Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Mam dość dobry głos. Spojrzała na mnie. - Właśnie tam usłyszałam pieśni, które śpiewa się o tobie. - Zarysowała głęboko igłą suche jak pieprz deski podłogi, wzbijając kurz. - Wtedy zaśpiewałam o tobie kilka własnych pieśni. Cieszyłabym się, jeżeli zmieniły czyjąś opinię o tobie. - Uśmiechnęła się lekko, a po chwili znów spoważniała. - Później wyruszyłam na północ. Odłożywszy na bok igłę, rozruszała zesztywniałe ramiona i roztarta dłonie. Zapadło milczenie. - Czy znalazłaś Bramę swojej matki? - zapytałam po chwili. Roześmiała się z przymusem. 171 - Znalazłam jakąś Bramę, w Arvonie, dawno porzuconą i nieużywaną. Wypaloną- prowadzi donikąd Nie była to Brama mojej matki. Westchnęła i powiedziała z goryczą: - A potem omal nie znalazłam prawdziwego domu. Arvon to dziwne miejsce, a ja byłam bardzo zmęczona. Spędziłam kilka miesięcy z dala od brzegu, rozmyślając. Później sztorm zagnał mnie daleko od lądu, jeszcze dalej na północ niż to wskazują moje mapy. omal się nie rozbiłam. W końcu przybiłam do brzegu jednej z kilku wysp, które mieszkańcy nazywają Vellas. Mówią językiem podobnym do języka mojej matki i nic nie wiedzą o żadnej Bramie. Ale, och, Alys, cóż to za miejsce! W wielkiej zatoce między wyspami morskie lisy spędzają lato, a na jej brzegach rodzą młode. Pochyliła się teraz do przodu i bardzo uważnie wpatrywała w szarą podłogę o falistych słojach, jak gdyby była to owa zatoka między wyspami, które nas dzieliły. - Mieszkańcy Vellas nie zabijaj ą morskich lisów, Alys, lecz zbierają wełnę, gdy te zrzucają zimowe futro. Kołysze się na falach jak srebrne nici i morze wyrzuca ją na brzeg. A w wiosenne noce Velanie wychodzą na plażę i śpiewają: Ililile ile ile! Ululule ule ule! Grają też na piszczałkach długą rzewną pieśń, która sprowadza morskie lisy na brzeg. Lisy są czarne, nakrapiane, srebrne, jasnoszare, koloru palonej umbry i białe niby szron. Przychodzą do śpiewaków ufnie jak dzieci, bo wiedzą, że ci ludzie nie zrobią im nic złego, tylko wyczeszą kłaki gęstej zimowej sierści i włożą je do długich worków, które ciągną się za nimi w wodzie. To właśnie oni tkają lisi jedwab, Alys. Pokazali mi wszystko: jak śpiewają, wyczesują i jak tkają. To ja utkałam ten zwój jedwabiu, który dałam twojej matce. Siedziałam bezgranicznie zdumiona. Nigdy nie słyszałam, żeby Sif mówiła z dumą o którejkolwiek z kobiecych sztuk. - Oni nie dzielą pracy między płcie tak jak nasi współplemieńcy. Kobiety wypływają łodziami w morze i łowią ryby. Mężczyźni mogą zajmować się dziećmi albo śpiewać dla morskich lisów i tkać ich sierść. Dzieci uczą się takich umiejętności, jakie im się podobają; to jeden z chłopców nauczył mnie tkać lisi jedwab. Tam jest bardzo dziwnie. Naprawdę dziwnie. - Zadrżała i poruszyła lekko głową. — Niewiele wiedzą o obyczajach południowych krain i nie chcą wiedzieć. To mi się podoba. - Jeżeli to takie zachwycające miejsce, dlaczego je opuściłaś? - zapytałam cicho. Uśmiechnęła się lekko i spojrzała na mnie. 172 - Wróciłam po ciebie - powiedziała. - Byłam tam szczęśliwa i myślałam, jak tobie się tutaj wiedzie. Wiedziałam, że musze, wrócić, by opowiedzieć ci o Vellas i zabrać cię tam. Oczy jej błyszczały jak wówczas, gdy powtarzała mi opowieści swojej matki o baśniowej krainie za Bramą. Teraz jednak mówiła o kraju znajdującym się w naszym świecie, o grupce wysp położonych daleko na północy. Siedziałam, nie bardzo wiedząc, co o tym myśleć i o co pytać. Nigdy nie myślałam o opuszczeniu Ulys, chyba że wtedy, gdy rozważałam wyjście za mąż i przenosiny do nowego więzienia w High Hallacku. Nigdy nie uważałam ucieczki za możliwą, a myślenie o niej nie wyszłoby mi na dobre. Teraz jednak trzeba to rozważyć. Powiedziałam powoli: - Jak chcesz mnie stąd zabrać? Nie masz własnego statku, a nawet gdybyś miała, zatoka zamknięta jest łańcuchem. Sif uśmiechnęła się do mnie i wyjaśniła: - Nie zamierzam odpłynąć z zatoki, Alys. - Chyba zauważyła, że rozwarłam szeroko oczy, gdyż wzięła mnie za ręce. - Schowałam na plaży małą łódkę. Ale musimy odpłynąć, póki księżyc jest wysoko na niebie. Teraz, zaraz. Wstała, pociągając mnie za rękę, ja jednak się nie podniosłam. - Nigdy nie przepłyniemy nad rafami! - zawołałam. - Ja kiedyś przepłynęłam. - Lecz nie we dwójkę! Twoja matka tego próbowała. - Mam teraz inną łódź - powiedziała nagląco. Nachyliła się nade mną. - Musisz popłynąć ze mną, Alys. Chodź! On wyda cię za mąż za każdego, kogo tylko zdoła do tego nakłonić, chce mieć następców. - Ale... ale co zrobią mieszkańcy? - wyjąkałam, chwytając się najbardziej błahych argumentów. Wszystko działo się za szybko. - Kiedy mój ojciec umrze, nie będą mieli pana. - A czy panowie Ulys kiedykolwiek zrobili dla nich coś dobrego? - burknęła Sif