Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Niedaleko słupów podpierających dok znajdowały się schody, które odchodziły w górę z niewielkiego, umieszczonego tuż nad poziomem wody betonowego nabrzeża. Oświetlała je niewielka, samotna żarówka, kontrastując z galaktyką świateł w stoczni. Ich blask rozjaśniał także niewielkie Baraki, które - jak Pitt przypominał sobie ze zdjęć satelitarnych - służyły jako magazyny narzędzi. W cieniu gubiły się jedynie ich boczne ściany. - No i jak to wygląda? - spytał Giordino. - Sprawiają wrażenie opuszczonych, ale nie wiadomo, czy nikt nie czyha w ciemności - odparł Pitt. Giordino, który lustrował okolicę przez spektroskop, dostrzegł ruch przy bocznej ścianie najbliższego baraku. Złapał ostrzegawczo Pitta za ramię akurat w chwili, gdy z cienia wychynął strażnik z zarzuconym na ramię pistoletem maszynowym i krótko popatrzył w stronę wody. Leżeli nieruchomo, na wpół zanurzeni, częściowo ukryci za podporami. Tak jak podejrzewał Pitt - ponieważ nikt nigdy nie próbował wkraść się do stoczni, strażnik robił swoje ze znudzoną miną. Żaden włamywacz, złodziej ani wandal nie wpadłby na pomysł rabowania w miejscu oddalonym o niemal dwieście kilometrów od najbliższej miejscowości, do tego osłoniętym przez Andy i kilka lodowców. Po kilku chwilach strażnik odwrócił się i z powrotem skrył w cieniu między barakami. Jeszcze zanim zniknął, Pitt i Giordino znaleźli się na brzegu z płetwami w rękach i podwodnymi pojazdami pod pachą. Wspięli się ostrożnie po schodach i jak najszybciej podbiegli do najbliższej plamy cienia. Pierwszy barak był otwarty - z ulgą schowali się do środka. Pitt zamknął drzwi. - Nareszcie w domu - powiedział Giordino. Pitt znalazł kawał plandeki i zasłonił nią jedyne okno, wpychając starannie brzegi w każdą szparę. Zapalił nurkową latarkę i oświetlił wnętrze. Barak wyglądał na magazyn - wokół stały pojemniki z mosiężnymi i chromowanymi nakrętkami, nitami i śrubami, na półkach leżały zwoje przewodów elektrycznych, w szafkach poustawiano pięciolitrowe puszki farby okrętowej. Wszystko było Starannie ułożone i opisane. - Mają hopla na punkcie porządku. - To z powodu niemieckiego pochodzenia. Po cichu zdjęli sprzęt nurkowy i rozebrali się ze skafandrów. Wyjęli z toreb na piersiach pomarańczowe kombinezony i nałożyli je na bieliznę. Na końcu włożyli adidasy. - Coś mi właśnie wpadło do głowy... - powiedział niepewnie Giordino. - Co? - A jeśli personel Wolfów nosi na kombinezonach tabliczki z imionami albo inne plakietki, których nie pokazały zdjęcia satelitarne? - To chyba najmniejszy z naszych problemów. - A co może być gorszego? - Jesteśmy w Ameryce Południowej a żaden z nas nie zna nawet na tyle hiszpańskiego, żeby zapytać o drogę do toalety. - Może nie mówię płynnie, ale znam hiszpański wystarczająco dobrze, żeby udawać miejscowego. - To dobrze. Będziesz gadał, ja udam przygłuchego. Podczas gdy Giordino studiował mapę stoczni, szukając najkrótszej drogi do biur kierownictwa, Pitt wystukał numer na telefonie satelitarnym. Atmosfera w mieszkaniu Sandeckera w budynku Watergate była ciężka od złych przeczuć. W kominku migotał ogień - ciepły, uspokajający ogień, który daje pocieszenie. Na kanapach, ustawionych wokół niskiego