Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Marek! Jak możesz tak się zachowywać - skarciła go. - Że też wy nie rozumiecie, że to dla waszego dobra. - Wszystko dla naszego dobra. Że też Mama zawsze wie lepiej, co my powinniśmy lubić, co nam odpowiada i co nam smakuje - westchnął Dzika Mrówka, ale tak cicho, żeby Mama nie dosłyszała. Mama albo rzeczywiście nie usłyszała, albo udała, że nie słyszy. - Czas już myć się i spać - zdecydowała spojrzawszy na zegarek. - Ja się kąpię dzisiaj!!! - wrzasnął Pixi. - Zamawiam! - A ja? - zaoponował natychmiast Jarek. - Tyś się kąpał ostatnio. Teraz moja kolej. - Ostatnio to kąpała się Mama. - Ale przedtem ty. - Chłopcy, dajcie spokój - włączyła się Mama - dzisiaj kąpie się Marek - orzekła. - A bo Mama zawsze po stronie Mrówy - skrzywił się Jarek. - Mama go faworyzuje, bo taki niedorozwinięty. - Nie bądź głuptasem. Teraz jego kolej. A on jest jedynie nie wyrośnięty, a nie niedorozwinięty. - To na jedno wychodzi - mruczał Jarek. - A u ciebie to cały rozum poszedł we wzrost - zawołał Marek z łazienki. Gdy po kilkunastu minutach, zaniepokojona panującą absolutną ciszą, zajrzała do łazienki, jej przerażonym oczom ukazał się następujący widok. Na powierzchni wody, która sięgała prawie do górnej krawędzi wanny, pływały swobodnie dość długie blond włosy Marka. Nad głowę wystawała zaciśnięta dłoń chłopca. Cała reszta - niewielka co prawda - Dzikiej Mrówki schowana była dokumentnie pod wodą. - Bój się Boga, Marek! Co ty najlepszego wyprawiasz? - Mama krzyknęła przeraźliwie i złapała syna za włosy. - Auuuu! - wrzasnął Pixi - dlaczego Mama mi chce wyrwać włosy? - Bo topielców trzeba właśnie za włosy. Gdzieś czytałam. - Ale ja nie topielec - zauważył bystro Marek. - Chwała Bogu. Ale co ty właściwie wyprawiasz? - Zęby sobie musiałem przepłukać. Mama przecież zawsze mówi: "umyj zęby" - no nie? - Marek, dziecko drogie, co ty wygadujesz za głupstwa? Zęby płuczesz w takiej brudnej wodzie! Zastanów się. I z zegarkiem w ręku - dopiero teraz zauważyła, że chłopak ściskał w dłoni zegarek. - Eee, bo Mama to tak wszystko bierze na serio. Po prostu ćwiczę oddech. - Oddech ćwiczysz? Co to znowu za komedia? - Bo mam za krótki - wyjaśnił Pixi. - Dzisiaj nie mogłem dogonić krążka na lodowisku, bo mi zabrakło oddechu. Żebym miał choć odrobinkę dłuższy, to na pewno bym dogonił. I byłby siódmy gol. Obojętnie. No, to ćwiczę oddech. A w wodzie najlepiej. Nabieram powietrza w płuca, zanurzam się i mierzę czas na zegarku. A Mama nie ma zrozumienia dla treningu. Przerwała mi cały eksperyment. - Eksperyment, eksperyment. Już późno, a tyś się nawet nie namydlił jeszcze. No, daj, umyję ci głowę, bo do rana to będzie trwało, a spociłeś się na pewno na tym meczu solidnie. - Jasne, że się spociłem. Nasza piątka najczęściej była na boisku. Wiadomo - fundament drużyny. - Wymyj się i szybko wyłaź z wanny, bo mi jeszcze tu zaśniesz. - Eee tam, co to, łóżka nie mam? W wannie bym miał zasnąć? - A w wannie. Mnie samej się to zdarzyło. - Mama zasnęła w wannie? - No... nie tak całkiem - Marna zaczęła coś niewyraźnie bąkać pod nosem - zdrzemnęłam się tylko trochę. Byłam bardzo zmęczona... - Mamo - Marek poderwał się z wanny - to Mama może utonąć. Bo po pierwsze - Mama nie umie pływać, a po drugie - Mama się kąpie wtedy, kiedy my już śpimy. - A kiedy mam się kąpać? Kto za mnie pozmywa po kolacji? Kto przygotuje wam ubranie na drugi dzień? Kto poprasuje wszystko? - Ale żeby spać w wannie... powiem wszystko ojcu, jak tylko wróci z rejsu. - Ani mi się waż. - Oho! Od razu widać, że Mama ma nieczyste sumienie - pomyślał Pixi. Wylazł z wanny. Szybko, byle jak wytarł się dużym ręcznikiem kąpielowym, który zostawił na podłodze łazienki, wciągnął piżamę drukowaną w kolorowe sportowe motocykle (same YAMAHY, HONDY, HARLEJE) i na bosaka, zostawiając mokre ślady na lśniącym parkiecie podłogi, pobiegł do swego biureczka. Wyciągnął z szuflady mazak i kawałek papieru i z zapałem zaczął coś rysować