Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

No nie? - Aha - powiedzia³. Rzeczywiœcie to by³o dziwne, jak siê nad tym zastanowiæ. - A bo cz³owiek jakoœ siê przyzwyczaja chodziæ do tych samych lokali, gdzie ju¿ by³ - doda³ usi³uj¹c jej wyt³umaczyæ i czuj¹c siê przez to g³upio. - Widzia³em wasz szyld masê razy, ale nie zna³em nikogo, kto by tu chodzi³. To znaczy dopóki siê nie dosta³em do kompanii G. - Ja tu ju¿ jestem od roku - rzek³a. - Tak? Chyba ci siê tu nie bardzo podoba? - O - odpar³a. - Podobaæ to nie, ale mogê wytrzymaæ. Zreszt¹ nie mam zamiaru tu zostaæ. Nie bêdê tu ca³e ¿ycie. - Nie. Pewnie, ¿e nie. No bo i po co? Nie ma powodu, ¿ebyœ tu by³a w ogóle. - O, powód jest. Dobry powód. Ale czy ja ciê nie nudzê? - spyta³a. - Pewno ka¿da dziewczynka opowiada ci tê sam¹ historiê. - Chyba tak - odrzek³. - Jak o tym wspomnia³aœ, to widzê, ¿e w³aœciwie tak. Ale z innymi nie zwraca siê na to uwagi. Zawsze wiadomo, ¿e u nich to nie jest powa¿ne. - Ja sobie wszystko obmyœli³am. Jestem tutaj ju¿ rok, a jak siê skoñcz¹ dwa lata, bêdê gotowa do wyjazdu. Uplanowa³am to sobie, zanim tu przyjecha³am. - Co sobie uplanowa³aœ? - zapyta³ Prew widz¹c Starka i Maureen, którzy szli ku nim od szafy graj¹cej. - Ile czasu mam zamiar zostaæ - odpowiedzia³a Lorene i zamilk³a. - Aha - rzek³ Prew. - Rozumiem. - Mia³ nadziejê, ¿e Stark i Maureen przejd¹ dalej, ale siê zatrzymali. - No, niech mnie licho - rzek³ Stark. - Patrz, kto tu siedzi. Siê masz, Ksiê¿niczko. Myœla³em, ¿eœ ju¿ siê wycofa³a z interesu. - Hello, Maylon - powiedzia³a pogodnie Lorene, a Prewowi wydawa³o siê, ¿e patrz¹c na Starka swoimi du¿ymi oczami widzi go ca³ego na wskroœ. - Zaczynasz od samej góry, ch³opaku - rzek³ do niego Stark. - Jakeœ to zrobi³, ¿eby poznaæ Ksiê¿niczkê? Tak z przyrzutu? - Przez pani¹ Kipfer - odrzek³ Prew czuj¹c siê niespodziewanie wojowniczo. - A bo co? - ¯artujesz - powiedzia³ Stark. - Przez pani¹ Kipfer? Ona ciê przedstawi³a? Ju¿? - Jasne - rzek³ Prew. - Czemu nie? - Psiakrew, ch³opie, ale masz szczêœcie! Mnie trzeba by³o trzech wypraw tutaj, ¿eby w ogóle zostaæ jej przedstawionym. A potem jeszcze dwóch, ¿eby siê ze mn¹ po³o¿y³a. I nawet wtedy jeszcze by³a oporna. No nie, Ksiê¿niczko? - uœmiechn¹³ siê. - K³adê siê z ka¿dym, kto chce tego, co mam - odrzek³a Lorene pogodnie. Stark popatrza³ na ni¹ w zamyœleniu. - Cholera - powiedzia³. - No czy ona nie ksiê¿niczka? W ka¿dym calu ksiê¿niczka, co? W ka¿dym calu. Maureen zaœmia³a siê chrapliwie, a Stark wyszczerzy³ do niej zêby i mrugn¹³. Prew spojrza³ na Lorene i nagle uœwiadomi³ sobie, ¿e istotnie wygl¹da jak ksiê¿niczka, jak spokojna, godna ksiê¿niczka, której nic nie mo¿e wytr¹ciæ z równowagi, daleka od ¿ycia i mê¿czyzn. "Szczególnie od mê¿czyzn" - pomyœla³, i poczu³, ¿e znowu coœ œciska go w gardle. - No bo tak, nie? - mówi³ Stark. - Pytam siê ciebie. Prawda? Ksiê¿niczka Lorene, Dziewica z Waikiki. Chyba pójdê na tak zwan¹ stronê - powiedzia³ raptem. - Czy ustêp jest tam gdzie dawniej? - Nigdy tu nic nie zmieniamy - odrzek³a chrapliwie Maureen. Z³apa³a Prewa za rêkê i poci¹gnê³a go z krzes³a. - ChodŸ, dziubdziuœ. Przedstawiê ci kole¿anki. Lorene, spokojna jak zawsze, nie sprzeciwi³a siê temu, a Maureen poci¹gnê³a Prewa na drugi koniec pokoju, posadzi³a go