Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Żyli potem jeszcze długo, długo, do końca swoich dni. czeska O CUDOWNYM MŁYNKU Byli raz dwaj bracia, jeden bogaty gospodarz, a drugi biedny wyrobnik, pracujący na dniówkę. Biedny miał sześcioro dzieci. Często chodziły do swego bogatego stryja, żeby dał im coś niecoś, ale stryj był skąpy i nieużyty. Któregoś dnia było u niego świniobicie, więc brat-biedak pomyślał sobie: »Pójdę do niego i poproszę, może da mi choć trochę flaczków«. No i poszedł; ale jeszcze nie zdążył wyrzec swej prośby, już brat na niego wrzasnął: - Znów cię tu diabeł niesie?! - Nie diabeł, bracie, sam tu przychodzę, z własnej woli; chciałem cię poprosić: daj mi choć kęs jaki, żebym miał coś dla dzieci. - Prędzej bym diabłu do piekła posłał gościniec, zanim bym tobie miał coś dać! - złościł się bogacz. Biedak na to: - Jeśli tak, to daj mi ten gościniec, a ja go już zaniosę temu panu diabłu. Brat odciął kawał mięsa, dał połowę i powiedział: - Masz tu, ale teraz precz mi z oczu! Biedak wziął, podziękował i poszedł. Po drodze cieszył się już w myślach: »To ci dopiero będzie uczta dla dzieci!« Po jakimś czasie, gdy tak szedł, spostrzegł, że zabłądził i nie może trafić do domu. Wrócił się więc i skierował w inną stronę. Ale wkrótce stwierdził, że znowu nie idzie właściwą drogą. Biegał tu i tam, ale wszystko na próżno, nie mógł znaleźć drogi do domu. Wtedy postanowił: » Pójdę prosto przed siebie«. Idąc tak zaszedł w jakieś strony, i tam, na wąskiej dróżce spotkał się z myśliwym. - Hej, człowieku, co niesiesz? Dokąd idziesz? - spytał strzelec. - Brat dał mi dla diabła gościniec, niosę go do piekła i nie mogę tam trafić. Zabłądziłem! Myśliwy zawrócił i poszedł z nim, aby pokazać drogę. Szli odtąd razem, przeszli góry i lasy, wreszcie przewodnik rzekł: - Teraz idź tak, jak prowadzi ta ścieżka. Nie zabłądzisz! Dojdziesz do skały, a w niej znajdziesz żelazne wrota. Zapukaj do nich, wtedy się otworzą. A jak Lucyper zapyta, czego chcesz za drogę, nie żądaj nic, chciej tylko, żeby dał ci zardzewiały młynek, który stoi za tymi wrotami, w piekle. I tak, minąwszy żelazne wrota, znalazł się biedny wyrobnik w piekle. Spostrzegłszy najstarszego diabła przykutego do słupa, dał mu gościniec i rzekł: - Mój brat przysyła to dla ciebie! Diabeł był bardzo rad, że bogacz okazał mu większe względy niż biedak. - Czego chcesz jako zapłaty za drogę? Weź sobie złota i srebra, żądaj, czego tylko zapragniesz - dostaniesz! - Daj mi tylko zardzewiały młynek - rzekł biedak. Ale na to diabeł nie chciał się zgodzić: »Poszukaj sobie coś lepszego!« Chłop jednak nie ustępował i wreszcie diabeł dał mu ten młynek. Wziął go i nie zwlekając ruszył z powrotem do domu. Po drodze dogonił go ów myśliwy i zawołał: - Poczekaj! Powiem ci, jaką moc ma ten młynek: cokolwiek sobie pomyślisz, i czegokolwiek zażądasz, młynek ci umiele. Tylko zapamiętaj! I nie wolno ci zapomnieć: jeśli zechcesz, żeby przestał mleć, wtedy musisz trzykroć pokręcić w odwrotną stronę i wyrzec te słowa: »Teraz dosyć!