Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Dobra robota, wszystko ci wybaczamy. A swoją drogą, skąd miałeś informacje o tej okazyjnej sprzedaży? - Przekazał mi je Stutz. Nie kontaktował się z wami? - Owszem, dzwonił pół godziny temu - odparł Kern. - Znalazł źródło naszych kłopotów. - Tak myślałem, że jeśli ktoś ma rozwikłać tę zagadkę, to chyba tylko on - powiedział Giordino, który świetnie znał niecodzienne zdolności Pitta do rozwiązywania najbardziej zawiłych problemów. Mało kto umie tak posługiwać się logiką, jak on. 26 Było już ciemno, kiedy Yaeger wysadził Dirka przed starym hangarem w odległym końcu międzynarodowego lotniska w Waszyngtonie. Barak, postawiony w 1936 roku, stanowił schronienie kilku maszyn pewnej małej linii przewozowej, wykupionej później przez American Airlines. Nie licząc reflektorów forda taurusa, jedynym docierającym tu światłem była łuna wisząca nad miastem po drugiej stronie Potomaku oraz mętny blask latarni stojącej przy drodze dojazdowej, pięćdziesiąt metrów na północ. - Jak na człowieka, który przebywał cztery miesiące poza domem, nie masz zbyt wiele bagażu - zażartował Yaeger. - Zostawiłem swoje rzeczy rybom - mruknął Pitt, ledwie panując nad opadającymi powiekami. - Chętnie bym znowu obejrzał twoją kolekcję starych samochodów, ale muszę wracać do domu. - A ja marzę tylko o łóżku. Dzięki za podwiezienie i za to, że pomogłeś mi dziś po południu. Świetna robota, jak zawsze. - Lubię z tobą pracować. Któregoś dnia, jak znajdę włącznik dopalaczy w twoim mózgu, rozwiążemy za jednym zamachem wszystkie tajemnice wszechświata. - Yaeger skinął dłonią, podniósł szybę, żeby osłonić się przed nocnym chłodem, po czym odjechał, znikając w ciemnościach. Pitt wyjął z kieszeni spodni zapasowego pilota, którego trzymał w swoim gabinecie w NUMA, i wystukał kod cyfrowy, wyłączający system alarmowy i zapalający światła w hangarze. Otworzył stare, poobijane i odrapane boczne drzwi i wszedł do środka. Wnętrze baraku o gładkiej betonowej posadzce przypominało salę w muzeum transportu. W rogu stał wiekowy trzysilnikowy samolot ford, a obok niego sypialny wagon pullmanowski z przełomu wieków. Pozostałe 10 000 metrów kwadratowych zajmowało ponad pięćdziesiąt samochodów - były tu europejskie rarytasy, marki takie jak Hispano-Suiza, Mercedes-Benz 540K czy przepiękny błękitny Talbot-Lago, a obok nich amerykańskie modele klasyczne: Cord L-29, Pierce-Arrow oraz zapierający dech w piersi, turkusowozielony miejski Stutz. Jedynym eksponatem, który wydawał się w tym otoczeniu zupełnie nie na miejscu, była stara żeliwna wanna z przymocowanym na końcu silnikiem. Dirk ociężałym krokiem wszedł po kręconych, żelaznych schodkach na antresolę, gdzie znajdowało się jego mieszkanie. Dawne biuro hangaru zostało zamienione w dużą, przytulną kawalerkę, będącą połączeniem sypialni z kuchnią, salonem i gabinetem. Półki na ścianach zapełnione były książkami oraz butelkami, wewnątrz których zamknięto modele statków odnalezionych i wydobytych przez Dirka. Z kuchni dolatywał jakiś smakowity zapach. Na stole kuchennym znalazł zapisaną kartkę przypiętą do długiego pióra ptaka rajskiego, które trzymał w wazoniku. Uśmiechnął się, odczytując liścik. Słyszałam, że znów przekradłeś się do miasta. Zdołałam pokonać tę dziwną, mazistą substancję, która w jakiś miesiąc po twoim wyjeździe opanowała wnętrze lodówki. Pomyślałam, że może będziesz chciał coś zjeść. Sałatka jest na lodzie, a zupa rybna po marsylsku grzeje się w garnku na kuchence. Wybacz, że nie mogłam cię przywitać osobiście, ale muszę uczestniczyć w uroczystym obiedzie w Białym Domu. Ucałowania L. Stał przez chwilę, zmuszając swój ospały umysł do podjęcia decyzji - czy najpierw zjeść, a potem wziąć kąpiel, czy od razu wskoczyć pod prysznic? Stwierdził jednak, że gorąca kąpiel zwali go z nóg i wtedy już na pewno nie dojdzie do stołu. Rozebrał się i narzucił krótki szlafrok. Zjadł całą porcję sałatki Waldorfa i niemal opróżnił garnek gęstej zupy rybno-jarzynowej, popijając dwiema szklankami caberneta Smothers Brothers Sauvignon z rocznika 1983, którego butelkę odkrył w podręcznym barku. Skończył kolację i zmywał talerze, kiedy zadzwonił telefon. - Słucham. - Pan Pitt? - Tak, panie Jordan - odrzekł Dirk, poznawszy rozmówcę po głosie. - Czym mogę służyć? - Mam nadzieję, że pana nie obudziłem. - Nie, moja głowa jeszcze przez dziesięć minut pozostanie nad poduszką. - Chciałem się dowiedzieć, czy otrzymał pan wiadomość od Ala. - Owszem, dzwonił do mnie zaraz po rozmowie z panem. - Pomijając fakt, że wasze działania były samowolne, dostarczyliście niezwykle przydatnych informacji