Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
O 15.30 generał Mclnerney, jego adiutant i kapitan Weston powrócili z obiadu, którzy spożyli w towarzystwie admirała Nimitza w jego kwaterze i zastali na patio Muku-Muku kapitana Charlesa M. Gallowaya. Kapitan Galloway był nie tylko zaskoczony widokiem generała, ale i mocno zmieszany, na co składało się kilka przyczyn. Po pierwsze, miał na sobie brudny, przepocony i poplamiony płynem hydraulicznym mundur. Po drugie, został właśnie przyłapany na gorącym uczynku spożywania alkoholu w czasie godzin służbowych, a jakby tego było mało, pił piwo wprost z butelki. - Dzień dobry, panie generale - powiedział, zrywając się na baczność. - Witam, kapitanie. Coś mi się zdaje, że pański dzień nie poszedł zgodnie z oczekiwaniami? Jak się panu wydaje, skąd o tym wnoszę? Ze stanu pańskiego umundurowania, po którym widzę, że znowu, łamiąc wyraźne w tym względzie zalecenia, uznał pan za stosowne sam naprawiać silnik? Po sposobie w jaki atakuje pan tę butelkę piwa? Czy po prostu dlatego, że ze mnie taki wytrawny znawca ludzkiej natury? - Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, panie generale. - Kapitan Galloway, panie Weston, jest następną z sierotek Korpusu Piechoty Morskiej, które znalazły dom z dala od domu w Muku-Muku. Byłby - z niego doskonały oficer, gdyby tylko częściej pamiętał o wykonywaniu rozkazów. - Nie, panie generale - odezwał się Galloway. - Nie, panie generale? - powtórzył zdumiony generał. - Nie remontowałem osobiście tego samolotu, panie generale. - Jest pan oficerem piechoty morskiej, akceptuję pańskie słowo. Coś ty w takim razie rozbił, Charlie? Tarzałeś się po podłodze w hangarze? McInerney zauważył na twarzy Gallowaya coś, co kazało mu drążyć ten temat. - No więc, kapitanie Galloway? Dlaczego tarzał się pan po podłodze hangaru? - Z całym szacunkiem, panie generale, odmawiam odpowiedzi na to pytanie. - Komu musiałeś przyłożyć, Charlie? I dlaczego? Mówimy teraz prywatnie. - Stevensonowi, panie generale. - A czym pan porucznik Stevenson sobie na to zasłużył? - Powiedział, że gdybym się tylko nie chował za moje szyny, to by mi spuścił łomot. - Aha, i tak po prostu poszliście do hangaru, zamknęliście drzwi i zdją- łeś szyny razem z kurtką? - Tak jest, panie generale. - W jakim stanie jest porucznik Stevenson? - Stracił ząb, panie generale i przez jakiś czas będzie trochę obolały, ale nic więcej. - Czy musiał szukać pomocy medycznej? - Tak jest, panie generale. - I jak wytłumaczył utratę tego zęba? - Wielki Śteve powiedział dentyście, że wszedł po ciemku do hangaru i nadział się na rurkę Pitota*. McInerney odwrócił się do Westona. - Wielki Steve, panie kapitanie, to chorąży Oblensky, stary pilot, którego znam więcej lat, niż miałbym ochotę pamiętać. - Po czym wrócił do Gallowaya. - Czy porucznik Stevenson ma zamiar złożyć na ciebie skargę odpowiednim czynnikom? - Myślę, że nie, panie generale. - Panie kapitanie, bójki pomiędzy oficerami i dżentelmenami to coś, czego Marynarka w żadnym razie nie może akceptować. - Tak jest, panie generale. - Z drugiej jednak strony, od tej zasady, jak od wszystkich, są wyjątki. Z tego, co widziałem, ten szczeniak prosił się o to od dawna. Możesz uznać sprawę za niebyłą. - Bardzo bym chciał, panie generale. * Przyrząd do pomiaru prędkości lotu na podstawie różnicy ciśnienia dynamicznego powietrza opływającego skrzydło i ciśnienia statycznego wewnątrz samolotu. Dysza pobierająca powietrze z zewnątrz osadzona jest na końcu cienkiej rurki, w samolotach z silnikami tłokowymi zwykle wystającej z krawędzi natarcia płata [przyp. tłum.]. - A coś w tym przeszkadza? - Czy utrata panowania nad sobą i wdanie się w bójkę z podwładnym nie są przyznaniem się do tego, że przełożonemu brakuje zdolności do dowodzenia? - Nie słuchałeś uważnie, Charlie. Od każdej zasady są wyjątki. Jak długo nie wejdzie ci to w nawyk, nie masz się czym przejmować. Galloway popatrzył dłuższą chwilę na generała. - Dziękuję bardzo, panie generale. Postaram się, żeby więcej do takich incydentów nie dochodziło. - Postaram się? - Prawdę mówiąc, panie generale, kiedy patrzyłem, jak się podnosi... To nie jest facet, który łatwo się zniechęca, to chyba jedyna jego pozytywna cecha. Patrząc na niego pomyślałem o kilku innych z moich oficerów, których też chętnie posłałbym na beton. - Charlie, nie przeciągaj struny. - Tak jest, panie generale. To się już więcej nie powtórzy, panie generale. - Lepiej, żeby się nie powtórzyło - zgodził się McInerney i po chwili wyraźnie zmienił temat: - Cały dzień byłem grzecznym chłopcem i starczy, czas się czegoś napić. Gdzie się podział Denny? - W południe do portu zawinął „Pacific Merchant", więc Denny ruszył złupić jego spiżarnię i kapitańską piwniczkę - wyjaśnił Galloway. - Zabrał ze sobą Alfreda. Myślę, że jeśli chodzi o robienie drinków, jesteśmy, jak nigdy, zdani na własne siły. - Charlie... - zwrócił się generał do swojego adiutanta