Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Można je obejrzeć w kolejności od jeden do sześć lub odwrotnie, aczkolwiek tylko jeden kierunek jest właściwy. Dzieje się jednak tak, że zawsze postrzegamy je w odwrotnej kolejności. Mam rację, profesorze? - Istotnie, zastosował pan dobrą analogię. Doświadczamy w niewłaściwym kierunku, jako że już nasze wczesne wspomnienia były zniekształcone. Czy ma pan teraz jaśniejszy obraz sytuacji, kapitanie? Howes z lekka zakłopotany podrapał się po karku, wzruszając przy tym ramionami. - Czy mogłabyś mi nalać jeszcze kawy? - zwrócił się do Ann. Zapanowała chwila ciszy, jakby wszyscy musieli odpocząć przed następną rundą. Silverstone i Bush patrzyli na siebie z odczuciem beznadziei. W dużym stopniu nakładało się na to zmęczenie - pierwszy od dłuższego czasu upust intelektualnej ekscytacji trochę nadwątlił siły Busha. Ledwie tknął jedzenie. Wpatrywał się z ponurą miną w zwarte szeregi ludzi-cieni dookoła, z których wielu tkwiło w iluzji mentalnej podróży. - Ann, prosiłem o jeszcze jedną kawę! - tym razem głos Howesa zabrzmiał szorstko. Siedziała z podciągniętymi kolanami, wpatrzona w szare skały przed sobą - na jej twarzy brak było jakiejkolwiek ekspresji. Zaalarmowany tym, Bush delikatnie potrząsnął ją za ramię. - Wszystko w porządku, Ann? Powoli, bardzo powoli odwróciła ku niemu głowę. Patrzyła na niego szeroko rozwartymi oczami. - Czy zamierzasz teraz wycelować swoją spluwę we mnie, Eddie, aby zademonstrować jak działa nowy system? Sądzę, że wszyscy znajdujecie się w jakimś transie - to popieprzone miejsce zahipnotyzowało i ciebie. Czy nie zdajesz sobie sprawy, że cała ta paplanina służy unicestwieniu życia człowieka i to z uśmiechem na twarzy? Nie chcę słyszeć ani słowa więcej! Mam już wszystkiego dosyć, chcę wrócić do jury, czy gdziekolwiek indziej. Nie mam ochoty słuchać, jak wy, faceci, podniecacie się snuciem przerażających wizji na tym okropnym zadupiu! To prawdziwy koszmar! Przenoszę się z powrotem - czy też w drugą stronę - czy gdziekolwiek, do jasnej cholery, to się znajduje! - Nie! - Silverstone podniósł się gwałtownie. Dobrze wiedział, że Ann znajduje się na granicy histerii. Zaniepokojony, ujął jej dłonie. - Ann, nie mogę pozwolić, byś nas opuściła! Potrzebuję - wszyscy potrzebujemy kobiecego, zdrowego rozsądku na tej wyprawie. Nie widzisz tego? My wszyscy się tutaj czegoś uczymy. Musimy wrócić do 2093, gdzie znowu będziemy mieć jasny obraz sytuacji, gdzie będziemy mogli innym ludziom pewne rzeczy wyjaśnić... - Do tego mnie nie namówisz, Norman! Wiesz, że nie pochodzę z twoich kręgów - jestem zupełnie przeciętną osobą. - Wszyscy jesteśmy zwykłymi ludźmi, właśnie tacy będą musieli stawić czoła prawdzie. - Dlaczego? Udało mi się jakoś przeżyć trzydzieści dwa lata w kłamstwie! - Jesteś szczęśliwa? Czy naprawdę jesteś szczęśliwa, Ann? Czy gdzieś, w głębi serca, nie obawiasz się - podobnie jak kilka pokoleń ludzi po dwudziestym wieku - tego, że zanosi się na jakąś wielką i paskudną zarazem niespodziankę? Ludzie muszą poznać prawdę! - Ja z nią porozmawiam, profesorze - wtrącił się Bush. Przytulił kobietę mocno do siebie. - Proszę, Ann, zostań i wysłuchaj mnie. Jesteś nam bardzo potrzebna. Wszystko się ułoży. Znam cię i wiem, że potrafisz być twarda. Spokojnie sobie z tym poradzisz. Na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu. - Ja jestem silna, tak? Wy faceci, wszyscy jesteście tacy sami, cokolwiek się dzieje! Tak bardzo kochacie nowe teorie i wszystkie te rzeczy. To co mówiliście o pociskach lecących w przeciwną stronę, wyjaśniając to w sześciu scenach... - Roger całkiem jasno to przedstawił. - Boże, jasno! - roześmiała się kpiąco. - Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, o czym rozmawialiście? Gadaliście o umarłych powracających do życia - najpierw leżysz krwawiąc na ziemi, chwilę potem krew powraca do twoich naczyń krwionośnych, wstajesz i idziesz przed siebie, tak, jakby nic się nie wydarzyło! - Chryste! - niemal równocześnie powiedzieli Bush i Borrow. Dziewczyna wstała. - Weźmy Chrystusa! Najpierw widzicie, jak zmartwychwstaje, potem wisi na krzyżu, jego bok zostaje przebity włócznią, Rzymianie przybijają go do krzyża, ściągają go z niego, Jezus powraca do swoich uczniów..