Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Okazywanie silnych emocji, nawet jeśli chodziło o taką premię, mogło być poczytane za oznakę słabości. - Robi świetną robotę, a ja to doceniam. Nie mogę dopuścić do tego, żeby zaczął się rozglądać za inną pracą. W zeszłym roku, posługując się niewielkim kapitałem firmy, zarobił dla McCarthy-Lloyd blisko trzydzieści milionów. - Nie obawiaj się, to zostanie między nami, nie dam mu po sobie poznać, że wiem, ile zarabia - powiedział Jay. - To nie jest konieczne. On jest z tego dumny. Ty byś nie był? - Oliver na chwilę zamilkł. - U nas nie robi się tajemnic z zarobków. Chcemy mówić otwarcie o tym, kto ile zarabia. To tylko mobilizuje do pracy. - Oczy mu rozbłysły. - Rozumiesz, w ten sposób działa Wall Street. Sprowadzamy życie do najbardziej podstawowej wartości, walki o byt, i do jego najsilniejszej motywacji, rywalizacji. Każdy dzień to nowy wyścig. Kiedy wygrywasz, wygrywasz dużo. Kiedy przegrywasz, nie da się tego ukryć i wypadasz z gry. Albo cię wylewają. - Oliver uśmiechnął się szeroko. - Ale mam przeczucie, że świetnie sobie poradzisz. - Też tak myślę - powiedział z przekonaniem Jay. Wyszedł dziś z pracy, z banku National City, i nie wiedział, co go tu czeka. A ostatnie pół godziny okazało się dla niego istną jazdą bez trzymanki. Końcowy efekt spotkania okazał się zdecydowanie lepszy, niż Jay mógł się spodziewać. Zgoda na mniejszą pensję miesięczną będzie niewielką ceną za gwarancję premii w wysokości miliona dolarów. Oliver wziął życiorys Jaya. - Spotkamy się teraz z Billem McCarthy. To prezes McCarthy-Lloyd. - Wiem. Wszyscy w tym środowisku znali to nazwisko. Przed dziesięcioma laty Bili McCarthy wraz z Grahamem Lloydem porzucili obiecujące kariery w jednym z najbardziej prestiżowych banków inwestycyjnych, żeby spróbować własnych sił. Dziś McCarthy był prezesem jednej z najbardziej dochodowych prywatnych firm na Wall Street, firmy, która obracała akcjami i obligacjami oraz świadczyła finansowe usługi doradcze zarówno najbogatszym ludziom w Ameryce, jak i największym firmom na świecie oraz najbardziej stabilnym rządom państw. McCarthy regularnie udzielał rad najwyższym urzędnikom w Białym Domu oraz najważniejszym dyrektorom generalnym. Według „Forbesa", jego roczne zarobki po opodatkowaniu były równe połowie miliarda dolarów, a gubernatora stanu i mera miasta Nowy Jork nazywał przyjaciółmi. - No, idziemy. - Oliver kiwnął głową na Jaya, stojąc już w drzwiach sali konferencyjnej. - Ach, jeszcze jedno, byłbym zapomniał - podniósł do góry ręce. - Tak? - Wszystko, co dzieje się w firmie, nie wydostaje się poza te mury. Ty wiesz, jaką premię dostał w zeszłym roku Bullock, ale o tej sumie nie dowie się nikt, kto nie jest zatrudniony przez McCarthy-Lloyd. Nie wolno ci również rozmawiać na temat sytuacji naszych klientów z nikim spoza naszej firmy. Jeśli ktoś zostanie przyłapany na dyskutowaniu o naszych interesach z kimś z zewnątrz, jest to podstawa do natychmiastowego wymówienia. Trzymamy w tajemnicy poufne informacje. Musimy stać na straży interesów naszych klientów. A jak mówi przysłowie, przez dziurawe usta toną statki. To przysłowie mówi, że dzieje się tak w czasie wojny, pomyślał Jay, ale nic nie powiedział. - Bili McCarthy jest wyczulony na tym punkcie. Zdarzyło mu się już zwalniać z pracy z tego powodu - kontynuował Oliver. - Na przykład za powiedzenie przy piwie czegoś, czego nie powinno się mówić. Zrozumiałeś? Ton wypowiedzi brzmiał bardzo władczo. - Zrozumiałem. - To dobrze. - Ostrzeżenia dokonano, więc mógł powrócić przyjazny ton. - Idziemy. - Oliver wyszedł na korytarz, a Jay podążył za nim, starając się dorównać mu kroku. - Największy problem potrafią zrobić dziennikarze - rzucił Oliver przez ramię. - Rzucają się jak hieny na każdą informację dotyczącą tego miejsca. - Wierzę. - Jay doskonale wiedział, że informacje o tym, co dzieje się wewnątrz firmy McCarthy-Lloyd, w ogóle nie docierały do świata zewnętrznego. „Wall Street Journal" nazwał tę firmę Polem 51