Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Mój ojciec zaś był starszy od Sir Johna i otrzymał większą część rodzinnego majątku, a i majątek mej matki nie był mały. - Być może, że bogaty z was człowiek, ale zawsze trzy tysiące funtów to duża suma. - Powiadacie, kapitanie, że miłujecie niewiastę. Czy poskąpilibyście fortuny, by poślubić pannę Penmore? - Nie pożałowałbym na pewno, gdybym ją miał. - Tak więc, kapitanie, zapłacę chętnie te trzy tysiące funtów, a ponadto opłacę oddzielnie ludzi, którzy pomogą mi w przedsięwzięciu. - A zatem dobrze, daję przyzwolenie i tuszę, że i Jean Amarre nie będzie się sprzeciwiał, jako że mu to po drodze do Gore. - Jeśli pan się zgadzasz, sam omówię z nim warunki. Ale wydaje mi się, że idziemy zanadto na wschód, będąc na waszym miejscu wziąłbym kurs na Maderę. - Dobrze, oznaczę pozycję okrętu na mapie, a potem wykreślę kurs. Gdy po dokonaniu tego wyszedłem na pokład, zastałem Dormera rozmawiającego z Ralfem Trevorem. Podszedł do mnie mówiąc, że Trevor ma mi oznajmić coś ważnego. - O cóż chodzi? - spytałem. - Czyżbyś podczas rozboju na drogach praktykował także uprowadzanie młodych niewiast? - Niezupełnie, kapitanie. Zechce pan wiedzieć, że nie znalazłem się na gościńcu z upodobania, lecz z konieczności, ale nie o to chodzi. Ojciec mój, właściciel ziemski, zmuszony był jako stronnik naszego prawowitego monarchy emigrować do Francji. Pomimo mego młodego wieku powierzono mi przewożenie ważnych wiadomości pomiędzy Francją i Anglią. Po śmierci ojca zacząłem służyć na morzu i przez pewien czas dowodziłem statkiem podobnym do tego, jakiś pan zdobył; wiele razy umknąłem przed okrętami Hanowerczyków, sprawujących teraz rządy w Anglii. Po wycofaniu się z Derby pomagałem przerzucać do Francji wielu zwolenników Kawalera, utrzymując łączność z agentami czcigodnego Sir Johna Dormera. Mniej więcej przed czterema laty utraciłem statek przy wybrzeżach Kentu, a potem z ramienia komitetu londyńskiego, ustanowionego przy dworze w St. Germain, utrzymywałem łączność z wielu częściami królestwa. W akcji tej korzystałem z usług niektórych "rycerzy gościńca", a gdy służba moja dla jakobitów się skończyła, przystałem do nich, nie wiedząc, co dalej ze sobą począć. Ale to ciężkie i niebezpieczne życie, i rad jestem, że mogłem je porzucić. - Cieszę się - odparłem - żeś wrócił do uczciwego życia, ale nie widzę, jaki by to miało związek z naszymi sprawami. - Niezupełnie do uczciwego, panowie, gdyż pomiędzy rozbojem na drodze a korsarstwem na morzu nie widzę wielkiej różnicy. - Wolne żarty! Ja biorę tylko własność nieprzyjaciół dostojnego monarchy, jego królewskiej mości Jerzego II, oby Bóg go błogosławił. - Zapewne, panie. Ja zaś ściągałem daninę z wrogów króla przebywającego na wygnaniu. - Cięty masz język - zauważył Dormer - jeno powiedz kapitanowi Hawkinsowi to, coś mi rzekł przed chwilą. - A więc, kapitanie, chodzi o to: Znam dobrze mowę francuską i mogę parlować z tymi żabojadami w ich własnym języku. Gdy dowodziłem statkiem Prince Charlie, miałem w załodze wielu Francuzów. Gadałem z wziętymi do niewoli marynarzami siedzącymi w ładowni i tak się składa, że niektórzy z nich pochodzą z Wysp Normandzkich i uważają się za Anglików, chociaż nie znają ni słowa naszej mowy. Ci dopraszają się, aby przyjąć ich w skład naszej załogi. Myślałem przeto, że jeślibyś pan, kapitanie, chciał przychylić się do ich prośby, to ja z pół tuzinem tych ludzi mógłbym przydać się na pryzie, jako że, z przeproszeniem, wasi marynarze z pełnorejowców niewiele znają się na manewrowaniu tymi małymi statkami, a statek taki może oddać nam liczne usługi. - To, co mówisz, jest prawdą, ale któż mi zaręczy, że nie zechcesz drapnąć wraz z nimi na Saint Pierze? - Klnę się na Boga, panie, że tego nie uczynię. Przy tym będzie nas tylko siedmiu, a wasz pierwszy oficer i dwunastu ludzi, jakich ma ze sobą, byliby dla nas nie lada przeszkodą, gdybyśmy chcieli okazać taką nielojalność. - To mi wystarczy. Rozważę, coś mi powiedział, ale pamiętaj, ani słowa o tym jeńcom. Ralf Trevor odgarnął kosmyk z czoła gestem prawdziwie marynarskim i odszedł z rufy, ja zaś przywołałem na naradę Toma Merricka i spytałem jego i Dormera, co myślą o propozycji Trevora. Merrick oświadczył, że dzięki temu pomysłowi moglibyśmy uskutecznić plan porwania [ukochanej George'a bez tracenia pryzu; nie istnieje prawo, które by zabraniało prowadzenia ze sobą pryzu tak długo, jak nam się podoba. Saint Pierre będzie dla nas na pewno bardzo pożytecznym statkiem pomocniczym u wybrzeży Afryki. - Dormer wraz z tym hultajem Trevorem i normandzkimi wyspiarzami będzie udawać załogę francuską, my zaś będziemy pozorować, że ścigamy lugier aż do redy Las Palmas i dajemy za wygraną tylko z powodu bliskości baterii fortecznych. W ten sposób przybycie tam Saint Gierre'a nie wzbudzi podejrzeń, a my dowiemy się przy okazji, jakie francuskie statki przechodziły ostatnio w drodze do Gore, co ułatwi nam, być może, zdobycie w pobliżu wysp jakiegoś dobrego pryzu. Zgodziłem się z tym w zupełności, miałem jednak nadal zastrzeżenia, w jakim stopniu możemy zaufać Trevorovi. George Dormer rzekł: - Trevor wydaje się być bez skrupułów, ale jest w nim coś, co wzbudza zaufanie. Póki jest z nami, trudno mu będzie spłatać jakiegoś figla, a w Las Palmas możemy kazać go na pryzie pilnować, uprzedzając, że najmniejsza próba dwulicowości będzie go kosztowała życie. Zdecydowałem, że nie ma potrzeby uświadamiać Trevora co do planów porwania Doni Juanity, a zaokrętowanie go wraz z Normandczykami na pryz to plan dobry, gdyż jeśli istotnie dowodził podobnym lugrem, to może oddać nam duże usługi, bowiem Trenal, choć dobry marynarz, nie miał nigdy do czynienia z małymi statkami. Obaj moi przyjaciele przyznali mi słuszność, wobec czego rozkazałem wyprowadzić jeńców na pokład, aby Trevor mógł wybrać spośród nich ludzi pochodzących z Jersey