Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Niestety, nie zabezpieczyłam się przed niepożądaną ciążą. Ze względu na stan zdrowia nie mogłam przyjmować doustnych środków antykoncepcyjnych, a o innym zabezpieczeniu nie pomyślałam, zajęta walką o życie i zdrowie syna. Rozszalałam się na wiadomość o ciąży. To, co usłyszał ode mnie Yacine, nie nadaje się do powtórzenia. Ulotnił się z domu na kilka dni, ponieważ nie panowałam nad swoimi reakcjami. Co zrobić? Jechać do Polski, ażeby usunąć ciążę? Trzeba by załatwić wizę wyjazdową, kupić bilet, zapewnić opiekę dla dzieci. Wszystkim tym musiałby zająć się Yacine, na co nie mogłam liczyć. A moje zasady moralne? Jestem skrajnie wyczerpana i bliska obłędu. Bóle serca nie ustają, do tego dołączyły się wymioty. Opieka nad dwojgiem dzieci odziera mnie z resztek sił. I list od rodziców: „Anno, Po co ci jeszcze jedno dziecko w twojej sytuacji?" No właśnie! Ciążę znoszę fatalnie od początku do końca. Lekarz ginekolog, Polecony mi przez znajomych, chce tylko słyszeć, że czuję się świetnie, ?e nic mi nie dolega. Na każdą moją skargę wykrzywia się ostenta-cyjnie z niezadowolenia. Yacine usuwa mi się w domu z drogi. 79 * * * Malika, żona Mohameda, ma już troje dzieci i znowu jest w ciąży! Nadal sprząta całą willę codziennie od drugiego piętra do parteru, pierze ręcznie całe stosy odzieży, gotuje dla całej rodziny. Jest chuda jak patyk. Kiedyś widzę, jak strasznie płacze na podwórku. - Co się stało? - pytam ją. - Teściowa powiedziała mi, że jeśli chcę odpocząć, to mam wyprowadzić się do swoich rodziców, że tutaj nie przyszłam na odpoczynek, że mam cały dzień pracować. Poza tym wszystko, co kupuje Mohamed do jedzenia, zaraz zjadają synowie Zoubidy, nie zostawiając nic ani dla mnie, ani dla moich dzieci. Jestem ciągle głodna - mówi przez łzy Malika. Buntuję ją, ażeby oddzieliła się od całej rodziny. Na parterze jest przecież pomieszczenie, które teść miał zamiar wykorzystać na mieszkanie. Obecnie używane jest jako garaż. - Kup sobie, dziewczyno, osobną lodówkę, postaw się trochę, nie daj się - radzę jej życzliwie. - To niemożliwe - odpowiada Malika - ja tu nie mam nic do powiedzenia. Nic nie zmienia się w obyczajach rodziny Zoubidy. W każdy piątek przyjeżdżają wszystkie cztery zamężne córki wraz z dziećmi. Dalej siedzą na podwórku całymi godzinami, prawie ze sobą nie rozmawiając. Szare, postarzałe twarze, ogromnie smutne. Syn Maliki, Zoheir, rówieśnik mojego syna, jest mściwym, upartym, niesympatycznym chłopakiem. Bardzo często pluje Riadowi w twarz i bije go. Nie ma spokoju ani w tej rodzinie, ani w tym domu. Ale ta ogromna liczba dzieci i wnuków to bogactwo i siła Zoubidy, która chodzi dumna jak paw, najważniejsza istota na tej ziemi, pępek świata! Nigdy nie widziałam, ażeby ta kobieta coś robiła. Widziałam ją tylko, kiedy jadła, podczas poobiedniej drzemki^ lub siedzącą godzinami na podwórku. Nietykalna matrona, wyrocznia Ciągle fałszywie uśmiechnięta, fałszywie uprzejma. Dumna ze swoic^j pięciu synów! 80 W naszym ogrodzie jest ogromny korzeń winorośli, który puścił nowe pędy na wiosnę. Podlewam go codziennie. Roślina, jak oszalała, pnie się po przeciągniętych nad całym podwórkiem linkach. Wkrótce nie widać nieba, tylko kiście winogron. Ileż tego może być - chyba kilkaset kilo? Co zrobić z taką ilością winogron, gdy dojrzeją - nie mam pojęcia. Mam w tej chwili istotniejsze zmartwienie - gdzie urodzić dziecko? Decyduję się na tę samą lecznicę położniczą, w której urodził się Riad. Yacine w tym wszystkim nie uczestniczy, w niczym nie mogę na niego liczyć. Zapraszam więc do Algierii bratową - do pomocy. Bratowa przyjeżdża ze swoją córeczką - Anetką. Pewnego razu Yacine zabiera je na wycieczkę do lunaparku. Jest koniec lipca. Ogromny upał, może z 40°C. Przez cały dzień mój mąż nie kupił im nic do jedzenia ani do picia, chociaż Anetka miała wtedy dwa latka. Nie mógł ścierpieć, że zamiast jego siostry wybrałam do pomocy moją bratową. A ja bałam się, że mogę czuć się po porodzie tak, jak po urodzeniu Riada, kiedy przez pół roku nie mogłam wrócić do zdrowia. Musiałam mieć jakąś pomoc. Bóle porodowe. Ta sama lecznica położnicza. Bez lekarza - na własne ryzyko. Trafiłam na jakąś młodą położną - Algierkę. Zwyczajowo wsuwam jej w rękę pieniądze. Wiem, że jest to dla mnie jedyne zabezpieczenie, ważniejsze niż lekarz. „W tym kraju wszystkich można kupić", mówi jedna z moich przyjaciółek. Poród był koszmarny, ciągnął się godzinami i myślałam, że umrę. Sądzę, że tak ogromne komplikacje fizyczne były wynikiem mojego negatywnego nastawienia do ciąży i do mającego narodzić się dziecka. Położna wpadła w popłoch. Była głucha noc, a ze mną działo się coś niedobrego. Czułam, że jestem jedną nogą na tamtym świecie. - Błagam panią, niech się pani zmobilizuje, ma pani przecież dwoje dzieci, dla których trzeba żyć! - słyszę jej przerażony głos. Widzę, że nie wie, co robić. Przed moimi oczami pojawia się na Moment uśmiechnięta twarzyczka syna. To dla niego mój ostatni wysiłek... Krzyk dziecka... Jest! Urodziło się! Córka. Duża, prawie C2terokilowa. Bardzo ładna, widać to od pierwszych chwil. Ale jest m' to zupełnie obojętne. Jest chyba rano. Zostaję przeniesiona do niewoli... CsJ. jednoosobowego pokoju. Klinika jest prawie pusta. Położna telefonuje do Zoubidy. Za chwilę zjawia się Yacine z Riadem i bratowa z Anetka. (Sonia jest na wakacjach w Polsce u moich rodziców). Weszli bez przeszkód. - Jaka śliczna, jaka śliczna! - zachwyca się bratowa. Przychodzi lekarz. Proszę o wypisanie do domu. Natychmiastowe. Pomimo, że poród był potworny, czuję się tak, jak gdybym nie rodziła, a to dlatego, że nie byłam nacięta. Algierskie położne bardzo rzadko stosują ten zabieg u rodzących. - Anno, damy małej na imię Sabrinka - mówi bratowa. Sabrina - piękne imię