Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Jocylyn w końcu przestała trzeć załzawione oczy. - Ja napiję się czarnej kawy - posiedziała na migi Shannon, która wcześniej kopnęła Niedźwiedzia w kolano. - Ze śmietanką - ciągnęła Kielle. - Kiedy moja mama robi kawę, nalewa ją do szklanej filiżanki, a potem dodaje śmietanki i robi się taka biała chmura. Napiję się kawy w prawdziwej restauracji. - Może lody kawowe. - Beverly usiłowała wciągnąć powietrze w płuca. - Z posypką - dorzuciła Suzie. - Z posypką i rodzynkami - dodała jej młodsza o trzydzieści kilka sekund siostra. - Jak u Friendly’ego! I znów Melanie nie wiedziała, co powiedzieć. - Nie mówię o takiej restauracji, ale o wytwornej restauracji. - Kielle nie rozumiała, dlaczego nikogo nie cieszy ta perspektywa. Susan rozpromieniła się w uśmiechu. - A więc postanowione. Wytworna restauracja. Stek, ciasto i kawa dla wszystkich. Tam gdzie nie wpuszczają prostaków! Nagle dwunastoletnia Jocylyn wybuchnęła histerycznym płaczem, zrywając się na równe nogi. Pani Harstrawn poderwała się w tej samej chwili i zaczęła tulić do siebie pulchną dziewczynkę. Powoli udało się ją uspokoić. Melanie uniosła dłonie, by powiedzieć coś dowcipnego, żeby rozładować atmosferę. Wreszcie zaproponowała: - Ciasto z bitą śmietaną. Susan odwróciła się do Melanie. - Ciągle jesteś w stanie wyjść na scenę? Młoda nauczycielka patrzyła przez moment na swą starszą uczennicę, a potem pokiwała głową, uśmiechając się. Pani Harstrawn, popatrując nerwowo w stronę największego pomieszczenia rzeźni, gdzie rozmawiali trzej mężczyźni, powiedziała na migi: - Może Melanie jeszcze raz wyrecytuje swoje wierszyki. Melanie skinęła głową, czując, że ma w pamięci wielką dziurę. Jej repertuar składał się z dwudziestu kilku wierszyków, a teraz była w stanie przypomnieć sobie tylko pierwszą zwrotkę „Ptaszków na drucie”. Uniosła więc dłonie i zaczęła: - Osiem ptaszków drży w ciemnościach. Chłodny wiatr wieje, odeszło już ciepło. Rozpościerają swe szare skrzydełka I odlatują w gęste obłoki. - Ładne, prawda? - zapytała Susan, patrząc na Jocylyn. Dziewczynka otarła twarz rękawem swojej obszernej bluzeczki i skinęła głową. - Ja też napisałam parę wierszy - pochwaliła się Kielle. - Pięćdziesiąt. Nie, więcej. O Superdziewczynie i Spidermanie. I o ludziach X. O Jean Grey i Cyclopsie. Shannon czytała! Shannon pokiwała z zapałem głową. Na lewym przedramieniu dziewczynki widniał fałszywy tatuaż przedstawiający innego z ludzi X, Gambita, który Shannon zrobiła sobie flamastrem. - Może nam powiesz jakiś? - zapytała ją Susan. Zastanowiwszy się chwilę, Kielle uznała, że jej wiersze wymagają jeszcze poprawek. - Dlaczego w tym wierszyku ptaszki są szare? - zapytała Beverly. Gestykulowała gwałtownie, jak gdyby chciała zdążyć z każdym zdaniem przed atakiem astmy. - Bo wszyscy mamy w sobie trochę szarości - wyjaśniła Melanie zdumiona, że dziewczynki dochodzą do siebie, zapominając na chwilę o strasznym otoczeniu. - Jak to ma być o nas, wolałabym zostać ładniejszym ptaszkiem - powiedziała Suzie, a jej siostra skinęła potakująco głową. - Może czerwonym? - zaproponowała Emily ubrana w kwiecistą sukienkę. Była bardziej kobieca niż wszystkie pozostałe dziewczynki razem wzięte. Wówczas Susan - która czasem wiedziała więcej niż Melanie; Susan, która w przyszłym roku wybierała się do college’u Gallaudet, z samymi piątkami - wyjaśniła zaciekawionym dziewczynkom, że tylko samce kardynała są czerwone. Samiczki mają brązowoszare upierzenie. - A więc to są kardynały? - zapytała Kielle. Gdy Melanie nie odpowiedziała, dziewczynka stuknęła ją lekko w ramię, po czym powtórzyła pytanie. - Tak - odparła Melanie. - Oczywiście. Jesteście stadkiem ślicznych kardynałów. - Nie arcybiskupów? - spytały dłonie pani Harstrawn. Susan roześmiała się. Jocylyn kiwnęła głową, ale wydawała się stropiona, że znów ktoś za nią spuentował sytuację. Chłopięca Shannon, która pożerała książki Christbphera Pike’a, spytała, dlaczego ptaki z wiersza Melanie to nie jastrzębie z długimi srebrzystymi dziobami i szponami ociekającymi krwią. - To o nas? - zapytała Kielle. - Ten wierszyk? - Może. - Ale nas jest dziewięć razem z tobą - zauważyła Susan, wskazując swą nauczycielkę z logiką nastolatki. - A z panią Harstrawn dziesięć. - Rzeczywiście - odpowiedziała Melanie. - Mogę zmienić wiersz. Pomyślała: zrób coś. Ciasto z bitą śmietaną? Co za pierdoły. Przejmij inicjatywę! Zrób coś! Porozmawiaj z Brutusem. Melanie nagle wstała i podeszła do drzwi. Wyjrzała na zewnątrz. Potem spojrzała na Susan, która spytała: - Co robisz? Oczy Melanie wróciły do trzech mężczyzn. Nie, pomyślała, nie możecie na mnie liczyć. To błąd. Nie dam rady. Pani Harstrawn jest starsza, Susan silniejsza. Kiedy coś mówi, ludzie - głusi czy nie - zawsze jej słuchają. Nie potrafię... Potrafisz. Melanie dała krok w stronę głównego pomieszczenia, czując na skórze krople cieknącej z sufitu wody. Robiąc unik, by nie zderzyć się z hakiem na mięso, podeszła bliżej mężczyzn. Tylko bliźniaczki. I Beverly