Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Różne wytwórnie filmowe już kilka razy wynajmowały ją u nas w ciągu ostatnich paru lat. Kate zwróciła się do Blaisea: - Czy może moglibyśmy przejść do tyłu pociągu, na tę otwartą platformę? U nas w Anglii nie ma już takich pociągów. - Żaden problem - odpowiedział Blaise. Zaprowadził ją na platformę, a potem jeszcze oprowadził po reszcie pociągu, niemal przez cały czas odpowiadając na nie kończące się pytania. Ale ta dziewczyna najwyraźniej miała szczególną umiejętność zarażania innych swoim entuzjazmem i niekłamaną radością, którą sprawiało jej wszystko, co widziała podczas tej podróży. W każdym razie kiedy już wreszcie zbliżali się do miasteczka, Blaise - ku swemu zaskoczeniu - poczuł, że wręcz żałuje, iż ta podróż minęła im tak szybko. Pociąg wjeżdżał już na małą stacyjkę. Na niewielkim budynku, w którym mieścił się także telegraf i biuro zawiadowcy stacji, można było przeczytać wypisane na dużej tablicy najbardziej podstawowe informacje: Chandlersville, 11 403 stóp n.p.m., 462 mieszkańców. Kate oczywiście przyjrzała się wszystkiemu, w szczególności starej stacji i imponującemu zbiornikowi na wodę dla parowozów. Zdążyła też jeszcze odwiedzić maszynistę, który pozwolił jej wejść do swej kabiny i objaśnił, jak działają poszczególne urządzenia. Tymczasem służba zakończyła wyładowywanie starszej pani wraz z jej bagażem. Na peronie oczekiwał już na nią kustosz, czuwający nad chronionymi zasobami miasteczka, wysoki, chudy mężczyzna z dużym kudłatym psem raczej nieokreślonej rasy. - To jest nasz gość z Anglii, panna Kate Despard - powiedziała księżna. - Joe, bądź tak miły, i oprowadź ją po co ciekawszych miejscach. A potem przyprowadź ją do nas do hotelu na lunch, tak gdzieś koło południa. Kustosz Joe okazał się wysoce kompetentnym przewodnikiem, a przy tym, podobnie jak Kate, prawdziwym miłośnikiem Dzikiego Zachodu. Potrafił odpowiedzieć na każde jej pytanie, pokazując najatrakcyjniejsze punkty Chandlersville: główną ulicę z dawną stacją wymiany koni, kilka sklepów, typowych dla takich miasteczek, z obowiązkowym zakładem pogrzebowym na czele, zakład fryzjerski z białymi krzesłami, oznaczony wielkim słupem wymalowanym w białe i czerwone pasy, wciąż jeszcze kompletnie wyposażony we wszelkie potrzebne utensylia -łącznie z miseczkami do golenia, na których wciąż wypisane były nazwiska znaczniejszych mieszkańców miasteczka, choć ci zmarli już bardzo dawno temu. Kate odwiedziła też dawne miejscowe więzienie, a nawet weszła do jednej z cel i poprosiła, żeby ją - na chwilę - zamknięto na klucz, głównie po to, żeby mogła wiedzieć, jakie to robi wrażenie. Obejrzała też hotel z okrągłą pluszową kanapą w recepcji i ogromnymi wazonami z krzewami aspidistra, weszła do jednego z pokoi na piętrze i nawet zobaczyła dom publiczny, nad którym zachował się ozdobny szyld Dom uciech Madame Rosę. Na zakończenie wypiła jeszcze drinka w oryginalnym barze z czasów Dzikiego Zachodu, gdzie siedzący na wysokich stołkach goście mogli opierać nogi o specjalnie przykręconą mosiężną rurkę na wysięgnikach, biegnącą na odpowiedniej wysokości wzdłuż całego baru. Nad barem wisiał bardzo stosowny obraz, przedstawiający nagą piękność o kształtach raczej rubensowskich, spoczywającą na rozłożystej chmurce i przysłoniętą - w wiadomych punktach -czymś w rodzaju przejrzystej gazy. Potem - ponieważ było już południe - przeszli do hotelowej