - Chyba się pani pomyliła. Nie znam tu żywej... - Nie pomyliłam się, milady. Pytała o jaśnie panią. Poprosiłam, żeby zaczekała w salonie. Kobieta. Cassie nie była pewna, czy jej się to podoba. Poczuła nagle, jak żołądek ściska jej się ze strachu. Nie miała jednak innego wyjścia, jak przekonać się, kim jest ów gość. Schodząc po schodach czuła, jak z każdym krokiem rośnie jej niepokój. Na brzegu kanapy siedziała najbardziej zachwycająca dziewczyna, jaką Cassie kiedykolwiek widziała. Włosy koloru pszenicy zebrane były w kok na czubku głowy. Twarzyczka w kształcie serca miała niezwykle delikatne rysy. Panna ubrana była w modną suknię w kolorze bladej brzoskwini, oblamowaną białym atłasem. Kiedy spostrzegła Cassie w drzwiach salonu, wstała z niezwykłą gracją. - Dzień dobry - powiedziała półgłosem. Jesteś zapewne żoną Gabriela. - Jej głos był równie słodki jak twarzyczka. Mam na imię Evelyn - dodała, wyciągając rękę w rękawiczce. Evelyn! Cassie zapragnęła nagle zapaść się pod ziemię. Nigdy bardziej niż teraz nie była świadoma swych braków i niskiego pochodzenia. skinęła głową. - Chyba musiało cię to bardzo zdenerwować. Evelyn złożyła na kolanach drobne dłonie w białych rękawiczkach. - Ależ nie, wcale. Najbardziej zdenerwowało to ojca. bo to on chciał tego małżeństwa. Ale wkrótce się z tym pogodzi. Myślę, że to już się stało. Powiem prawdę, Cassie. Sprawiło mi wielką ulgę. że me muszę wychodzić za Gabriela. Zawsze przerażał mnie na śmierć. - Uśmiechnęła się smutno. - I nadal tak jest. Stuart był zawsze taki czarujący i beztroski. Gabriel jest bardziej... Och. nie wiem. jak to powiedzieć... Zamknięty w sobie. To prawda, pomyślała Cassie z drżeniem. - Czy kochałaś Stuarta? - Zaczerwieniła się. kiedy zdała sobie sprawę, jak obcesowo to zabrzmiało. - Przepraszam powiedziała szybko. To nie moja sprawa. Och. wcale się nie gniewam. Lubiłam Stuarta, ale go nie kochałam. Myślę, że bylibyśmy dobrą parą i bardzo opłakiwałam jego śmierć. Nigdy jednak nie miałam zamiaru wychodzić za mąż kierując się jedynie tytułami i pozycją społeczną. Uwielbiam londyński sezon, bale, wieczorki i rauty, lecz nienawidzę być stawiana na wybiegu. Byłoby wspaniale wyjść za mąż z miłości, choć takie rzeczy nie są w modzie. Obawiam się jednak, że to niemożliwe. Moja matka by to zrozumiała. Boże. błogosław jej duszę, lecz mój ojciec oczekuje, że spełnię swój obowiązek, więc pogodziłam się z losem. Po krótkiej pauzie zapytała: - Wiem, że zabrzmi to zuchwale i nie musisz mi odpowia dać, wyznam jednak, że ciekawi mnie, czy ty i Gabriel pobra liście się z miłości? Z miłości? Mogłaby odpowiedzieć śmiechem, gdyby nagle nie zachciało jej się płakać. Nawet teraz czuła, jak płoną jej policzki na myśl o tej aroganckiej parze - ojcu i synu. Nieoczekiwanie dla samej siebie poczuła więź z tą wyjątkową dziewczyną, która tak bardzo się od niej różniła, a jednocześnie była jej tak bliska. Zanim zdała sobie z tego sprawę, zaczęła opowiadać, jak poślubiła Gabriela, jak zobaczył ją u Czarnego Jacka i jak się potem okazało, że jego jedynym zamiarem jest dokuczyć ojcu. Evelyn ukryła zaskoczenie, wyczuwając, że to tylko jeszcze bardziej zmartwi Cassie. Poklepała ją po ręku, współczując biednej dziewczynie, którą tak wykorzystano. Wszyscy wiedzą, że Gabriel nigdy nic umiał się porozumieć z ojcem. - Zmarszczyła brwi z dezaprobatą. - Jak oni mogli być tak małoduszni? - Gdybym tylko mogła, pokazałabym im obu. że mylą się co do mnie - mruknęła Cassie, zaciskając ręce. - Są przekonani, że mi się nie uda, ale jeszcze im pokażę. Oczy Evelyn zajaśniały radosnym blaskiem. - Doskonale, Cassie! - wykrzyknęła z podnieceniem. Właśnie o to chodzi! Cassie spojrzała na nią zdziwiona. - Nic rozumiesz? Właśnie o to chodzi. Nie możesz pozwolić, by ci dwaj wzięli nad tobą górę. Musisz stać się kimś. kogo się nie spodziewają - damą. - Ale jak? - Cassie utkwiła wzrok w czerwonych dłoniach. Zapominasz, że jestem tylko szynkarską dziewką. - Boże, jak boleśnie ranią te słowa. - Nie potrafię nawet odróżnić sukni śniadaniowej od wieczorowej. Najwyraźniej jednak znalazła w Evelyn sprzymierzeńca