Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Podwójne ostrza wyrosły z podeszwy każdego z jego butów. - No dalej, zatańczmy. Postaram się, aby to trochę trwało. Obserwując wszystkie osiem ostrzy, Luke spróbował odciągnąć uwagę swego prześladowcy. - Ta pani i ja dyskutowaliśmy o czymś. Nie potrzebujemy żadnych mediatorów. - Zbyt późno, synu - mężczyzna wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Teraz to sprawa pomiędzy tobą a mną. - Jego towarzysze obserwowali incydent, chichocząc i trącając się wzajemnie łokciami. Widać było, że dobrze się bawią. Skacząc do przodu, nożownik zamierzył się na Luke’a lewą ręką. Gdy ten uchylił się, usiłował dosięgnąć go nogą, po czym obrócił się i zaatakował prawą ręką. Podwójne ostrza zaświstały w wilgotnym powietrzu. - Nie szukamy guza - ponownie stwierdził Luke, niechętnie kładąc rękę na rękojeści świetlnego miecza. - Już za chwilę nie będziesz się musiał tym przejmować - zapewnił go napastnik. Z krótkim okrzykiem rzucił się na Luke’a, który zręcznie uniknął ciosów górnika. - Uważaj, Luke! - krzyknęła księżniczka... zbyt późno. Jeden z mężczyzn podkradł się do pilota z tyłu i wykręcił mu ręce. Nożownik zbliżył się powoli, bez uśmiechu. Ostrza lśniły równie silnie, jak jego oczy. - Lubisz tańczyć, prawda chłopcze? Jestem już trochę zmęczony uganianiem się za tobą. - Pobaw się z nim jeszcze trochę, Jake! - odezwał się jeden z obserwatorów. - Przemądrzały smarkacz! - Powiedziałem już - zaczął Luke, nie spuszczając wzroku z przybliżających się ostrzy - nie szukamy zwady - nacisnął guzik na rękojeści miecza. Błękitne, świetliste ostrze przeszło przez prawe udo trzymającego Luke’a mężczyzny. Wyjąc z bólu, górnik puścił młodzieńca i upadł na ziemię, chwytając za zranioną kończynę. Nożownik zamarł na chwilę, po czym ruszył naprzód. Świecący miecz wykonał w ciemności szereg skomplikowanych, mylących przeciwnika ruchów szermierczych, co sprawiło, że atakujący mężczyzna zawahał się po raz drugi. Jego leżący na ziemi towarzysz jęczał jednostajnie. Luke wykonał pchniecie w kierunku napastnika, co spowodowało, że ten cofnął się nieznacznie. - A teraz zmykajcie... wszyscy! Zamiast tego ponury kwartet zaprezentował większą ilość sztyletów i innego rodzaju ostrych narzędzi. Zaczęli okrążać Luke’a, trzymając się poza zasięgiem jego broni. Leia włączyła się do walki, rzucając się z tyłu na stojącego najbliżej mężczyznę i wbijając mu w oczy paznokcie. Trzej pozostali ruszyli na Luke’a, ze znawstwem bacząc na jego zwinność i refleks, wymieniając krótkie uwagi. Jeżeli czekali na czwartego towarzysza, to spotkał ich zawód. Był on wciąż zajęty szarpaniną z księżniczką, która na dodatek przeklinała wszystkich ile sił w płucach. Halla z zaniepokojeniem przypatrywała się walce, gdy nagle jej uwagę przyciągnął ruch na drugim krańcu ulicy. Grupa żołnierzy odzianych w białe zbroje zbliżała się truchtem w kierunku tawerny. Odrywając wzrok od Szturmowców, Halla ponownie spojrzała na walczących. Jeden z napastników rzucił się na Luke’a od tyłu. Pilot zdołał uniknąć ciosu, jednocześnie zamierzając się mieczem. Ręka napastnika, odcięta i wypalona na wysokości przegubu, wylądowała w błocie, dymiąc z lekka. Mężczyzna padł na kolana i bez słowa wpatrzył się w kikut. Żołnierze byli już bardzo blisko. Halla opuściła kryjówkę i gestem nakazując Threepio udanie się za nią, znikła w