na krzeœle i siad³a mu ciê¿ko na kolanach. - Ta tutaj to jest Billy - powiedzia³a wskazuj¹c g³ow¹ nisk¹, smag³¹ dziewczynê o ¿ydowskim nosie i rozgor¹czkowanych oczach, która sta³a z ¿o³nierzem przy szafie graj¹cej, kiedy Prew wchodzi³, a teraz siedzia³a mu na kolanach. Maureen obróci³a siê znów do Prewa. - Stark mówi, ¿e wy, z³ociutcy, zostajecie dziœ na ca³¹ noc. Masz flachê, dziubdziusiu? - Nie - odrzek³ Prew wci¹¿ patrz¹c przez pokój na Lorene. - Nie mam. Zdawa³o mi siê zreszt¹, ¿e tu nie wolno. - A nie wolno. Nigdzie. Ale na ogó³ pozwalaj¹ przeszmuglowaæ szk³o takiemu, co przychodzi na ca³¹ noc. Tutaj ta nasza stara wydra nawet takim zabrania. Ale mo¿na by przemyciæ z jedn¹ butelczynê, póki ona jest na korytarzu. To znaczy, gdybyœmy j¹ mieli. - Nie bardzo lubisz pani¹ Kipfer, co? - Lubiæ? - odpar³a Maureen. - Ja j¹ kocham. Boki z niej zrywam. Gdyby nie ona, nie mia³abym z czego siê œmiaæ. Ona i te jej zakichane wielkopañskie maniery; zgrywa siê, jakby by³a sam¹ pani¹ Zasran¹ Astor. - Jakim sposobem dosta³a siê do tej bran¿y? - Tak samo jak one wszystkie. Zaczê³a od do³u i dopracowa³a siê brygadzistki. - Bardzo dobrze wygl¹da jak na to. - I tyle z niej po¿ytku - rozeœmia³a siê Maureen. - Z równym powodzeniem móg³byœ próbowaæ przyr¿n¹æ królow¹ angielsk¹. S³uchaj, dziubdziuœ - doda³a. - Wygl¹dasz na artystê. Stark mówi, ¿e jesteœ trêbacz. Zrób coœ dla mnie. WyobraŸ sobie, ¿e twoja rodzona matka prowadzi burdel, w którym pracujesz. Mo¿esz to zrobiæ? - Nie - odrzek³ Prew. - Nie mogê. - No, to rozumiesz, o co mi idzie - powiedzia³a Maureen. - Jak mówiê, ¿e siê œmiejê. - Ziewnê³a mu prawie prosto w twarz i przeci¹gnê³a chude ramiona. - No, zaraz; jak tam nasza prezentacja? To jest Sandra - rzek³a wskazuj¹c drug¹ dziewczynê, która siedzia³a z dwoma marynarzami, gdy przyszed³, a teraz by³a z nimi nadal - wysok¹ brunetkê marszcz¹c¹ zadarty nosek, kiedy siê œmia³a weso³o, i potrz¹saj¹c¹ kaskad¹ d³ugich w³osów za ka¿dym wybuchem œmiechu, to znaczy bardzo czêsto. - Jest dumna z tych swoich d³ugich w³osów - zadrwi³a Maureen ju¿ niemal obojêtnie, si³¹ przyzwyczajenia. - Gada, ¿e skoñczy³a jakiœ koedukacyjny college na Œrodkowym Zachodzie. Teraz pisze powieœæ o swoim ¿yciu prostytutki. - Tak? - uœmiechn¹³ siê Prew. - A jak¿e - odpar³a Maureen. A tamte trzy - wskaza³a te t³uste, ¿uj¹ce gumê - to Moe, Larry i Curly. Prew rozeœmia³ siê g³oœno. - Ty to te¿ jesteœ typ - powiedzia³. Maureen przyjrza³a mu siê kpi¹co. - Po dniu wyp³aty kupiê im warcaby, je¿eli obiecaj¹, ¿e przestan¹ ¿uæ tê gumê. W drugiej poczekalni s¹ jeszcze cztery albo piêæ innych, je¿eli masz ochotê je poznaæ. Ale wcale bym siê nie zdziwi³a, gdyby ju¿ wszystkie spa³y. - Nie trzeba im przeszkadzaæ. - Ach, bardzo ci dziêkujê, kochanie - powiedzia³a Maureen. - To strasznie mi³o z twojej strony, kochanie. - Nie ma za co. - No - rzek³a. - Widzisz coœ dla siebie czy nie? Bo ja nie mam ca³ej nocy wolnej. - Wszystkie mi siê podobaj¹. Szczególnie Moe, Larry i Curly - powiedzia³ znów patrz¹c na Lorene. - £adna ta nasza Ksiê¿niczka, co? - powiedzia³a Maureen. - Owszem - odpar³. - Niczego sobie. - To znaczy, ¿e ci siê nada - rzek³a Maureen. - ¯e odpowiada³aby ci w razie czego. - W³aœnie - powiedzia³ Prew. Maureen nagle wsta³a i wyg³adzi³a sukniê