« Wróciwszy do domu biedak opowiedział żonie o wszystkim i pokazał jej młynek. Żona chciała się przekonać, czy ów myśliwy mówił prawdę, wzięła więc młynek i rzekła: - Miel, młyneczku, namiel dwudziestaków! I natychmiast zaczęły się sypać pieniądze. Od tej chwili skończyła się ich bieda. Jeśli czegoś brakowało w domu, brali młynek, a on im mełł i mełł. Teraz ani już dzieci biednego wyrobnika, ani on sam, nie musieli chodzić do bogatego i chciwego krewniaka prosić go o jałmużnę. Wszystko to bardzo gniewało bogacza. A gdy zewsząd zaczęły dochodzić go wieści, że u biednego brata panuje teraz dostatek, postanowił go odwiedzić. Poszedł do niego, i widzi, że wszystkiego w bród. Więc pyta: - Proszę cię, bracie, powiedz mi, skąd masz te bogactwa? Brat opowiedział mu, jak to było, przyniósł młynek i rozkazał mu mleć. Młynek spełniał każde życzenie. Wtedy bogacz zaproponował: - Bracie, daj mi ten młynek, daruję ci w zamian całe moje gospodarstwo, ja zaś wyniosę się daleko stąd, w inne strony, aż za morze. Wyrobnik pomyślał w duchu: „gospodarstwo wraz z obejściem - to jest zawsze coś!" Przeto rzekł: - Dobrze, bierz młynek. Wziął od brata gospodarstwo, a brat-bogacz zabrawszy swoją rodzinę, udał się na statek, żeby popłynąć za morze. Wszystko, czego potrzebowali na drogę, mieli z sobą. Zapomnieli tylko o soli, a na statku jej nie było. Ale od czego młynek?! Zaczęli mleć, i posypała się sól. Wkrótce mieli jej już pełną beczkę, potem dziesięć beczek, a sól sypała się i sypała, bowiem nie wiedzieli, że trzeba było trzykroć pokręcić w odwrotną stronę i powiedzieć: »Teraz dosyć!« Tak więc młynek mełł, i mełł bez końca, aż statek zatonął, a oni razem z nim. czeska O CHŁOPIE I O RYBCE ZŁOTEJ Był pewien chłop, co już czterdzieści lat łowił ryby, ale bardzo mu się nie wiodło. Raz zarzucił sieci - wyłowił tylko morską trawę; zarzucił je drugi raz, patrzy, a tu rybka, nieduża, ale złota. Dopieroż to rybka prosi go, żeby ją puścił do wody: - Puść mnie, co tylko będziesz chciał, to ci dam - powiada rybka. Tak go prosiła, że ją w końcu puścił. Wraca chłop do domu i mówi do żony: - Wiesz, złapałem dzisiaj złotą rybkę, alem ją puścił, bo bardzo o to prosiła. Tyle, że mi obiecała, że co tylko będę chciał, to mogę dostać. Żona na to: - Oj, głupiś, głupi. Idź zaraz i poproś ją, żeby nam dała nowe koryto, bo stare się nam rozsypało. Poszedł chłop do morza, stanął na brzegu, zdjął czapkę i prosi, żeby rybka dała im nowe koryto. Wyszła rybka nad wodę i przemówiła: - Idź do domu, idź. Wraca chłop do domu, patrzy, stoi przed chałupą nowe koryto. Żona się ucieszyła, ale pomyślała sobie: »Jak tak, to i więcej mogłaby nam rybka dać«. - Idźże do niej, poproś, żebym była gospodynią z własnym gruntem i nową chałupą. Poszedł chłop nad wodę, zdjął kapelusz, ale nie śmie nic mówić. Wychyla się rybka z fali i pyta: - Czego jeszcze chcesz? Wytłumaczył jej, czego się żonie zachciało, a rybka mu na to, żeby wracał do domu. Wraca chłop, patrzy, a tam stoi nowa chałupa, a jego żona już bogatą gospodynią, chodzi sobie, nic nie robi, tylko pokrzykuje na parobków i służące. Jeszcze tego było jej za mało; po jakimś czasie powiada znów do męża zachłanna kobieta: - Idź no do tej twojej rybki, powiedz jej, żebym została wielką panią, z własnym dworem, końmi, powozem i służbą. Poszedł, poprosił, wraca do domu, a tu już jego żona, ubrana w piękną suknię, siedzi i wydaje rozkazy służbie, nic nie robi