ciemnościach. Po chwili wahania roboty podążyły za nią. Pozostali napastnicy zbliżali się teraz do Luke’a z większą ostrożnością. Unieszkodliwiwszy swego przeciwnika przez ucisk odpowiedniego splotu nerwowego, księżniczka szykowała się właśnie do zaatakowania kolejnego górnika, gdy nagle oślepiająca eksplozja przyciągnęła uwagę wszystkich obecnych. Ujrzeli kilka elektrycznych karabinów wymierzonych w ich kierunku. - Złóżcie broń - ostrym głosem rozkazał Szturmowiec, na którego rękawie widać było potrójne belki sierżanta. Identyczne dystynkcje zdobiły jego hełm. - W imieniu Cesarza aresztuję was za używanie broni w miejscu publicznym. Gdy tylko górnicy rzucili swe śmiercionośne narzędzia, Luke wyłączył miecz. Dwóch żołnierzy podeszło i zebrało całkiem pokaźny arsenał. Księżniczka spostrzegłszy, że jej ofiara odzyskuje przytomność, kopnęła go z całej siły w skroń. - Ty tam, przestań! - warknął sierżant. - Przepraszam - odparła ze słodyczą w głosie. Przeszli pod strażą przez całe miasto. Luke korzystał z okazji i pilnie obserwował okolicę. Parę budowli różniło się wyglądem od pozostałych, ale nawet one nie wydały się szczególnie interesujące. Mijani przechodnie kryli się w cieniu budynków i szepcząc pomiędzy sobą, spoglądali nerwowo na nieszczęsnych awanturników. Najwidoczniej mieszkańcy tego miasta mieli dobre pojecie o tym, co mogło czekać aresztowanych. Luke’a również intrygował ten problem. - Jak myślisz, dokąd nas prowadzą? - zapytał cicho księżniczkę. - Do miejscowego aresztu, gdzieżby indziej? Zbliżali się do masywnej budowli wzniesionej jeszcze w czasach przedimperialnej świetności Mimban. Gmaszysko, zapewne dawna świątynia zbudowana z szarego i czarnego kamienia, górowało nad nowszymi budynkami górniczego miasta. - Co to za miejsce? - zagadnął Luke kroczącego obok strażnika. Żołnierz o twarzy zakrytej przyłbicą zwrócił się w jego kierunku i odrzekł: - Więźniowie i ci, którzy łamią prawo, są od tego, by odpowiadać, nie pytać. Mimo to, gdy przechodzili kamiennym korytarzem wyposażonym w nowoczesne systemy elektromagnetyczne, żołnierz zdecydował się przekazać im parę informacji. - To jedna ze starych świątyń, zbudowanych przez tubylców. - Przez tych godnych pożałowania biedaków, którzy zrobiliby wszystko dla kieliszka alkoholu? - zdumiał się Luke. Niespodziewanie Szturmowiec roześmiał się. - Widzę, że masz poczucie humoru. Przyda ci się. Czy zieloni to zbudowali? Dobre sobie! Na tej planecie oprócz zielonych żyje parę innych, półinteligentnych ras. Niektóre z nich są bardziej zdegenerowane, inne mniej. Ale ta, która to zbudowała - wskazał lufą na górujący nad nimi kamienny dach - wymarła już dawno temu - skręcili za kolejny róg i Luke mógł podziwiać wielkość budowli. - To skrzydło przeznaczono na biura kopalni i kwaterę główną sił Imperium na Mimban - potrząsnął białym hełmem. - Wy, górnicy, nie widzicie świata poza waszą pracą. - Tak, to prawda - przyznał Luke, nie czując ani cienia współczucia dla górników. - Jesteśmy z innego miasta - dodał, chcąc usprawiedliwić swą ciekawość. Jednak życzliwość strażnika już się skończyła. - Może tak, a może nie - rzekł chłodno. - Wy wszyscy kłamiecie jak z nut. Fakt, że Imperium toleruje tutaj pewne bezhołowie, nie jest jeszcze wystarczającym powodem, by przymykać oczy na prywatne wojny - wskazał na żołnierza, niosącego torbę pełną skonfiskowanej broni