Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

– Zostań tu – rzekł do Folkvira. Koń spojrzał na niego. – Jeśli chcesz, możesz się paść, ale zostań, dobrze? Folkv’ir zadrżał i otarł aksamitny pysk o ramię Eragona. – Tak, właśnie, dobry konik. Świetnie się spisałeś. Wbijając wzrok w szczyt monolitu, Eragon zebrał siły. – W górę – rzekł w pradawnej mowie. Dopiero później pojął, że gdyby nie przywykł do lotów na grzbiecie Saphiry, samo doświadczenie mogłoby okazać się tak porażające, że straciły panowanie i runął na spotkanie śmierci. Ziemia pod jego stopami zaczęła błyskawicznie maleć, pnie drzew zwęziły się, gdy poszybował ku ich koronom i ciemniejącemu, wieczornemu niebu. Gałęzie chwytały jego twarz i ramiona zachłannymi palcami, nie chcąc go przepuścić. W odróżnieniu od lotów z Saphirą zachował poczucie własnego ciężaru, zupełnie jakby nadal stał na twardym gruncie. Gdy dotarł do krawędzi Skały Strzaskanych Jaj, przesunął się naprzód i uwolnił magię, lądując lekko na kępie mchu. Wyczerpany, osunął się na ziemię, czekając, czy wysiłek rozpali ból w jego plecach. Westchnął z ulgą, stwierdzając, że zdołał uniknąć ataku. Z wierzchołka monolitu wyrastały poszarpane wieże, rozdzielone głębokimi, szerokimi jarami, w których rosło zaledwie kilka nieśmiałych dzikich kwiatów. W bokach wież ziały otwory czarnych jaskiń, zarówno naturalnych, jak i wyżłobionych w bazalcie szponami grubymi jak udo Eragona. Dno jaskiń wyściełała głęboka warstwa pokrytych porostami i mchami kości i innych szczątków dawnych smoczych ofiar. W miejscu gdzie niegdyś mieszkały smoki, teraz gniazdowały ptaki – jastrzębie, sokoły i orły, obserwujące go ze swych gniazd, gotowe zaatakować, gdyby zagroził ich potomstwu. Eragon ruszył naprzód, lawirując pośród złowieszczych skał. Bardzo uważał, by nie skręcić kostki na luźnych kamieniach ani nie zbliżać się zanadto do rozszczepiających kolumny głębokich szczelin. Kilka razy musiał wdrapywać się na skalne grzebienie, dwa razy wzlecieć za pomocą magii. Wszędzie wokół widział ślady obecności smoków, począwszy od głębokich zadrapań w bazalcie, po kałuże stopionego kamienia i liczne zmętniałe, bezbarwne łuski, tkwiące w szczelinach wraz z innymi śmieciami. Raz nadepnął nawet na coś ostrego i gdy się schylił, odkrył, że jest i to fragment skorupy zielonego smoczego jaja. Ze wschodniej ściany monolitu wyrastała najwyższa wieża, pośrodku której niczym położona na boku czarna studnia, widniała największa jaskinia. Tam właśnie Eragon ujrzał w końcu Saphirę, skuloną w zagłębieniu pod ścianą, tyłem do wejścia. Ciałem smoczycy wstrząsały dreszcze, na ścianach jaskini było widać świeże ślady ognia, a wokół leżały stosy pokruszonych kości. – Saphiro. – Eragon odezwał się głośno, bo wciąż zamykała przed nim umysł. Smoczyca gwałtownie obróciła głowę i spojrzała na niego jak na kogoś obcego. Pod wpływem padających na nią promieni zachodzącego słońca jej źrenice zwęziły się w czarne szparki. Warknęła niczym dziki pies, a potem znów się odwróciła. Czyniąc to, uniosła lewe