Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Do skoku zostało już tylko trzydzieści sekund. W ciągu pierwszego z trzech długich etapów, które miały pozwolić pilotom Widm dotrzeć w przestworza Zacisza, Kell starał się zmusić do zachowania spokoju, odprężenia się i rozluźnienia mięśni. Trudno mu jednak było opanować uniesienie. Oto wziął udział w pierwszej prawdziwej bitwie jako pilot gwiezdnego myśliwca i cho- ciaż właściwie ani razu nie wystrzelił do nieprzyjaciół, wymyślił tak- tykę, która pomogła ocalić „Borleias" przed zagładą i uchronić nie- których kolegów z Eskadry Widm od śmierci, jaka im groziła, gdyby do walki po stronie wroga przyłączył się „Nieubłagany". Wyglądało na to, że jego postępowanie wywarło wrażenie na do- wódcy.. . a przynajmniej wprawiło go w większy podziw niż irytację. Pierwszy skok okazał się jednak na tyle długi, że nie mógł cały czas napawać się odniesionym zwycięstwem. Musiał się zastanowić nad swoim uczuciem do Tyrii. Jak mógłby ją przekonać, że nie doceniła jego miłości? Może powi- nien zacząć od tego, że każdego dnia będzie rozmyślał o niej coraz dłużej. Pozwoliłoby mu to odeprzeć zarzut, że nie kocha jej, bo o niej nie myśli... ale co jeszcze mógł i powinien zrobić? Usiłował przeanalizować problem z kilkunastu możliwych logicz- nych stron. Wreszcie w głębi jego umysłu pojawiła się odpowiedź... ale nieoczekiwana i nieprzyjemna. Nie dawała mu spokoju i w końcu przebiła się na powierzchnię. Odepchnęła inne myśli i zmusiła go, żeby poświęcił jej całą uwagę. Tyria się nie pomyliła. Miała rację. Prawda wygląda tak, że jej nie kochasz. Kell zmarszczył brwi. Ciekaw był, do kogo należy zdradziecki głos, który pojawił się w jego głowie. Kim jesteś? Jeszcze jednym zabłąkanym umysłem Patyka? Nie kochasz jej. To uczucie nie jest równie silne jak to, jakim darzy- łeś Tuatarę Lone, kiedy miałeś piętnaście lat. Tuatara Lone była aktorką, którą Kell poznał, kiedy jeszcze prze- bywał na Sluis Vanie... niewysoką, zgrabną i tak piękną, że zako- chał się w niej na zabój. Szczególnie lubiła grać role postrzelonych dziewcząt albo wścibskich policjantek, które prowadziły dochodze- nia w trudnych sprawach i umiały znaleźć sprytne wyjście z najtrud- niejszej sytuacji. Kell kochał się w niej trzy lata. Był nią oczarowa- ny. Wielokrotnie oglądał jej komedie i dramaty, nocami rozmyślał ojej urodzie, a nawet wyobrażał sobie sytuacje, w których ratuje jej życie, wybawia ją z kłopotów albo rozwiązuje problem zagrażający jej szczęściu. Dopiero po trzech latach poznał całą prawdę. Tuatara była nie tylko wyjątkowo szczęśliwą żoną, ale miała dwoje dzieci i spodziewała się trzeciego. Kell poczuł się, jakby odpadł z wyścigu, w którym nawet nie brał oficjalnego udziału. Był zdruzgotany. Zamknął się w sobie, nie wychodził z domu i omal nie stracił pracy mechanika. Dopiero kiedy wstąpił do sił zbrojnych Nowej Republiki, przestał mieć czas na co- kolwiek oprócz pracy i snu, dzięki czemu zdołał zapomnieć o bólu. Obecnie, kiedy wspomnienie urodziwej Tuatary Lone wróciło z ca- łą siłą, oczami wyobraźni ujrzał ją stojącą obok Tyrii i uświadomił sobie całą prawdę... tak wyraziście, jak nigdy przedtem. Nie kochał ani jednej, ani drugiej. W rzeczywistości durzył się tylko w ich holo- gramach. Darzył głębokim uczuciem wizerunki, którym daleko było do prawdziwych kobiet. Tyria miała racją. Wcale jej nie kochasz. Wiem. Zamknij się. Zostaw mnie w spokoju. Kell westchnął z rezygnacją. Nagle usłyszał cichy świergot Trzynastki. Ocknął się z bolesnej za- dumy i zobaczył, że cyferki chronometru na ekranie głównego moni- tora pokazują już tylko jedną standardową minutę. Tyle czasu zostało do niezamieszkanej planety Xobome Sześć, która miały być pierw- szym przystankiem na drodze do Zacisza. Powiódł spojrzeniem po otaczających myśliwiec przestworzach, ale zobaczył tylko normalny widok, jaki towarzyszył każdemu skokowi. Leciał korytarzem pełnym świetlnych wzorów mijających go niczym w wiekuistym, pięknym tańcu. Wszystko wskazywało, że lot przebiega prawidłowo, a paliwa miał dość na dwa następne etapy lotu do przestworzy Zacisza... ale niewiele więcej. Kiedy do końca skoku zostało już tylko dwadzieścia sekund, gwiaz- dy przemieniły się w wydłużone kolumny światła. Ciągnęły się bez końca niczym miliony laserowych błyskawic, aby w końcu przerodzić się w usianą tysiącami nieruchomych iskierek panoramę normalnych przestworzy. Niemal natychmiast pojawiła się oślepiająca jasność. Światełka na pulpitach i panelach kontrolnych przyrządów zgasły, a dziobowy iluminator ściemniał. Kadłub tęponosego myśliwca zako- łysał się, jakby poraził go błysk oślepiającego światła. Z głównego monitora trysnął snop iskier, które wylądowały na nogawkach lotni- czego kombinezonu. Długo nie gasły, aż Kell zaczął się obawiać, czy jego spodnie nie staną w ogniu. W kabinie pojawiło się więcej dymu, niż mogłyby spowodować same iskry. Pilot zaklął pod nosem i za- czął się klepać po nogach, gdzie płonęły ostatnie iskry. Po chwili płyta dziobowego iluminatora znów stała się przezroczysta i przestwo- rza za owiewką kabiny przybrały normalny wygląd... jeżeli nie liczyć jednej gwiazdy, płonącej wyraźnie jaśniej niż pozostałe. Jeśli to byl naprawdę system, do którego zmierzali, musiała to być Xobome, ale piloci Eskadry Widm wyskoczyli daleko przed zamierzonym punk- tem docelowym. Kell omiótł spojrzeniem przestworza wokół swojego myśliwca i w odległości mniej więcej kilometra od sterburty zauwa- żył jeszcze jeden dryfujący powoli czteroskrzydłowiec. Nie rozpoznał pilota, ale skoro to była najbliższa tęponosa maszyna, zapewne piloto- wał ją Patyk. Światełka kontrolnych przyrządów wciąż jednak się nie paliły; Kell nie słyszał także cichego pomruku systemów podtrzymywania życia. Obejrzał się i zauważył, że na korpusie Trzynastki zapalają się i szyb- ko gasną różne światła. Wyglądało na to, że astromechaniczny robot jest w połowie procedury przywracającej funkcjonowanie. Kell ściągnął rękawice, sięgnął pod panel z przyrządami, zwolnił zatrzaski i odchylił pulpit do góry. To właśnie spod niego wydobywała się znaczna część unoszącego się w kabinie dymu. Zobaczył kilka zwęglonych kabli i przysmażonych mikromodułów w miejscu, gdzie znajdowały się delikatne obwody diagnostyczne