Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Jestem Malin din Toral Załamująca Się Fala - oznajmiła kobieta. - Mistrzyni Fal Klanu Somarin oraz Mistrzyni Żagli "Biegnącej Z Wiatrem". - Mistrzyni Fal to był ważny tytuł, niczym wódz klanu, jednak kobieta zdawała się niespokojna w ich obecności, nerwowo spoglądała to na jedną, to na drugą, póki jej oczy nie spoczęły na pierścieniach z Wielkim Wężem, zdobiących palce Nynaeve i Elayne. Westchnęła tylko z rezygnacją. - Czy zechciałybyście udać się ze mną, Aes Sedai? - zapytała, zwracając się do Nynaeve. Klapa na tyle okrętu była podniesiona, kobieta weszła do wnętrza przez drzwi, a potem korytarzem doprowadziła je do większego pomieszczenia - nazywanego kajutą - z niskim sufitem. Aviendha wątpiła, by Rand al'Thor mógł się wyprostować pod jedną z tych grubych belek. Oprócz trzech lakierowanych skrzynek, wszystko najwyraźniej zostało na stałe wbudowane w konstrukcję pomieszczenia, szafy wzdłuż ścian, nawet spory stół, który zajmował ponad połowę jego długości, i otaczające go krzesła. Trudno było sobie w ogóle wyobrazić, iż coś tak wielkiego jak ten okręt w całości zbudowane zostało z drewna; nawet po tak długim czasie spędzonym na mokradłach widok całego tego polerowanego drewna sprawił, że zaparło jej dech w piersiach. Lśniło niemalże równie jasnym blaskiem jak ten, który rozsiewały wokół siebie pozłacane lampy, ze względu na porę dnia nie zapalone jeszcze i zawieszone w dziwacznych klatkach, dzięki którym nie kołysały się podczas przechyłów statku. Tak naprawdę to prawie nie czuła kołysania fal, przynajmniej w porównaniu z doświadczeniami, jakie nabyła na łodzi, niemniej jednak, na nieszczęście dla niej, w tylnej części kajuty osadzony był rząd okien, których jaskrawo pomalowane i pozłacane okiennice stały szeroko otwarte, odsłaniając wspaniałą panoramę zatoki. Co gorsza, za tymi oknami nie widać było nawet skrawka lądu. W ogóle żadnego lądu! Poczuła ściskanie w gardle. Nie mogła przecież zacząć wrzeszczeć co sił w płucach, a właśnie na to miała największą ochotę. Te okna i widok, który za nimi się rozciągał - a dokładniej to, czego w tym widoku tak boleśnie brakowało - do tego stopnia przykuły jej wzrok zaraz po wejściu, że dopiero po chwili zdała sobie sprawę, iż są tu jacyś ludzie. Ładne rzeczy! Gdyby im się spodobało, mogliby ją zabić, zanim by się obejrzała. Wprawdzie nie zdradzali jakichkolwiek oznak wrogości, niemniej jednak z mieszkańcami mokradeł nigdy dość ostrożności. Na wieku jednej ze skrzyń siedział w niedbałej pozie wysoki, chudy, posunięty już w latach mężczyzna z głęboko osadzonymi oczyma; na jego smagłej twarzy gościł wyraz uprzejmości, chociaż co najmniej tuzin kolczyków oraz liczne grube, złote łańcuchy wokół szyi w jakiś sposób sprawiały, że wyraz jego oblicza zdał jej się lekko podstępny. Podobnie jak mężczyźni na pokładzie, był bosy, obnażony do pasa, jednak jego spodnie uszyte zostały z ciemnoniebieskiego jedwabiu, natomiast długa szarfa miała barwę żywej czerwieni. Zza niej sterczała wysadzana kością słoniową rękojeść miecza - zauważyła to z niesmakiem - oraz dwa zakrzywione sztylety podobnie wykończone. Obok niego stała szczupła, przystojna kobieta z rękoma zaplecionymi na piersiach; z całej jej postaci w oczy głównie rzucał się ponury mars na czole. W każdym uchu miała tylko po cztery kolczyki, na łańcuszkach zaś znacznie mniej medalików niźli Malin din Toral, a ubiór jednobarwny, z żółtego jedwabiu o lekko czerwonawym odcieniu. Potrafiła przenosić; znalazłszy się tak blisko, Aviendha mogła to stwierdzić bez żadnych wątpliwości. To właśnie musiała być kobieta, dla której tutaj przybyły, Poszukiwaczka Wiatrów. Ale w pomieszczeniu była jeszcze jedna; spojrzała na nią raz i już nie potrafiła oderwać oczu. Podobnie zresztą jak Elayne, Nynaeve i Birgitte. Kobieta, która uniosła wzrok znad rozwiniętych na stole map, mogła być równie wiekowa jak mężczyzna, sądząc po siwych włosach. Niska, nie wyższa od Nynaeve, wyglądała na osobę, która niegdyś musiała być krzepka, a potem zaczęła powoli tyć, jednak szczęka sterczała jej naprzód niczym młot, natomiast w czarnych oczach lśniła inteligencja. I moc. Nie Jedyna Moc, tylko moc rozkazywania innym, wynikająca z władzy wiedza, że kiedy powie "idźcie", wszyscy pójdą. Jej spodnie uszyte były z zielonego jedwabiu przetykanego złotą nicią, bluzka błękitna, natomiast szarfę miała czerwoną, w kolorze identycznym jak szarfa mężczyzny. Wystawał zza niej nóż o krótkiej i grubej klindze, schowany do pozłacanej pochwy, pyszniąc się krągłą głownią wysadzaną czerwonymi i zielonymi kamieniami; ognikami i szmaragdami, uznała Aviendha. Z jej nosa zwisało dwakroć tyle medalionów, ile miała Malin din Toral; drugi, cieńszy złoty łańcuszek łączył ze sobą sześć kółek w każdym z jej uszu. Aviendha ledwie się pohamowała, by ponownie nie sięgnąć dłonią do nosa. Bez jednego słowa siwowłosa kobieta wstała i podeszła do Nynaeve, bezceremonialnie mierząc ją spojrzeniem od stóp do głów, szczególnie mocno marszcząc czoło, kiedy patrzyła jej w twarz i kiedy spoglądała na pierścień z Wielkim Wężem na palcu prawej dłoni. Nie zabrało jej to wszak dużo czasu; mruknąwszy coś niewyraźnie, odeszła od zdumionego przedmiotu swoich oględzin, a potem podobnie postąpiła z Elayne, na końcu zaś z Birgitte. W końcu przemówiła: - Nie jesteś Aes Sedai