Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Tato! - Jakub żachnął się niecierpliwie. - Nie wygłupiaj się, nie możesz powiedzieć? - Opowiem wam wszystko, jak wrócę, teraz muszę już lecieć. - Ból w klatce piersiowej powrócił, Jerzy czuł gorący ucisk w okolicach mostka i niżej, wzdłuż żeber. - Lecisz samolotem? - syn nie dawał za wygraną. - Nie, Kubusiu, tylko tak powiedziałem. Uściskaj Bartka... Nie gniewaj się. Czasami się tak w życiu składa, niespodziewanie... - Jerzy dodał cichym głosem, bardziej do siebie niż do syna. - Poczekaj, jeszcze mama chce ci coś powiedzieć. - Jerzy - głos Marii był zimny i opanowany - mam nadzieję, że wiesz, co robisz? - Jak nigdy w życiu - odpowiedział i odłożył słuchawkę. Nie miał najmniejszej ochoty kontynuować tej rozmowy. Nie chciał dalej brnąć w kłamstwa, przekonywać, tłumaczyć się. Był zmęczony. Czuł się jak człowiek, który tyrał całe życie, ciułał grosz do grosza, wszystkiego sobie odmawiał, a teraz ma święte prawo zadysponować swoimi pieniędzmi i swoim czasem. I nikomu nic do tego, dlaczego i po co. Ten przypływ egoizmu był równie gwałtowny, jak gest rzucenia słuchawką. Najchętniej wyrwałby sznur z gniazdka, odcinając się od wszelkich ocen, komentarzy. Nikt nie będzie - przynajmniej przez jakiś czas - cenzurował jego życia. Zarzucił torbę na ramię i stanowczym ruchem zamknął drzwi na klucz. II 25 Helena stała oparta o reling. Morze, gładkie i połyskliwe, było niczym zastygła galareta, krojona ostrym dziobem statku. Zapadał zmierzch, na niebie nie było ani jednej chmurki. Różowa poświata nasyciła wszystko łagodnym blaskiem. Kolory nieba i wody zlały się w niej tak dokładnie, że nie było widać horyzontu. Statek powoli, lekko drżąc, wypływał w pastelową przestrzeń. Głosy pasażerów, leniwie przechadzających się po pokładzie, były stłumione, dochodziły do Heleny jak przez ścianę. W miarę oddalania się od lądu odczuwała coraz większy spokój i - co było dla niej kompletnie niezrozumiałe - jakąś wewnętrzną czystość, stan szczególnej łaski. Przypłynęły do niej słowa ulubionej piosenki, zaczęła je cicho nucić: ...green pepper walls and water ice, tables of paper woods, windows of light, and everything emptying into White... ...A simple garden, with acres of sky, a brown-haired dogmouse If one dropped by. Yellow delanie would sleep well at night, with everything emptying into White... Jerzy stanął tuż za nią, pocałował ją we włosy, wdychając ich zapach. - Pięknie. Co to za piosenka, brzmi znajomo? - Cat Stevens - odpowiedziała lekko zawstydzona. - A, no pewnie. Genialny facet, szkoda, że tak nagle przestał śpiewać. - Odnalazł wiarę. - Tak, w Allaha. - Jerzy pokiwał kpiąco głową. - Mam nadzieję, że dostąpi zbawienia. W czasach mojej młodości swoją muzyką zbawiał miliony ludzi na całym świecie. - Wygląda, że masz mu coś za złe. - Helena z uśmiechem zajrzała Jerzemu w oczy. Wzruszył ramionami. - Bo faktycznie mam. Nie marnuje się takiego talentu, to dar od Boga. Żeby się nim podzielił z innymi. A Stevens popełnił grzech samolubstwa - wyjaśnił. Zawstydzony swą tyradą, zmienił temat: - Czy wiesz, że indyki często topią się w czasie deszczu? Helena zrobiła zdziwioną minę. - Otwierają dzioby, gapią się w niebo i koniec. - Zmyślasz - zaśmiała się niepewnie. - A skąd, to prawda, święta prawda. - A jaki to ma związek z Catem Stevensem? -zapytała. - Nie wiem. Sądzisz, że jakiś ma? - On też zagapił się w niebo i... na zawsze zamilkł. Popatrzył na nią z uznaniem. - Mądrzy taoiści uważali, że prawdziwy mędrzec przygląda się niebu, ale mu się nie sprzeciwia. Skinęła głową, jakby się całkowicie zgadzała z tego rodzaju pokorną filozofią. Długą chwilę milczeli, wpatrując się w przestrzeń. Nad ich głowami zaczęły popiskiwać mewy. Ostygłe niebo nabierało ciemnej, fioletowej tonacji indygo. Pokład opustoszał, w powietrzu unosił się zapach spalin z okrętowego komina. Na maszcie powiewały postrzępione flagi: polska, szwedzka i jeszcze jakaś trzecia, biaława z nieznanymi emblematami. W zielonych oczach Heleny była radość i spokój. Stała nieporuszona, wpatrzona w niego z tym samym intensywnym wyrazem tęsknoty, który go tak zaczarował, kiedy się spotkali po raz pierwszy, w drodze z Mazur