Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- - Słowo Stworzenia? - Isgrimnur zmarszczył brwi. - Po prostu słowo? - - I tak... i nie - odparł bezradnie Strangyeard. - W rzeczywistości nie jesteśmy pewni. O ile wiemy, Minneyar został wykuty przez karlaki, w twoim języku nazywa się ich dverningami, książę Isgrimnurze, a Smutek został wykonany przez Inelukiego w kuźni karlaków pod Asu’a. Tylko karlaki posiadały taką umiejętność, choć Ineluki także się jej nauczył. Być może karlaki przyłożyły też rękę do Ciernia, albo przynajmniej wykorzystano ich wiedzę. W każdym razie możliwe, że gdybyśmy wiedzieli, w jaki sposób powstały miecze, jak połączono ze sobą elementy, może wtedy potrafilibyśmy powiedzieć, jak można ich użyć przeciwko Królowi Burz. - - Szkoda, że nie wypytałem dokładniej hrabiego Eolaira, kiedy był tutaj - powiedział Josua. - On przecież spotkał karlaki. - Tak. I one opowiedziały mu o tym, jaki był ich udział w historii Białego Gwoździa - dodał ojciec Strangyeard. - Może się okazać, że istotne dla nas - jest nie to, w jaki sposób zostały wykonane, ale że w ogóle istnieją. W każdym razie ja sam miałbym wiele pytań, gdybyśmy jeszcze kiedyś mogli się porozumieć z karlakami, a one zechciałyby z nami rozmawiać. Josua przyglądał się duchownemu z zainteresowaniem. - Widzę, że lubisz tę ciężką pracę, Strangyeardzie. Zawsze uważałem, że się marnujesz, odkurzając książki i wyszukując najbardziej niejasne punkty prawa kanonicznego. Duchowny zaczerwienił się. - Dziękuję, Książę Josuo. Cokolwiek robię, jest to możliwe za sprawą twojej dobroci. Książę machnął dłonią na ten komplement. - W każdym razie choć ty, Binabik i pozostali wiele dokonaliście, wciąż jeszcze dużo pozostaje do zrobienia. Nieustannie dryfujemy na głębokiej wodzie, wyczekując brzegu... - Zamilkł. - Co to za hałas? Isgrimnur usłyszał go już chwilę wcześniej, lecz teraz hałas ten wzniósł się nieco ponad wiatr. - Jakby sprzeczka - powiedział i znieruchomiał nasłuchując. - Nie, zbyt wiele głosów. - Wstał. - Na Młot Drora. Mam nadzieję, że nikt nie wywołał rebelii. - Sięgnął po swój miecz, Kvalnir, i uspokoił się nieco, czując jego ciężar. - A miałem nadzieję, że przeżyjemy jutro spokojny dzień, zanim wyruszymy. Josua wstał. - Nie ma co siedzieć i się zastanawiać. Isgrimnur natychmiast zorientował się, co się dzieje, gdy tylko wyszedł przed namiot. - Pożar! - zawołał do pozostałych, którzy właśnie zaczęli wychodzić za nim. - Pali się co najmniej jeden namiot, ale chyba więcej się zajęło. Między namiotami pędziły niewyraźne postacie, krzycząc i gestykulując. Mężczyźni przypinali pasy, przeklinając w zamieszaniu. Matki wyciągały z łóżek dzieci i wynosiły je na zewnątrz. Ścieżki między namiotami wypełnił przerażony tłum. Isgrimnur zobaczył, jak stara kobieta pada na kolana, płacząc głośno, choć znajdowała się daleko od najbliższych płomieni. - Miej nas w opiece, Aedonie! - zawołał Josua. - Binabiku, Strangyeardzie, każcie przynieść wiadra i bukłaki, a potem weźcie część z tych szaleńców nad rzekę, potrzebujemy wody! Albo lepiej będzie, jak