Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

9 wrzeœnia 1943, Morze Pó³nocne Z powodu grubej warstwy chmur kieruj¹ca siê nad Essen flotylla bombowców B-17 musia³a zrezygnowaæ ze swego zasadniczego celu. Dowódca eskadry, pomimo sprzeciwów cz³onków za³ogi, wyznaczy³ cel zastêpczy: stocznie na pó³noc od Bremerhaven. Nikt nie lubi³ tej trasy, bowiem Messerschmitty i Stukasy zbiera³y tam obfite ¿niwo. Dzia³aj¹ce na tym obszarze dywizjony przechwytuj¹ce nazywano "samobójczymi oddzia³ami Luftwaffe"; m³odzi fanatycy faszystowscy mogli równie dobrze zestrzeliæ samolot wroga, jak te¿ zderzyæ siê z nim. Trudno to nawet nazwaæ wielk¹ odwag¹, gdy¿ czêsto przyczyn¹ by³ brak doœwiadczenia lub po prostu nieodpowiednie wyszkolenie. Bremerhaven Pó³noc stanowi³o wiêc odstraszaj¹cy, zastêpczy obiekt ataku. Kiedy wyznaczano je jako g³ówny cel, bombowcom towarzyszy³a wzmocniona eskorta myœliwców; kiedy zaœ by³ to cel zastêpczy, bombowce lecia³y w osamotnieniu. Jednak dowódca eskadry by³ twardzielem, a co gorsza, absolwentem West Point; cel zastêpczy zostanie trafiony, i to trafiony z takiej wysokoœci, która gwarantowa³aby maksymaln¹ skutecznoœæ ra¿enia. Zignorowa³ wyra¿any g³oœno sprzeciw zastêpcy, który jednoznacznie stwierdzi³, ¿e atak z takiej wysokoœci by³by brawur¹ nawet wówczas, gdyby wokó³ bombowców uwija³a siê eskorta myœliwców. Bez niej, bior¹c pod uwagê silny ogieñ artylerii przeciwlotniczej, stanowi³o to szaleñstwo. Dowódca eskadry odpowiedzia³ wyrecytowanymi twardym g³osem nowymi koordynatami i nakazaniem ciszy radiowej. Kiedy znaleŸli siê w korytarzu prowadz¹cym do Bremerhaven, zewsz¹d pojawi³y siê myœliwce niemieckie i rozpocz¹³ siê morderczy ogieñ artylerii. Dowódca eskadry sprowadzi³ swoj¹ maszynê na wysokoœæ podawan¹ w podrêcznikach i zosta³ natychmiast zmieciony z nieba. Jego zastêpca ceni³ swoje ¿ycie i samoloty znacznie bardziej od niego. Wyda³ rozkaz ucieczki w górê, polecaj¹c bombardierom, aby zrzucili ³adunek gdzie popadnie, byle tylko wywaliæ to cholerne ¿elastwo, tak aby maszyny mog³y osi¹gn¹æ maksymaln¹ wysokoœæ, zmniejszaj¹c tym samym ryzyko z powodu ognia z ziemi i z powietrza. Rozkaz przyszed³ zbyt póŸno. Jeden z bombowców buchn¹³ nagle p³omieniem i run¹³ w dó³; rozwinê³y siê tylko trzy spadochrony. Dwa inne bombowce dozna³y tak powa¿nych uszkodzeñ, ¿e natychmiast zaczê³y zmniejszaæ wysokoœæ. Za³ogi wyskoczy³y; w ka¿dym razie, ich wiêkszoœæ. Pozosta³e maszyny piê³y siê w górê, a wraz z nimi Messerschmitty. Coraz wy¿ej i wy¿ej, poza granicê bezpieczeñstwa. Wydano rozkaz na³o¿enia masek tlenowych; nie wszystkie dzia³a³y. Po czterech minutach niedobitki eskadry znalaz³y siê na pustym, nocnym niebie, o wiele jaœniejszym ni¿ zwykle, bo ogl¹danym z dolnych warstw stratosfery w rozrzedzonym powietrzu. Gwiazdy rozsiewa³y czysty, jaskrawy blask, a ksiê¿yc sta³ siê jeszcze bli¿szy dla za³óg bombowców. Tutaj znajdowa³o siê ocalenie. - Nawigator! - rzuci³ do interkomu wyczerpany, ale szczêœliwy zastêpca dowódcy. - Podaj kurs. Z powrotem do Lakenheath, jeœli mo¿na ciê prosiæ. OdpowiedŸ, która nadesz³a, zburzy³a nastrój ulgi i odprê¿enia. - On nie ¿yje, pu³kowniku - zameldowa³ tylny strzelec. - Nelson nie ¿yje. - Trójka, przejmujesz nawigacjê - powiedzia³ pu³kownik z samolotu numer dwa. By³o za ma³o czasu, ¿eby