Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Myślę więc, że chętnie odstąpi mi twoją pasierbicę, jeśli oczywiście nie kłamiesz o tym tańcu. Starucha obrażona żuła suche wargi. — Po co miałabym kłamać — powiedziała — jeśli czcigodny Sheih zechce ją sprzedać, to mnie jest wszystko jedno. Ale pamiętaj, młodzieńcze, ona warta jest duże pieniądze. — Jestem bogaty — rzucił niedbale barbarzyńca, podrzucając i chwytając w locie śliwkę. — Niech pokaże, co umie. — Dobrze — zgodziła się starucha — zostawię ją tu. Mam dużo spraw, sami decydujcie, kto ją dostanie. I z tymi słowami wyszła, nawet bez pożegnalnego pokłonu. Conan przywołał gestem dziewczynę, a ta podeszła drobnymi kroczkami. — Jak masz na imię? — Nana. — Pokaż twarz. — Nie, panie. Należę do czcigodnego Sheiha Chillego i tylko on może na mnie patrzeć. Jeśli zobaczy mnie ktoś inny, umrę. — Dlaczego? — Takie jest prawo narodu Kharubejów. Conan nigdy nie słyszał o narodzie Kharubejów, ale wiedział, że na Wschodzie kobiety często kryją twarze przed obcymi spojrzeniami. Nie rozumiał tego zwyczaju, uważał, że śliczna twarz to najlepsze, co może mieć kobieta. Oczywiście, jeśli nie liczyć tego, co jest pod ubraniem. — Dobrze, Nana — powiedział. — Kiedy odkupię cię od twojego nowego pana, zajrzę pod tę zasłonę. Myślę jednak, że nie przeszkodzi ci ona zatańczyć? Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko zaczęła powoli kołysać biodrami, ruszyła po kręgu, przytupywała bosymi stopami, podzwaniała maleńkimi dzwoneczkami przy kostkach, wykonywała wężowe ruchy giętkim ciałem. Ruchy stawały się coraz szybsze, tkanina zawirowała wokół nóg, uniosła się wysoko i obnażała zgrabne biodra. Cymmerianin zauważył, że dziewczyna jest naga pod ciemnoniebieską, wyszywaną złotą nitką szatą. Gdy podnosiła ręce, tkanina napinała się na piersiach, uwidaczniając duże sutki pomalowane henną na jasnoczerwony kolor. Nana tańczyła „gedrę”, często wykonywaną przez tancerki w karczmach. Ale, o bogowie!, jakże różniły się pełne gracji ruchy tej dziewczyny od grubiańskich podskoków sprzedajnych tancerek! Czarne włosy wysunęły się jej spod nakrycia głowy, muślin wzlatywał, odsłaniał na chwilę delikatną bladą twarz o ogromnych oczach i znowu opadał, skrywając rysy twarzy, korale obracały się wokół zgrabnej szyi. Dziewczyna wirowała tak szybko, że ubranie zaczęło się unosić tak jak korale. Wkrótce dwa dyski otoczyły tańczącą — kolorowy wokół szyi i ciemnoniebieski wokół piersi. Wyzywająco błyskał płaski brzuch i białe pośladki… Potem pociągnęła za jakiś niewidoczny sznurek, szata zerwała się niczym niebieskoskrzydły ptak i miękko opadła na kobierzec przy kanapie. Dziewczyna zastygła. Miała na sobie tylko nakrycie głowy, zasłonę na twarzy, korale i dzwoneczki przy kostkach, które towarzyszyły porywającemu tańcowi delikatnym mamiącym dźwiękiem. Jej pierś gwałtownie falowała, duże sutki purpurowiały, brzuch był wciągnięty, jakby dla podkreślenia ciemnego trójkąta w miejscu, w którym łączyły się drżące biodra. Była kwintesencją kobiecości, zmysłowości, odwiecznym pragnieniem… Achbar krzyknął i zasłonił twarz rękami. — Wynoś się! — szczeknął Conan i sługa natychmiast się ulotnił, jak prawdziwy bezcielesny posłaniec bogów… Barbarzyńca chwycił lekkie, gorące ciało. Jeszcze chwila i znalazł się z dziewczyną na kanapie. — Światło — usłyszał jej przerywany szept — zgaś lampę… Conan uniósł się na łokciu i dmuchnął w stronę świeczników. Ogień zamigotał i zgasł, pokój pogrążył się w ciemnościach. Wyjąc i jęcząc Cymmerianin zrywał z siebie chałat… Barbarzyńca naprawdę nie rozumiał, co miała na myśli starucha, kiedy mówiła o osiemdziesięciu trzech sposobach miłości. Wykorzystał jeden, wielokrotnie sprawdzony, w którym był niezmordowany jak młody tygrys. Księżyc wisiał już wysoko nad dachami Shadizaru, gdy wreszcie poczuł przyjemne zmęczenie i pogrążył się w spokojnym śnie. Jednak ani wino, ani igraszki miłosne, ani miękkie łoże nie mogły przytępić jego wrodzonej czujności na wszelkie niebezpieczeństwo. Lekki dotyk czegoś chłodnego na ręce zmusił barbarzyńcę do zerwania się i chwycenia leżącego na stole kindżału. W tym samym momencie usłyszał przestraszony kobiecy krzyk, zobaczył Nanę unoszącą się na łokciu i natychmiast z powrotem opadającą na poduszki. Z jej obnażonej szyi ześliznął się cienki srebrzysty strumyczek. Conan pomyślał, że to korale, ale strumyk płynął po dywanie, lśniąc w świetle księżyca, i wtedy mężczyzna zrozumiał, że to żmija. Celnym cięciem pozbawił ją głowy, potem pochylił się nad dziewczyną. W jasnym świetle księżyca Cymmerianin zobaczył szeroko otwarte, zastygłe oczy Nany i malutką ciemną plamkę nad obojczykiem. Przypadł ustami do rany, zaczął wysysać krew. — Za późno — usłyszał niewyraźny szept. — Szakkuza… Widziałeś… moją twarz… bogowie ukarali mnie… Ciało dziewczyny drgnęło, wyprostowało się i znieruchomiało. Barbarzyńca zamknął dziewczynie oczy i zapalił lampę. Do śmierci podchodził spokojnie