Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

W miarę jak palce posuwały się po liniach zeszytu, policzki jej czerwieniły się, oczy rozpalały się i błyszczały coraz bardziej. Zapomniała o Murrayach, chociaż pisała o nich, zapomniała o swym upokorzeniu, chociaż opisywała to, co zaszło: pisała przez godzinę przeszło przy mdłym światełku dymiącej lampki, nie ustając w pracy ani na chwilę, chyba po to, żeby wyjrzeć przez okno i zobaczyć piękno mglistej nocy, albo żeby odszukać na dnie świadomości jakiś wyraz, który jej był potrzebny; kiedy taki wyraz się nasuwał, wydawała westchnienie zadowolenia i pisała dalej. Gdy usłyszała kroki Murrayów, wchodzących po schodach, odłożyła zeszyt na bok. Skończyła; opisała cały przebieg zdarzeń i Murrayowskiej rady familijnej, stworzyła patetyczną scenę własnej śmierci i Murrayów zgromadzonych dookoła niej, przy jej łożu śmiertelnym i błagających ją o przebaczenie. Najpierw dostrzegła ciotkę Ruth, klęczącą przy niej i wijącą się wśród łkań i wyrzutów sumienia. Wtem zatrzymał się ołówek: "Ciotka Ruth nie mogłaby nigdy odczuwać tak żywo, w żadnej okoliczności", pomyślała i przekreśliła ten wiersz. Podczas pisania minęły ból i upokorzenie. Czuła się tylko zmęczona, ale niemal szczęśliwa. Było to zabawą, takie szukanie i dobieranie słów w celu opisania wuja Wallace.a. A cóż za satysfakcja móc nazywać ciotkę Ruth "grubą, przysadzistą babą". - Ciekawa jestem, co by powiedzieli wujowie i ciotki, gdyby wiedzieli, co ja o nich myślę naprawdę - szepnęła, kładąc się do łóżka. 5~ Kosa na kamień Emilka, na którą ostentacyjnie nie zwracano uwagi podczas pierwszego śniadania, wezwana została do saloniku po rannej kawie. Wszyscy tu byli zgromadzeni, cała plejada; Emilce wydało się, gdy spojrzała na twarz wuja Wallace.a siedzącego w pełnym świetle słonecznym, że nie znalazła odpowiedniego określenia na jego szczególny grymas. Ciotka Elżbieta stała bez uśmiechu na twarzy przy stole z papierami w ręku. - Emilko - rzekła - wczoraj nie zdołaliśmy ustalić, kto cię weźmie do siebie. Muszę stwierdzić, że nikt z nas nie miał na to wielkiej ochoty, ponieważ zachowałaś się bardzo niewłaściwie pod wielu względami: - Och, Elżbieto!... - zaprotestowała Laura. - Ona... ona jest dzieckiem naszej siostry. Elżbieta podniosła rękę do góry królewskim gestem. - Ja to załatwiam, Lauro. Bądź tak dobra i nie przerywaj. Jak już powiedziałam, Emilko, nie mogliśmy zdecydować, kto się tobą zajmie. Zgodziliśmy się wreszcie na propozycję kuzyna Jimmy, ażeby ustalić to za pomocą loterii. Tutaj mam wypisane nasze imiona, na tych kawałkach papieru. Wyciągniesz jedno z tych imion i ta osoba przygarnie cię. Ciotka Elżbieta podawała jej kawałki papieru. Emilka drżała tak mocno, że nie mogła wyciągnąć ani jednego. Było to okropne... ona sama musi ściągnąć na siebie ślepy wyrok losu. - Ciągnij - rzekła ciotka Elżbieta. Emilka zacisnęła zęby, odrzuciła w tył głowę z miną człowieka wyzywającego przeznaczenie i wyciągnęła kartkę. Ciotka Elżbieta wyjęła z drżącej rączki i rozwinęła. Na kartce wypisane było jej własne imię: Elżbieta Murray. Laura Murray podniosła w tejże chwili chusteczkę do oczu. - Dobrze, a więc to jest załatwione - rzekł wuj Wallace, wstając z westchnieniem ulgi. - Jeżeli mam zdążyć na pociąg, to muszę się śpieszyć. Rzecz jasna, że do wydatków, jakie będziesz musiała ponieść, Elżbieto, przyczynię się bardzo chętnie. - Nie jesteśmy żebrakami, my w Srebrnym Nowiu - odrzekła Elżbieta dość chłodno. - Z chwilą, kiedy na mnie spada zadanie zajmowania się nią, uczynię wszystko, co będzie potrzeba. Nie uchylam się od moich obowiązków. - Ja jestem jej obowiązkiem - myślała Emilka. - Ojciec mówił, że nikt nie lubi obowiązków. To znaczy, że ciotka Elżbieta nigdy mnie nie polubi. - Ty masz w sobie więcej dumy Murrayowskiej, niż cała rodzina razem wzięta, Elżbieto - zaśmiał się wuj Wallace. Wszyscy się roześmieli z wyjątkiem Laury