jadalni, gdzie stoliki wciąż były przykryte tradycyjnymi obrusami w czerwono-białą kratę. Z okazji ich przyjazdu do Chandlersville zastawiono dla nich specjalny stół, a nawet rozpalono stary pękaty piec na węgiel i drewno. Posiłki składające się na lunch przyniesiono z kuchni w pociągu. Razem z potrzebnymi garnkami i patelniami zapakowano je do wielkich koszy i dostarczono do hotelu. Tu Minnie podgrzała wszystko na staroświeckiej płycie kuchennej. W skład posiłku wchodziły obowiązkowe steki, z jajkami i fasolką; na deser był oryginalny miejscowy placek z jabłkami, zawsze podawany przyjeżdżającym do miasteczka turystom. Po lunchu księżna Agatha pod opieką Minnie usadowiła się w ustawionym obok pieca fotelu na krótką drzemkę. Natomiast Kate i Blaise udali się - w towarzystwie kustosza - na wycieczkę do starej kopalni. Kopalnia okazała się zaskakująco dobrze oświetlona. - Musimy przede wszystkim dbać o bezpieczeństwo zwiedzających - kustosz powiedział to bardzo poważnie, choć nie bez kpiącego błysku w oku. - A już zwłaszcza w kraju takim jak nasz, gdzie wprost kocha się wytaczanie procesów sądowych. - Obszerne wejście prowadziło do wydrążonej w skale długiej galerii; jej środkiem biegły wąskie szyny górniczej kolejki, po których w dawnych czasach jechały wagoniki z urobkiem. Ta główna galeria rozgałęziała się następnie - niczym jakaś olbrzymia ośmiornica - na mniejsze korytarze, wdzierające się w samo serce góry. Sklepienia korytarzy podparte były drewnianymi stemplami. -Niektóre z nich są oryginalne, pozostały jeszcze z tamtych czasów - objaśnił kustosz. - Oczywiście stale kontrolujemy ich stan. W letnich miesiącach mamy tu tysiące zwiedzających. - Skąd bierzecie energię elektryczną? - zapytała zaciekawiona Kate. - Nie widziałam słupów linii energetycznych przed kopalnią. - Mamy własny generator. Latem pracuje tu dwanaście osób, tylko na zimę pozostaję sam. - Nie czuje się pan osamotniony? - Nie. Prawdę mówiąc nawet lubię trochę samotności po tym letnim rozgardiaszu. Powietrze wydawało się czyste i chłodne; widocznie własna prądnica pozwalała również na uruchamianie klimatyzacji. Kate z wyrazem uprzejmej uwagi słuchała opowiadania kustosza o dziejach kopalni, dawnych technikach i wydobywanych rudach, ale na dobrą sprawę docierał do niej już tylko dźwięk słów, a nie ich sens. Nie potrafiła się skupić, bo tak naprawdę znów mogła myśleć tylko o stojącym obok mężczyźnie. Kate zdawała sobie sprawę, że jej oczywiste skrępowanie w obecności Blaisea zostało zauważone, choć - tak przynajmniej sądziła - bez wiedzy o prawdziwych przyczynach takiego stanu rzeczy. Kątem oka niejednokrotnie dostrzegała, że Blaise patrzy na nią, i wtedy czuła się jeszcze bardziej niezręcznie, język raz po raz odmawiał jej posłuszeństwa, zwłaszcza kiedy próbowała udawać, że tak naprawdę nic się z nią nie dzieje. Była pewna, że to musiało go drażnić, i w końcu trudno byłoby się temu dziwić. A przecież po jego przybyciu początkowo wszystko między nimi układało się tak dobrze; Kate miała nawet nadzieję, że pamięć ich pierwszego starcia w Londynie zostanie ostatecznie wymazana. A teraz te nadzieje obracały się wniwecz, tylko dlatego, że nagle zachciało się jej pływania o północy. Kate nadal szła w głąb jednego z korytarzy kopalni, tak zamyślona, że nawet nie zauważyła, iż wydrążony w skale tunel zmienił kierunek, przez co i ona sama musiała zniknąć z oczu Blaisea i kustosza