Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Benitko - mówi Mario bawiąc się palcami dziewczynki - twoja kryjówka wśród tych czarnych Tamilów, pozbawiona jest najzupełniej sensu. Nasyciłaś już swój głód wrażeń i europejskiej ciekawości. - Nie, nie! - krzyczy Tita pod smagnięciem tych słów - to nie jest żadna bezduszna ciekawość turysty. To prosty dług serca, który pragnę spłacać zawsze i wszędzie wobec biednych i pogardzanych. - O, jak to pięknie mieć siedemnastą wiosnę życia. Każda utopia zdaje się prawdą i obowiązkiem świata. Każda mrzonka dziecinnej duszyczki celem i istotą życia. - Ach, Mario! Każdemu wolno tak mówić, tylko nie panu. Właśnie poeci i artyści powinni pozwalać światu na takie najpiękniejsze obłędy życia. - Kochanie, trudno zaprzeczać i twierdzić, skoro zupełnie świata nie znasz. - Gdyby nie moje mrzonki i utopie, nie siedziałabym tu dzisiaj. Nie miałabym okazji walczyć o swe prawa w stosunku do ojcowskich uczuć i na zawsze zamknęłabym sobie drogę do mojej drugiej ojczyzny, o której ani na chwilę nie przestanę marzyć. - Podziwiam twoją moc charakteru, siostrzyczko. Teraz jednak lepiej będzie wrócić do Kolombo, zamieszkać w porządnym hotelu, jak w Bombaju, i nabrać sił do dalszej drogi. - Najwięcej wypoczęłam właśnie tutaj. I czułam się daleko szczęśliwsza niż w hotelu Tadż_Mahal! - rzuciła mu ostentacyjnie. - O sycylijska siostrzyczko! Jesteś kapryśna i zmienna jak prawdziwa kobieta. Ale w tym leży cały twój wdzięk i urok niewieści. Jakiś mędrzec powiedział, iż prośby kobiety nie należy wysłuchać, natomiast trzeba spełniać wszystkie jej najbłahsze i bezsensowne kaprysy. Tita jest zła. Mario przyniósł z sobą oddech innego środowiska i innego stylu. A prawdziwą sztuką życia jest umieć utrzymać się w tej samej formie. Och, jak bardzo było jej żal opuszczać wybrzeże Kelani. Najchętniej płakałaby z żalu, ale to było tak dziecinne! Musiała powrócić na drugi brzeg życia. Przecież tam został ojciec i Jerzy. Jurek! Serce skuliło się jak przed bolesnym ciosem. Żeby przynajmniej Mario milczał. Zacny Nino nie bierze zupełnie udziału w dyskusji. Ale Mario stara się przekonać ją o konieczności powrotu. - Teraz, kochanie, gdy obdarzyłaś już wszystkich, możesz spokojnie odejść. Znam psychologię dziecka. Wzruszasz się, że te czarne pokraczki otaczają cię uwielbieniem i serdecznością. Jesteś dla nich taką samą zabawką jak te, które przyniosłaś o świcie w koszu. Ale za dwa, trzy dni znudziłabyś się im, równie prędko, jak twoje lalki i trąbki. Trudno, taka jest natura dziecka i nic jej nie zmieni. Żyje przelotnym nastrojem jak cejloński motyl. - To okrutne i niezgodne z prawdą! - wybucha w obronie swej gromadki Benita. - Tylko ten, kto nie ma pojęcia o duszy dziecka, może zarzucać mu powierzchowność i przelotność uczuć. Nigdy dorosły człowiek nie przywiązuje się tak silnie jak właśnie dziecko. A uczucia jego przetrwają niejednokrotnie całe życie. - Tak, czy inaczej, Benitko z obłąkanym sercem, wracaj lepiej z nami. Wszystko to ładne i niezwykłe, lecz na krótki czas! Cóż może cię łączyć z tymi nędzarzami! Przelotna litość jak westchnienie nad kopniętym psem? Tita przygryzła wargi. Nie czuła sił do polemizowania z Mariem. Ale każde jego słowo było podmuchem zimnego wiatru, strącającego kwiaty z kwitnącego drzewka. Jakże wiele stracił Mario od początku podróży. Przeminął już zachwyt z Port_Saidu i bezsensowne oczarowanie w Indiach. - Naturalnie, że wrócę z wami, skoro tego pragniecie. Jedna jest tylko trudność do pokonania. Nie mam co na siebie włożyć. Trudno przecież w tej wschodniej szacie pokazać się w europejskim hotelu lub na ulicy. - Tak, to słuszne! - skinął głową Mario. - W mundurku nie mogę paradować w tym upale. Zresztą zwracałabym uwagę pasażerów "Primavery". - Nie, nie! - wykrzyknął Mario - to już zupełnie wykluczone. - Wobec powyższych argumentów pozostaje tylko jedno rozwiązanie sprawy. Mogę włożyć moją białą suknię z Neapolu. Błękitny guzik od owej sukni zgubiłam na ulicy w Bombaju, a odnalazłam na pokładzie naszego statku. I jak nie przyklasnąć twierdzeniu, iż nie ma cudów w dzisiejszej epoce? - roześmiała się. - Doskonale! - zawołał znienacka, milczący dotąd Nino - dałem tę suknię do wyprania na okręcie i obecnie jest świeżutka i czysta. - Tak, ale sprawę skomplikuje fakt, że suknia znajduje się w tej chwili na pokładzie "Primavery". - Pojadę do portu i najwyżej za dwie godziny wrócę. - Nie lubił mówić, ale gdy trzeba było działać, energia przytłumiała nieśmiałość i potęgowała aktywność zacnego chłopaka. - Nino, jesteś naszą opatrznością! - zachwycał się Mario. Jemu samemu nie chciało się jechać teraz do portu, przeprawiać na pokład motorówką, szukać sukni i wracać w południowym upale nad rzekę. Nino, nie słuchając pochwał i podziękowań, rzucił się w fale, przepłynął na drugi brzeg, wciągnął ubranie i przywołał rikszę. Mario zaproponował Benicie przejażdżkę łodzią po rzece. Pomagała mu odwiązać łódkę i nie spojrzawszy nawet w stronę czarnych przyjaciół odpływała wolno. Dzieci z przestrachem patrzyły za odpływającymi. O, ten biały nie odda im ukochanej lalki