skrzydło, ukazując przecinającą udo długą, poszarpaną ranę. Na ten widok Eragonowi zamarło serce. Wiedział, że smoczyca nie pozwoli mu podejść, więc zachowywał się podobnie jak Oromis wobec Glaedra: ukląkł pośród potrzaskanych kości i czekał. Trwał w milczeniu, nieruchomo, aż w końcu zdrętwiały mu nogi, a ręce zesztywniały z zimna. Niewygody jednak nie przeszkadzały Eragonowi. Chętnie zapłaciłby dużo wyższą cenę, byle tylko pomóc Saphirze. W końcu smoczyca odezwała się cicho: Byłam głupia. Wszyscy bywamy głupi. To wcale nie sprawia, że czujesz się lepiej, gdy przychodzi kolej na ciebie. Chyba nie. Zawsze wiedziałam co robić. Gdy Garrow zginał, wiedziałam, że powinniśmy ścigać Ra’zaców. Kiedy umarł Brom, wiedziałam, że powinniśmy udać się do Gileadu, a potem do Vardenów. A gdy zginął Ajihad, wiedziałam, że powinieneś ślubować wierność Nasuadzie. Zawsze jasno widziałam przed sobą drogę, ale nie teraz. Teraz czuję się całkowicie zagubiona. O co chodzi, Saphiro? Zamiast odpowiedzieć, zmieniła temat. Wiesz, czemu nazywają to miejsce Skałą Strzaskanych Jaj? Nie. Ponieważ podczas wojny smoków z elfami elfy wyśledziły nas, odnalazły to miejsce i zabity nas we śnie. Zniszczyły nasze gniazda i magią strzaskały jaja. Tego dnia na las spadł deszcz krwi. Od tej pory nie mieszkał tu żaden smok. Eragon milczał; nie dlatego tu przybył. Zamierzał poczekać, aż Saphira sama opowie o tym co zaszło. Powiedz coś – rzuciła ostro. Pozwolisz mi uleczyć twoją nogę? Zostaw ją w spokoju. Zatem zostanę tu milczący jak posąg i będę tak siedział, aż rozpadnę się w pył, od ciebie bowiem otrzymałem cierpliwość smoków. Gdy w końcu się odezwała, mówiła z wahaniem, goryczą i nutą szyderstwa. Wstyd mi to przyznać, lecz kiedy przybyliśmy tu po raz pierwszy i ujrzałam Glaedra, poczułam ogromną radość, że prócz Shruikana przetrwał jeszcze ktoś z mojej rasy. Nigdy wcześniej nie widziałam smoka poza tymi we wspomnieniach Broma. I sądziłam... sądziłam, że Glaedra równie mocno ucieszy mój widok. Ależ ucieszył. Nie rozumiesz. Pomyślałam, że będzie dla mnie partnerem i że razem odbudujemy nasza rasę. Parsknęła, a z jej nozdrzy wytrysnęły płomienie. Myliłam się, on mnie nie chce. Eragon starannie dobrał słowa, by pocieszyć smoczycę i jej nie urazić. To dlatego że wie, że jesteś przeznaczona komuś innemu, jednemu z dwóch niewyklutych jeszcze smoków. Nie powinien też wiązać się z tobą, skoro jest twym nauczycielem. A może po prostu uważa, że brak mi urody? Saphiro, żaden smok nie jest brzydki, a ty jesteś z nich najpiękniejsza. Jestem głupia – mruknęła, podniosła jednak lewe skrzydło, pozwalając mu zająć się obrażeniami. Eragon podkuśtykał do boku Saphiry i obejrzał szkarłatną ranę, rad, że Oromis podsunął mu tak wiele zwojów traktujących o anatomii. Cios, zębów bądź szponów, nie potrafił określić – rozszarpał mięsień czworogłowy pod skórą Saphiry. Rana sięgała niemal kości i Eragon wiedział że samo zamknięcie jej powierzchni, tak jak to czynił po wielokroć, tym razem nie wystarczy. Trzeba będzie naprawić mięsień