Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Trzy jenieckie kompanie przebywają w mieście, w budynku dawnego zakładu specjał-: nego. Tam znajduje się również niemiecka komenda obozu, niemiecki lekarz i dentysta. Trzy kompanie umieszczono w dawnym seminarium duchownym — to obóz górny. Starsi wiekiem, inwalidzi i starsi stopniem zajmują mniejsze pokoje, brać podporucznikowską rozlokowano w większych salach. Dwa pomieszczenia na parterze są na razie wolne ¦— kaplica i świetlica. W jednej urządzamy okolicznościowe zebrania, wystawy, występy, w drugiej mamy się modlić. Księdza wśród nas nie ma, rzadko odprawia nabożeństwo ksiądz niemiecki. Przyzwyczajonych do łaciny brzmiącej w polskich kościołach, razi nas i trochę śmieszy niemiecka wymowa: „In zekula zekulorum". W miarę powiększania się liczby jeńców, przekształcono kaplicę i świetlicę na sale mieszkalne. Polskim komendantem obozu został pułkownik Nykulak, dowódca 68 pułku piechoty z Wrześni; później funkcję tę objął pułkownik Kaczmarek. Dowódcami kompanii są majorowie. Naszej piątej taktowny i koleżeński major Krajewski (późniejszy generał). Funkcję szefów kompanii sprawują kapitanowie lub rotmistrzowie, adiutantem obozu górnego jest kapitan Wasilewski. W kantynie pracuje kapitan Król oraz porucznicy Gwierzewicz i Muszelski. Jednym z oficerów pocztowych jest zacny porucznik Jaźwiecki. Po upadku Francji 160 w grupie oficerów jeńców przywiodą kapelana Kirszke, który wyręczy niemieckiego księdza w pełnieniu obowiązków duszpasterskich. Z mego pułku znaleźli się tutaj: dowódca baterii Stasio Dudarewicz, inwalida bez nogi, podporucznik Janusz Ko-tecki, podporucznik Zygmunt Filar oraz Tadzio Eubig, zdobywca III nagrody w dziale architektury w późniejszym konkursie jenieckim, ogłoszonym przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż. Jest też przyjaciel z czasów harcerskich — Lucek Markiewicz. Starszyznę obozową stanowią: pułkownik Józef Sas-Ho-szowski z obrony Warszawy, pułkownik Kaczmarek -— komendant Centrum Wyszkolenia Łączności, pułkownik Tadeusz Niezabitowski oraz podpułkownik Drewniak. Wśród młodszych jest kilka sławnych już osobistości: porucznik Leon Pająk — obrońca Westerplatte, rotmistrz Bilwin z jeździeckiej grupy olimpijskiej i podporucznik Majchrzycki słynny bokser. Jest grupa plastyków z malarzami Zelenayem i Do-dackim oraz rzeźbiarzem Siodłowskim. Spośród pozostałych wiełu wsławi się swymi talentami, wiedzą i różnego rodzaju umiejętnościami w twardym życiu obozowym, mimo że na razie niczym charakterystycznym się nie wyróżniają. Podporucznik Zdzisław Raabe, zoolog (późniejszy profesor, członek Polskiej Akademii Nauk), lewicowiec, prowadził interesujące wykłady, rzeźbił w drewnie ciekawe kompozycje. Rysownik o złotych rękach, bezbłędnie podrabiał blankiety wszystkich dokumentów, które służyły w późniejszych ucieczkach. Falsyfikaty były tak udane, że nie można było odróżnić podrobionego rękodzieła od oryginalnego druku. Podporucznik Tadeusz Sułkowski, polonista, zdobywca I nagrody w dziale krytyki literackiej na wymienionym Międzynarodowym Konkursie, świetny eseista, wygłaszał porywające wykłady o Słowackim i Żeromskim; zwłaszcza utkwiły mi w pamięci jego kapitalne Pasje świętokrzyskie. Zmarł na obczyźnie, w Anglii. 11 — Ciat biegnie otsals 161 Podporucznik Leon Jerzy Gadziemski, oficer zawodowy artylerii, zdobył III nagrodę w dziale poezji na tymże konkursie. Razem z nim i Leszkiem Duninem, znawcą doskonałych, choć niecenzuralnych anegdot rosyjskich, pisaliśmy wiersze, piosenki i skecze oraz urządzaliśmy szopkę sylwestrową. Lekarzem obozu był podporucznik Wiesław Łasiński, oficer zawodowy, bohater jednej z odważnych ucieczek (po wojnie kontradmirał, profesor, komendant Wojskowej Akademii Medycznej). Było też kilku lekarzy weterynarii: major Wojnarowski, major Harland, podporucznik Mosaniuk, podporucznik Ra-kowski, podporucznik Wojnarowicz. Upadek Francji powiększył naszą grupę weterynaryjną o kapitana Kobusiewi-cza, późniejszego profesora i dyrektora Zakładu Pryszczycy w Zduńskiej Woli. Było nas trochę za mało, aby spotykać się i pracować jako osobna grupa zawodowa. Utworzyliśmy więc Koło Przyrodników, do którego zgłosili się także lekarze medycyny, agronomowie, biolodzy i leśnicy. Opracowywaliśmy referaty i wykłady, starając się tak dobrać' tematycznie materiał, aby zainteresował wszystkich, z drugiej zaś strony mówił o właściwościach i osiągnięciach poszczególnych dyscyplin. Początkowo nikt nie podejmował poważniejszej, zakrojonej na dłuższy okres nauki. Wszyscy marzyli o nadchodzącej wiośnie i o tym, że przyniesie decydujące i zwycięskie działania na zachodzie. Wiedzieliśmy, że istnieje polska armia we Francji i że wodzem naczelnym jest generał Sikorski. Byle więc do wiosny — „słońce wyżej, a Sikorski bliżej". Wszystko co robimy ma charakter krótkotrwały. Grupowe kursy wojskowe mają utrzymać poziom wiedzy wyniesiony z podchorążówek, nieco poszerzony przez osobiste doświadczenie z minionej wojny obronnej. Przynajmniej przez dwa miesiące wałkujemy te same tematy. Co by było, gdyby siódma dywizja nie puściła pod Częstochową, a dwudziesta piąta wcześniej uderzyła na Łęczycę? Co by było, gdybyśmy ogłosili 162 mobilizację pierwszego sierpnia i nie sprzedali Anglii naszych dział przeciwlotniczych? Prenumerujemy „Deutsche Militar Wochenblatt". Tam znajdujemy dowody, że Feldzug in Polen nie przyszedł Niemcom tak łatwo