złożycie niektóre z tych naoliwionych namiotów i sprawdzicie, ile można przynieść w nich wody! - Książę pobiegł w kierunku płomieni, a za nim Isgrimnur. Płomienie sięgały teraz wysoko, rzucając na niebo pomarańczową łunę. Kiedy obaj z Josuą dotarli do ognia, w górę strzelił snop iskier, które zasyczały, lądując w brodzie Isgrimnura. Książę zdusił je dłonią, przeklinając. TlAMAK obudził się i natychmiast zwymiotował; oddychał ciężko, z trudem łapiąc oddech. W głowie dudniło mu, jakby słyszał dzwonienie kościelnego dzwonu z Perdruin. Wszędzie wokół widział płomienie, które wysysały powietrze i przykrywały go gorącymi falami. Wiedziony ślepym strachem zaczął się czołgać po śliskiej trawie podłogi namiotu w kierunku czegoś, co wydawało się dziurą chłodnej ciemności, gdy nagle jego twarz natrafiła na czarny śliski materiał. Przez chwilę siłował się, próbując go odsunąć, zdumiony dziwnym oporem, aż wreszcie material ustąpił, odsłaniając białą twarz zanurzoną w kałuży czarnej krwi. Oczy ofiary były zupełnie wywrócone, a usta umazane krwią, Tiamak chciał krzyczeć, lecz usta miał pełne dymu i własnej żółci. Odwrócił się, krztusząc. Nagle coś chwyciło go za ramiona i pociągnęło gwałtownie; czuł, że jest ciągnięty po trupie o bladej skórze, a potem przez ścianę ognia. Przez chwilę wydawało mu się, że już nie żyje. Rzucono coś na niego i zaczęto go obracać z taką samą gwałtownością, z jaką go wyciągano, a potem zdjęto to coś z niego i zorientował się, że leży na mokrej trawie. Płomienie skakały ku niebu tuż obok, lecz on był bezpieczny. Bezpieczny! - Wrannańczyk żyje - powiedział ktoś w pobliżu. Wydawało mu się, że rozpoznaje dźwięczny głos Sithijki, choć teraz brzmiał on o wiele ostrzej, przepełniony strachem i troską. - Camaris go wyciągnął. Nie wiem, jak rycerz obronił się przed zaśnięciem po tej truciźnie, ale on zabił dwóch Hikeda’ya. - Tiamak nie usłyszał odpowiedzi. Przez kilka długich chwil leżał nieruchomo, oddychając czystym powietrzem, a potem przewrócił się na bok. Niedaleko stała Aditu; jej jasne włosy były brudne, a złocista twarz umazana błotem. U jej stóp leżała Geloe, przykryta częściowo płaszczem; jej muskularne, odsłonięte nogi lśniły od potu lub rosy. Tiamak patrzył, jak próbuje wstać. - Nie, nie wstawaj - przemówiła do niej Aditu i cofnęła się o krok. - Na Gaj, Geloe, jesteś ranna, Geloe uniosła głowę, drżąc z wysiłku. - Nie - powiedziała. Jej głos, chrapliwy szept, ledwo docierał do Tiamaka. - Ja umieram. Aditu pochyliła się i wyciągnęła do niej rękę. - - Pomogę ci... - - Nie! - zaprotestowała czarownica silniejszym nieco głosem. - Nie, Aditu, już za późno. Otrzymałam wiele ran. - Zakasłała i pojej brodzie popłynęła ciemna strużka lśniąca w blasku płonących namiotów. Tiamak wytężył wzrok. Za Geloe dostrzegł stopy i nogi - Camarisa, jak się domyślił, pozostała część jego ciała spoczywała w trawie, niewidoczna w jej cieniu. - Muszę iść. - Geloe spróbowała wstać, lecz nie miała tyle sił. - - Może będzie coś... - zaczęła Aditu. Geloe zaśmiała się słabo i znowu zakaszlała, wypluwając krew