Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

On sam do nikogo nie napisał, od czasu krótkiej kartki, jaką zostawił dla rodziny i pana Luhhana tej nocy, gdy Moiraine zabrała ich z Pola Emonda. Ani jednego listu. - Tak to też i wygląda, chociaż inaczej wyobrażałam sobie jej przyszłość. To nie jest coś, o czym mogłabym opowiadać wielu ludziom, nieprawdaż? W każdym razie pisze, że znalazła tam przyjaciółki, miłe dziewczyny, jak wynika z tego, co o nich mówi. Elayne oraz Min. Czy znasz je? - Spotkaliśmy się. Przypuszczam, że mogłabyś je polubić. - Ile Egwene powiedziała w listach? Najwyraźniej niedużo. Niech pani al'Vere myśli sobie, co chce, nie miał najmniejszego zamiaru martwić jej opowieściami o rzeczach, na które nie mogła nic poradzić. Co było, minęło. Egwene była teraz już w dostatecznym stopniu bezpieczna. Nagle przypomniał sobie o milczącej obecności Gaula i pośpiesznie przedstawił go gospodarzom. Bran aż zamrugał, gdy dowiedział się, że Gaul jest Aielem, zmarszczył brwi na widok jego włóczni oraz czarnej zasłony zwisającej na piersi z shoufy, ale jego żona najzwyczajniej w świecie powiedziała: - Witamy w Polu Emonda, panie Gaul, oraz w gospodzie "Winna Jagoda". - Obyś zawsze miała cień i wodę, pani tego dachu odpowiedział ceremonialnie Gaul, kłaniając się jej. - Ośmielam się prosić o pozwolenie na obronę twego dachu i siedziby. Ledwie zawahała się, nim odpowiedziała, jakby słyszała takie rzeczy na co dzień. - Łaskawa propozycja. Ale musisz pozwolić mi zachować prawo zdecydowania, kiedy taka pomoc będzie potrzebna. - Jak powiadasz, pani tego dachu. Twój honor jest moim. - Spod swego kaftana Gaul wyciągnął złotą solniczkę, maleńki dzbanuszek przymocowany do grzbietu pięknie wykonanego lwa, i podał jej. - Ofiarowuję mały podarek twemu domowi. Marin al'Vere przyjęła go w taki sposób, jak postąpiłaby z każdym podarunkiem, jej oblicze jednak z trudem skrywało przeżyty szok. Perrin wątpił, by w całych Dwu Rzekach dało się znaleźć równie piękny drobiazg, z pewnością zaś nie wykonany ze złota. W Dwu Rzekach było bardzo niewiele złotych monet, a jeszcze mniej złotych ozdób. Miał nadzieję, że ona nigdy się nie dowie, iż to cacko stanowiło kiedyś własność skarbca Łzy, jednak mógł się założyć, że tak właśnie było. - Mój chłopcze - powiedział Bran - być może powinienem powiedzieć: "witaj w domu", ale dlaczego wróciłeś? - Dowiedziałem się o Białych Płaszczach, panie al'Vere - odpowiedział zwyczajnie Perrin. Burmistrz wymienił z żoną ponure spojrzenia, a potem powiedział: - Jednakże ponownie pytam, dlaczego wróciłeś? Nie możesz niczego zatrzymać, mój chłopcze, ani zmienić. Lepiej byłoby, gdybyś odszedł. Jeżeli nie posiadasz konia, dam ci jednego. Jeżeli masz, wskakuj na jego grzbiet i jedź na północ. Sądziłem, że Białe Płaszcze strzegą Taren Ferry... Czy to od nich pochodzi ta ozdoba na twojej twarzy? - Nie. To... - To nie ma znaczenia. Jeżeli udało ci się prześlizgnąć obok nich w jedną stronę, zapewne dasz radę wracając. Główny obóz znajduje się powyżej Wzgórza Czat, ale na ich patrole można natknąć się wszędzie. Zrób, jak powiadam, mój chłopcze. - Nie zwlekaj, Perrin - pani al'Vere dodała szybko, lecz zdecydowanie, takim głosem, który zazwyczaj zamykał dyskusję i powodował, iż ludzie robili to, czego sobie życzyła. Nie czekaj nawet godziny. Zapakuję ci węzełek, który będziesz mógł zabrać ze sobą. Trochę świeżego chleba i sera, trochę miodu i pieczonej wołowiny, pikle. Musisz uciekać, Perrin. - Nie mogę. Wiecie więc, że im chodzi o mnie, w przeciwnym razie nie chcielibyście, abym uciekał. - I nie skomentowali koloru jego oczu, nie spytali nawet, czy nie jest chory. Pani al'Vere ledwie wyglądała na zaskoczoną. Wiedzieli. - Jeżeli im się poddam, mogę przerwać to wszystko... Podskoczył, gdy gwałtownie otworzyły się drzwi korytarza, a do środka weszła Faile, za nią zaś Bain i Chiad. Pan al'Vere potarł dłonią łyse czoło, widząc odzienie Panien Włóczni identyczne z tym, które nosił Gaul, był tylko trochę zdziwiony, że ma przed sobą kobiety. Wyglądał, jakby zdenerwowało go raczej ich nagłe wtargnięcie. Pazur usiadł i podejrzliwie przyglądał się obcym. Perrin zastanawiał się, czy kot również i jego bierze za jednego z nich. Zastanawiał się także, w jaki sposób go znalazły i gdzie jest Loial. Nie dała mu wiele czasu na zebranie myśli, stanęła przed nim, wsparła pięści na biodrach