dodaæ cokolwiek wiêcej. Podano kurs, formacja przegrupowa³a siê i - zszed³szy na bezpieczn¹ wysokoœæ poni¿ej pokrywy chmur - skierowa³a siê w stronê Morza Pó³nocnego. Minê³o piêæ, siedem, dwanaœcie minut. Wreszcie dwadzieœcia. Niebo pod nimi by³o niemal zupe³nie czyste, wiêc co najmniej dwie minuty temu powinni zobaczyæ ju¿ brzeg Anglii. Wielu pilotom to siê nie spodoba³o. Kilku wyrazi³o to na g³os. - Trójka, poda³eœ dobry kurs? - zapyta³ obecny dowódca eskadry. - Tak jest, panie pu³kowniku - nadesz³a odpowiedŸ. - Inni nawigatorzy, macie jakieœ uwagi? Parê zaprzeczeñ nadesz³o z pozosta³ych samolotów. - Kurs jest w porz¹dku, panie pu³kowniku - odezwa³ siê dowódca pi¹tki. - Gorzej z pañskim wykonaniem. - O czym ty mówisz, do diab³a? - Wed³ug moich wskazañ poda³ pan dwa-trzy-dziewiêæ. Myœla³em, ¿e trafili mi w przyrz¹dy, wiêc... Nagle eter wype³ni³ siê podekscytowanymi g³osami pilotów zdziesi¹tkowanej eskadry. - U mnie by³o jeden-siedem... - A u mnie dwa-dziesiêæ-dwa! Prosto w... - Jezu! Ja mia³em szeœæ-cztery! - My tak oberwaliœmy, ¿e w ogóle przesta³em zwracaæ uwagê na przyrz¹dy. A potem zapad³a cisza. Wszyscy zrozumieli. Albo raczej zrozumieli to, czego nie mogli poj¹æ. - Cisza na wszystkich czêstotliwoœciach - rozkaza³ dowódca. - Spróbujê po³¹czyæ siê z baz¹. Nad nimi pojawi³a siê przerwa w pokrywie chmur; nie na d³ugo, ale wystarczaj¹co d³ugo. G³os, który odezwa³ siê w s³uchawkach, nale¿a³ do dowódcy trójki. - S¹dz¹c po gwiazdach, panie pu³kowniku, lecimy prosto na pó³nocny zachód. Znowu cisza. - Musz¹ siê w koñcu odezwaæ - przerwa³ j¹ po pewnym czasie dowódca. - Czy wasze wskaŸniki pokazuj¹ to samo co mój? Paliwa jeszcze na dziesiêæ do piêtnastu minut? - To by³ d³ugi lot, panie pu³kowniku - odpar³a siódemka. - Na pewno nie mamy na wiêcej. - Piêæ minut temu powinniœmy ju¿ podchodziæ do l¹dowania - odezwa³a siê ósemka. - Ale nie podchodzimy - uciê³a czwórka. Dowódcy w dwójce uda³o siê po³¹czyæ z Lakenheath na czêstotliwoœci awaryjnej. - Na ile mo¿emy ustaliæ - odezwa³ siê pe³en napiêcia, ale opanowany g³os - zbli¿acie siê poprzez otwarte przejœcia w obronie wybrze¿a, na l¹dzie i na wodzie, do sektora Dunbar. To ju¿ granica szkocka, panie pu³kowniku. Sk¹d siê tam wziêliœcie, do cholery? - Nie mam pojêcia, na mi³oœæ bosk¹! S¹ tu jakieœ lotniska? - Nie dla naszych maszyn, a ju¿ na pewno nie dla ca³ej formacji. Mo¿e jednemu lub dwóm... - Nie chrzañ, sukinsynu, tylko daj instrukcje awaryjne! - Nie byliœmy przygotowani na... - S³yszysz mnie?! Mam ze sob¹ resztki eskadry i zosta³o nam paliwa na jakieœ szeœæ minut lotu! Mów, co mamy robiæ! Cisza trwa³a dok³adnie cztery sekundy, tyle, ile tym w Lakenheath by³o trzeba na podjêcie ostatecznej decyzji. - Lada chwila powinniœcie zobaczyæ wybrze¿e. Najprawdopodobniej bêdzie to Szkocja. Siadajcie na morzu. Zrobimy, co tylko w naszej mocy. - To jest jedenaœcie bombowców, Lakenheath, a nie stado kaczek. - Nie ma czasu na nic wiêcej, panie dowódco. Logistyka jest nieub³agana. Poza tym przecie¿ to nie my was tam poprowadziliœmy. Siadajcie na wodzie. Zrobimy, co bêdziemy mogli. Niech Bóg ma was w swojej opiece. CZÊŒÆ PIERWSZA 1 10 wrzeœnia 1943, Berlin, Niemcy Reichsminister do spraw zbrojeñ Albert Speer wbieg³ po schodach w gmachu Ministerstwa Lotnictwa w dzielnicy Tiergarten