Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
A do tego wyglądali młodo. Za nimi weszła dziewczyna kurier i skłoniła się uprzejmie wszystkim obecnym. Sam na sam z Istą zachowywała się śmiało, jednak panująca tutaj stęchła atmosfera starości zdolna była złamać najdzielniejszych nawet żołnierzy. Bijący od dziewczyny koński zapach był teraz znacznie słabszy, niemniej lady dy Hueltar zmarszczyła nos. Naprzeciwko Isty pozostało jeszcze jedno wolne miejsce, poza tym należącym niegdyś do starej prowincjary. – Czy spodziewamy się gościa? – zapytała Ista dy Ferreja. Pewnie któryś z wiekowych przyjaciół wiekowych domowników; nie żywiła nadziei na jakąś egzotyczną niespodziankę. Dy Ferrej odchrząknął i skinął głową w stronę lady dy Hueltar. Pomarszczona twarz starej damy rozjaśniła się w uśmiechu. – Zwróciłam się z prośbą do świątyni wValendzie, aby przysłano nam odpowiedniego wieszczka, który zostałby przewodnikiem duchowym w czasie waszej pielgrzymki, roino. Jeśli nie możemy posłać do Cardegossu po kształconego na dworze światłego, pomyślałam sobie, że moglibyśmy poprosić o światłą Tovię z zakonu Matki. Może nie jest najpierwszym wśród teologów, ale to znakomity lekarz i zna was od dawna. Warto mieć przy sobie kogoś znajomego, gdyby dopadły nas w drodze jakieś kobiece dolegliwości albo... odnowiły się wasze stare problemy. Nikt nie mógłby bardziej odpowiadać waszemu wiekowi i pozycji. Światła Tovia, serdeczna przyjaciółka starej prowincjary i lady dy Hueltar... Ista bez trudu mogła sobie wyobrazić, jak wszystkie trzy cieszą się wiosenną wycieczką w łagodnych promieniach słońca. Na pięcioro bóstw, czyżby lady dy Hueltar założyła, że ona też jedzie?! – Wiedziałam, że się ucieszycie – mówiła dalej lady dy Hueltar. – Pomyślałam sobie, że może zechcecie omówić z nią przy obiedzie plan podróży. – Zachmurzyła się lekko. – To do niej niepodobne tak się spóźniać. Zaraz jednak z powrotem się rozjaśniła, gdyż do sali wszedł właśnie sługa, który obwieścił: – Gość ze świątyni już jest, milady. – Och, to dobrze. Proszę ją zaraz wprowadzić. Sługa rozdziawił usta, jakby chciał coś powiedzieć, lecz tylko skłonił się i wyszedł. Drzwi otwarły się zamaszyście. Pojawiła się w nich nieoczekiwanie znajoma postać i przystanęła gwałtownie, natrafiwszy na zdumione spojrzenia. Był to ten sam młody duchowny Bękarta, którego Ista napotkała na drodze jakieś dwa tygodnie temu. Białe szaty miał teraz nieco czystsze, pozbawione kurzu i błota z podróży, lecz nadał pokrywało je mnóstwo niedopranych plam. Uśmiech, z którym wkroczył, stał się trochę niepewny. – Dobry wieczór, łaskawe panie i szanowni panowie. Nakazano mi spotkać się tutaj z niejaką lady dy Hueltar. W sprawie duchownego potrzebnego przy pielgrzymce... Lady Hueltar odzyskała głos. – To ja. Jednak byłam przekonana, że świątynia wyśle do mnie lekarkę Matki, światłą Tovię. A kim wy jesteście? Skłonił się pospiesznie. – Światły Chivar dy Cabon, do usług. Przynajmniej nosił szlacheckie nazwisko. Przyglądał się teraz spod oka Iście i dy Ferrejowi; Ista doszła do wniosku, że zarówno rozpoznanie, jak i zaskoczenie są najwyraźniej obustronne. – A gdzie jest światła Tovia? – zapytała lady dy Hueltar bez ogródek. – Zdaje mi się, że wyjechała z Valendy, wezwana do jakiegoś szczególnie trudnego przypadku. – Mina zrzedła mu jeszcze bardziej. – Serdecznie witamy, światły dy Cabonie – wtrąciła Ista z naciskiem. Dy Ferrej otrzeźwiał i przypomniał sobie o swych obowiązkach. – W rzeczy samej. Jestem dowódcą zamkowej straży, a to jest roina wdowa... Dy Cabon przymrużył oczy i wpatrzył się w Istę intensywnie. – A więc jesteście... – wyszeptał ledwie dosłyszalnie. Dy Ferrej, który albo tego nie słyszał, albo postanowił zignorować, przedstawił teraz braci dy Gura, potem wszystkie dworki wedle zajmowanej pozycji, a wreszcie z niejakim oporem dodał: – Liss, kanclerski kurier. Dy Cabon obdarzył wszystkich bez wyjątku takim samym radosnym ukłonem. – Ale to wszystko nie tak... To musi być jakaś pomyłka, światły dy Cabonie – ciągnęła swoje lady dy Hueltar, rzucając Iście błagalne spojrzenia. – W tę pielgrzymkę rusza sama roina wdowa, ażeby prosić bogów o wnuka. Nie jesteście... To nie jest... Nie wiemy, czy wieszczek zakonu Bękarta, a w dodatku mężczyzna, będzie najodpowiedniejszą... ehm... osobą..