Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Turystyka artystyczna miała sens - dla twórcy była koniecznością! Potem był Paryż, studia, kompozycje, przyjaźń z Arturem Grottgerem, który uwielbiał "poczciwego Żela", jak go nazywał w listach do narzeczonej. Kiedy kompozytor wrócił do Polski w 1870 roku -najpierw zawadził o Kraków - był już opromieniony sławą. Pasowany na następcę Moniuszki. W gabinecie syna Wandy - już pisarza - wisiał malowany przez Grottgera portret kompozytora, pełnego wdzięku rozmarzonego młodzieńca. Pisarz przygląda się portretowi ojca i wzdycha: "Czemuż go takim nie znałem?". II MAŁY LORD BUNTOWNIK Pani Wandzie udało się zawojować męża dla swojego kultu: "poczciwy Żel" komponuje pieśni do wierszy Narcyzy, co Wanda, jeszcze jako narzeczona, obiecała swojej mistrzyni. Urodziła trzech synów: najstarszy, Stanisław, dostał na drugie imię Gabriel (Żmicho-wska pośpieszyła wtedy do Warszawy, by trzymać chłopca do chrztu); najmłodszy, Edward, otrzymał, już po śmierci pisarki, dodatkowe imię Narcyz; i tylko środkowy, bohater tej książki (urodzony 21 grudnia 1874 roku), dodatkowe imiona dostał po swoich galicyjskich dziadkach i został ochrzczony jako Tadeusz Kamil Marcjan. Mimo licznych zajęć i obowiązków, młoda matka znajduje czas, by napisać studium o swojej ukochanej, publikuje je pod pseudonimem "Stefan" w 1873 roku w "Tygodniku Ilustrowanym". Jakże jest szczęśliwa! Pisze do Narcyzy: "Co Pani mówi na Listy Stefana wychodzące w "Tygodniku" (...)? Dowiaduję się w tej chwili, że zwracają uwagę. Nawet kronikarz "Kłosów", mimo przeciwnego obozu, raczył pochwalić recenzenta, a przy tej okazji i autorkę. Ucieszyło mnie to do dzieciństwa". "Okropnie" żałuje, że to ukazuje się pod pseudonimem: niechby świat się dowiedział, że to "Wanda Gr. (...) z taką miłością o swojej uwielbionej Gabryelli pisze". Potem były i inne próby. W 1877 roku, w "Kłosach", wspomnienie pośmiertne (Narcyza Żmichowska zmarła w 1876 roku, kiedy Tadeusz kończył dwa lata). W dwudziestopięciolecie jej śmierci, w roku 1902, Wanda Żeleńska opublikowała w "Bluszczu" dwie o niej prace. Pozostała swojej mistrzyni wierna do końca. 15 Nie udało jej się tego kultu zaszczepić synom. Tadeusz nie sądzi, by jego bracia Stanisław Gabriel i Edward Narcyz kiedykolwiek zaglądali do pism Narcyzy. "Co do mnie - wspomina ten średni -który miałem największą do książek ciekawość, fanatyzm matki działał na mnie wprost odwrotnie, usposabiał mnie niechętnie. Trudno o ostrzejszego krytyka, o większego sceptyka niż kilkunastoletni "my- ślący" chłopak". Ważne wyznanie: bo to ten syn, namiętny czytelnik, mógł być dla matki partnerem, nie został nim jednak. Raził go "zdawkowy idealizm" matki, który zresztą wytykała jej w listach Żmichowska, to on utrudniał mu z nią porozumienie. "Ja byłem cynik. Przechodziłem wiek, w którym chłopak - carthesien sans le savoir - odrzuca wszystko, do czego sam nie dojdzie. Przekomarzałem się z matką na temat jej uwielbienia, musiałem jej sprawić sporo przykrości. Dziś widzę [a pisze to w roku 1930, mając lat prawie pięćdziesiąt sześć], że było ze mną to samo, co z publicznością: pokazywanie pisarki od samych cnót obywatelskich pogrzebało ją. Ale matka nie mogła tego zrozumieć, zamykała się w milczeniu". Podejrzewał, że żywiła po cichu urazę do Orzeszkowej, do Konopnickiej, że cieszą się sławą, podczas gdy o jej mistrzyni zapomniano. Marzyła o napisaniu monografii, która stałaby się jej pomnikiem. "Co jakiś czas matka wydobywała pliki papierów, robiła notatki, ale nie było ciągłości, rwało się!" Wzorowa matka, wzorowa żona, wzorowy dom i do tego jeszcze działalność społeczna - gdzież tu jeszcze miejsce na pracę literacką? To był ból jej życia - stwierdza syn. Ojciec, przed śmiercią, przekazał mu papiery po matce. "Przeglądam te karty: z niczym nie da się porównać ich entuzjazmu. To nie monografia ani studium literackie - to dytyramb, apoteoza, nieustający potok uwielbienia. Najwyższy geniusz, najdoskonalsza świętość, wszystko przepojone najczystszą poezją - oto dla matki mojej Narcyza Żmichowska. I czytając te karty stałem się pobłażliwszy dla mego młodzieńczego sceptycyzmu". Ale nas zainteresowałoby może co innego: jakie to było pióro, ta pani Wanda Żeleńska? Kim mogłaby zostać? Z pewnością nie autorką powieści