Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- I waszym - warknął gniewnie Galladel. - Co zrobicie, jeśli drzewa się nie obudzą? Znajdziecie się na otwartej przestrzeni, otoczeni przez bezlitosnych wrogów. Miałem nadzieję, że nie dożyję śmierci mego syna, ale nigdy nie przypuszczałem, że ta śmierć będzie wynikiem jego własnej głupoty. Shayleigh, która tak długo dusiła w sobie narastające gorzkie myśli, w końcu przerwała milczenie. - Nie głupoty - zawołała - odwagi! Wielu pójdzie z tobą, książę Elberecie, i powierzy swe życie twojej nadziei oraz puszczy. - To niezbyt rozsądne - odrzekł Elbereth, jednak z czysto praktycznych powodów, a nie dlatego, iż wątpił w powodzenie prastarego rytuału przywołania. - Mała grupka ma szansę przemknąć się bez walki. - Zaczekamy więc na wasz powrót - obiecała Shayleigh. - Mając za sojuszników drzewa z Syldritch Trea, wypędzimy wroga z naszej ojczyzny! - Nadal jestem królem Shilmisty - przypomniał im Galladel stojący w pewnej odległości od spiskowców. - Chcesz pójść z nami i odczytać treść inkantacji? - spytał Cadderly, choć doskonale wiedział, że Galladel bynajmniej się do tego nie pali. Stojąca obok niego Danica, widząc ten jawny przykład zuchwałości i bezczelności, mimowolnie wstrzymała oddech. - Mógłbym cię zabić za te słowa - wycedził Galladel złowrogo. - Nie sądzę - mruknął Ivan, a topór oparty o jego ramię drgnął lekko, lecz nader znacząco. - A co do ciebie, krasnoludzie - syknął król elfów. - Kiedy to się skończy... - Oj, zamknij się i stań w kolejkie za twojem synem - uciął Ivan. Galladel zmierzył ich wszystkich morderczym spojrzeniem, odwrócił się i pospiesznie odszedł. - Jak śmiesz odzywać się w ten sposób do króla Shilmisty? - rzuciła gniewnie Danica, zwracając się do Cadderly’ego. Była zupełnie zbita z tropu i zagniewana, ale nie tak bardzo, jak mogłyby to sugerować jej słowa. Cadderly odwrócił od niej wzrok i spojrzał na Elberetha - w tym przypadku interesowała go bardziej jego opinia. Książę elfów nie odezwał się ani słowem, lecz skinął głową na znak aprobaty. - Udało ci się wzbudzić nadzieję nawet w moim ojcu - powiedział bez ogródek. - Nie wątpię, że król Galladel będzie wśród oczekujących na nasz powrót z Syldritch Trea. Pozostanie, by wspólnie z lasem ruszyć do ostatniej walki i oczyścić naszą ziemię z plugawych najeźdźców. To rzekłszy książę elfów i Shayleigh odeszli w tę samą stronę, w którą wcześniej udał się Galladel. Mieli sporo planów, które należało opracować. * * * Kierkan Rufo nie wiedział, jak ma rozumieć niespodziewane zjawienie się Daniki i co oznacza posępny wyraz jej twarzy. Wyczuwając kolejny telepatyczny kontakt z plugawym impem, wybrał się na samotną przechadzkę z dala od Cadderly’ego i pozostałych. - A więc wrócę do biblioteki w pojedynkę - zwrócił się do niej z pokorą - aby opowiedzieć o twojej i Cadderly’ego dzielności. Będę z całego serca wierzył w sukces waszej wyprawy do tego prastarego dębowego zagajnika Syldritch Trea, o którym bez przerwy rozprawiają elfy. - Lepiej byłoby, abyś rzeczywiście w to uwierzył - odparła Danica - bo idziesz z nami. Słysząc te słowa, Rufo o mało się nie przewrócił. - Ja? - bąknął. - A na co ja mógłbym się wam przydać? Nie jestem wojownikiem, a w lesie zwyczajnie się gubię. Jestem do niczego... - Nie nalegam, abyś poszedł z nami ze względu na swoje umiejętności - wyjaśniła mniszka. - Obawiam się konsekwencji pozostawienia cię tutaj. - Jak śmiesz tak mówić! - zaperzył się. - Nie waham się tego powiedzieć - odparowała. - Nie ufam ci, Kierkanie Rufo. Wiem to i wiem, że będziesz nam towarzyszył. - Nie ma mowy! Rufo nawet nie zauważył, by wykonała jakiś ruch, gdy nagle wylądował na wznak na ziemi, spoglądając w górę na gwiazdy, a stawy pod kolanami przeszył mu palący ból. Danica pochyliła się nad nim i uśmiechnęła złowrogo. - Nie zostawimy cię tu - rzuciła beznamiętnym tonem. - Zrozum to, bo od tego zależy twoje życie