Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Kiedy tylko otworzywszy drzwi wpełznie do środka, uruchomi mechanizm, który samoczynnie zatrzaśnie drzwi za jego plecami. Nie ucieknie też drugim wyjściem, bo przesuwane wrota będą zablokowane od zewnątrz. Pułapka się zamknie, a jednocześnie zbiorniki podtlenku azotu opróżnią się w prze - ciągu niecałej minuty, ponieważ Travis wyposażył je w wysokociśnieniowe zawory bezpieczeństwa, połączone z instalacją alarmową. Aby gaz nie ulotnił się na zewnątrz, uszczelnił ponadto wszystkie dziury w ścianach szopy. Obcy nie będzie mógł szukać schronienia w półciężarówce lub toyocie, gdyż oba wozy były na noc dokładnie zamykane. Gaz dotrze do każdego miejsca w szopie, do każdego jej zakątka. W ciągu kilkudziesięciu sekund bestia straci przytomność. Travis rozważał możliwość użycia gazu trującego, który na pewno mógłby zdobyć na czarnym rynku, po namyśle odrzucił jednak ten pomysł, ponieważ w wypadku, gdyby doszło do jakichś nieprzewidzianych komplikacji, całej ich trójce groziło zbyt wielkie niebezpieczeństwo. Po przewietrzeniu stodoły, Travis wszedłby po prostu do środka uzbrojony w karabin Uzi i zastrzelił leżącego bez czucia Obcego. Nawet gdyby podczas wietrzenia bestia odzyskała przytomność, byłaby i tak zbyt oszołomiona i zdezorientowana, by móc skutecznie stawiać opór. Upewniwszy się, że w stodole wszystko znajduje się w należytym porządku, Travis i Einstein wrócili na podwórze za domem. Grudniowy dzień był chłodny, lecz bezwietrzny. Otaczające posiadłość drzewa trwały w nienaturalnym bezruchu pod wiszącymi nisko szarymi chmurami. Travis zapytał: - Czy Obcy wciąż się zbliża? Einstein odpowiedział szybkim machnięciem ogona. Tak. - Czy jest blisko? Retriever wciągnął w płuca czyste, rześkie, zimowe powietrze. Przebiegł przez podwórze, przystanął na skraju lasu wyznaczającego północną granicę posiadłości, obwąchał wszystko wokół, po czym powtórzył rytuał od strony południowej. Travis miał wrażenie, że poszukując Obcego, Einstein nie posługuje się ani wzrokiem, ani słuchem, ani powonieniem. Używał do tego jakiegoś nieznanego szóstego zmysłu, psychicznej lub przynajmniej quasi-psychicznej natury. To, że korzystał jednocześnie ze zwyczajnych zmysłów, służyło prawdopodobnie tylko pobudzeniu zdolności psychicznych albo też działało tu po prostu przyzwyczajenie. Einstein wrócił wreszcie i niezdecydowanie zapiszczał. - Czy jest blisko? - powtórzył Travis. Wpatrując się w mroczną ścianę pobliskiego lasu, Einstein ponownie zaczął węszyć, jakby zastanawiał się jeszcze nad odpowiedzią. - Einstein? Czy coś jest nie tak? Po dłuższej chwili retriever szczeknął: Nie. - Czy Obcy jest w pobliżu? Wahanie. Potem: Nie. - Jesteś tego pewien? Tak. - Na pewno? Tak. Kiedy Travis otworzył drzwi domu, Einstein zawrócił, przeszedł wzdłuż werandy aż do szczytu prowadzących na podwórze schodów, powiódł spojrzeniem po spokojnej, pogrążonej w ciszy okolicy, a następnie, drżąc lekko na całym ciele, wszedł za Travisem do środka. Podczas popołudniowej inspekcji urządzeń obronnych Einstein zachowywał się trochę inaczej niż zazwyczaj. Bez końca ocierał się Travisowi o nogi, lizał go po rękach, nieustannie szukał okazji do pieszczot. Wieczorem, gdy oglądali telewizję, a później grali we trójkę w scrabble'a na podłodze w salonie, pies nadal usiłował zwrócić na siebie uwagę. Kładł głowę na kolana Norze i Travisowi z taką miną, jakby chciał, żeby go głaskano i drapano za uszami w nieskończoność. Od dnia pierwszego spotkania z Travisem u podnóża gór Santa Ana, Einstein stale miewał krótkie okresy, gdy zachowywał się jak najzwyklejszy pies. Trudno wręcz było wówczas uwierzyć, iż na swój sposób dorównywał inteligencją człowiekowi. Dzisiejszego wieczoru popadł również w taki nastrój. Mimo że wykazał wiele sprytu przy grze w scrabble'a - zajął drugie miejsce, ustępując jedynie Norze, przy czym wielką przyjemność sprawiało mu układanie słów stanowiących mniej lub bardziej zawoalowane aluzje do jej jeszcze niewidocznej ciąży - górę wzięła w nim psia strona jego natury. Nora i Travis postanowili zakończyć wieczór lekturą powieści kryminalnych, Einstein natomiast nie miał ochoty na czytanie. Ułożył się na wprost fotela Nory i natychmiast zasnął. - Nadal wygląda na nieco zmęczonego - powiedziała. - Ale zjadł cały obiad. A poza tym sporo się ze mną nachodził. Oddech śpiącego psa był zupełnie normalny i Travis uznał, że nie ma powodów, by martwić się o jego zdrowie. Od pewnego czasu spokojniej patrzył w przyszłość. Kontrola aparatury alarmowej i broni przygotowanej do obrony wzmocniła w nim poczucie bezpieczeństwa. Uwierzył, że zdołają pokonać Obcego, kiedy ten wreszcie przybędzie. A dzięki poświęceniu i odwadze Garrisona Dilwortha władze zostały skutecznie wyprowadzone w pole i na razie dadzą im spokój. Nora z entuzjazmem wróciła do malowania, a sam Travis postanowił zająć się znowu handlem nieruchomościami, gdy tylko rozprawią się z Obcym. A jeśli Einstein nadal był trochę osłabiony... no cóż, ostatnio sporo przeszedł, ale przecież wkrótce, najdalej za parę dni, powinien dojść do siebie. Tej nocy Travisowi nic się nie śniło. Rano obudził się przed Norą