szklanego stolika, na którym stała taca z filiżankami i opróżniony do połowy dzbanek z kawą, siedziało trzech mężczyzn. Admirał Sandecker i Ron Little tkwili jak zaczarowani, wpatrzeni w siwiuteńkiego mężczyznę po osiemdziesiątce, opowiadającego historię, której jeszcze nigdy nikt nie słyszał. Admirał Christian Hozafel był wysoko cenionym oficerem niemieckiej Kriegsmarine w czasie drugiej wojny światowej. Od czerwca czterdziestego drugiego do lipca czterdziestego piątego roku służył jako dowódca wielu okrętów podwodnych i oficjalnie poddał ostatnią jednostkę w meksykańskim Veracruz. Po wojnie, w ramach planu Marshalla, odkupił od rządu amerykańskiego statek klasy Liberty i w ciągu czterdziestu lat stworzył niezwykle sprawnie działające przedsiębiorstwo transportowe, które sprzedał, by odejść na emeryturę w chwili, gdy flota firmy Hozafel Marinę liczyła trzydzieści siedem jednostek. Miał obywatelstwo amerykańskie i mieszkał obecnie w Seattle albo w wielkiej posiadłości na wyspie Whidbey, gdzie trzymał sześćdziesięciometrową brygantynę, którą pływał z żoną po świecie. - Chce pan powiedzieć, że Rosjanie nie znaleźli zwęglonych szczątków Hitlera pod berlińskim bunkrem? -powiedział Little. - Oczywiście - z przekonaniem odparł Hozafel. - Nie było żadnych szczątków. Ciała Adolfa Hitlera i Ewy Braun paliły się przez pięć godzin. Leżały w leju po sowieckiej bombie. Ogień podtrzymywano benzyną z rozbitych pojazdów stojących wokół Kancelarii Rzeszy. Paliły się tak długo, aż pozostał jedynie popiół i drobniutkie kawałki kości, które lojalni oficerowie SS umieścili w urnie z brązu. Niczego nie zostawiono. Każdy kawałeczek kości i każda drobina popiołu znalazły się w urnie. Następnie esesmani wrzucili do dołu nadpalone, niemożliwe do rozpoznania ciała mężczyzny i kobiety, zabitych podczas nalotu - razem z psem Hitlera, Blondie. Na nim sprawdzono działanie kapsułek z cyjankiem, zanim połknęli je Hitler i Ewa Braun. Sandecker nie odwracał wzroku od Hoeafela. - I te ciała znaleźli Rosjanie? Były dowódca łodzi podwodnych potwierdził skinieniem głowy. - Później utrzymywali, że dokumenty dentystyczne potwierdziły tożsamość Hitlera i Ewy Braun, ale znali prawdę. Ciągnęli oszustwo przez pięćdziesiąt lat, ponieważ Stalin i wysocy oficjele sowieccy uważali, że Hitler uciekł do Hiszpanii albo Argentyny. - Co się stało z popiołami? - Niedaleko bunkra, pośród płomieni i wybuchów sowieckich pocisków, wystrzeliwanych przez oddziały zamykające coraz ciaśniej pierścień wokół centrum miasta, Wylądował lekki samolot. W chwili gdy pilot zrobił nawrót do błyskawicznego ponownego odlotu, podbiegli do niego oficerowie SS i umieścili pudło z brązu w przedziale bagażowym. Pilot bez słowa dodał gazu, pognał pasem startowym i po chwili zniknął w unoszącym się nad miastem gęstym dymie. Dotankował w Danii i poleciał przez Morze Północne do norweskiego Bergen. Tam przekazał pudło kapitanowi Edmundowi Mauerowi, który zaniósł je na pokład U-621. W tym samym czasie na pokład dowodzonego przez komandora Rudolpha Hargera innego okrętu podwodnego, U-2015, załadowano wiele skrzyń i pudeł, zawierających cenne relikwie nazistów - w tym Świętą Włócznię i Sztandar Krwi, oraz inne wartościowe dzieła sztuki Trzeciej Rzeszy