Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Zobaczysz, ludzie przestaną przyjeżdżać na Rafę Mew tylko dlatego, że klub dostał się w ręce obrzezańca. - Wystarczy, Iris, bądź już łaskawa się przymknąć! - mruknął Paperman i ostentacyjnie ziewnął. - Nie waż się tak do mnie mówić, ty zniewieściały żydowski palancie! Patrzcie go, przeraził się śmiertelnie kilku mrówek! Założę się, że jakby przyszło co do czego spuściłabym ci manto! Zamilkła jednak i nie odezwała się już ani słowem, dopóki nie zasiedli pod pasiastymi markizami na patio gospody "U Francisa Drake'a" i nie zamówili po kieliszku wina i porcji krewetek. Iris wychyliła duszkiem swój kieliszek, po czym spojrzała przyjaźnie na Normana posmutniałymi oczami i uśmiechnęła się z zawstydzeniem. - Przepraszam! - Nie ma za co. - Czemuś mnie po prostu nie wyrzucił z wozu? - No cóż, jak słusznie zauważyłaś, mogłabyś spuścić mi manto. Poza tym rozpieklona kobieta to dla mnie nie pierwszyzna. Mam za sobą jakieś dziesięć tysięcy godzin treningu i posiadam licencję starszego instruktora. Roześmiała się. - Henny nie może być aż taką heterą! Nigdy w to nie uwierzę! - Oczywiście, nie pomstuje na Żydów, muszę też przyznać, że zazwyczaj bywa dotkliwiej sprowokowana. - No cóż, jeśli to cię pocieszy, dowiedz się, że jak na siebie zachowywałam się jeszcze całkiem przyzwoicie. Mam zresztą nadzieję, że nigdy mnie nie zobaczysz w naprawdę złym stanie. Przez chwilę jedli w milczeniu. - To nie moja sprawa - zastrzegł się - ale skoro masz problemy z alkoholem, czemu nie zwrócisz się o pomoc do Aa? Iris zagryzła wargę i zapatrzyła się w zasnute deszczem światełka "Rafy Mew" po drugiej stronie cieśniny. - To nie dla mnie, Norm. Widzisz, Aa opiera się na idei religijnej. Mnie to odrzuca. Gdybym naprawdę uwierzyła, że jakiś inteligentny Bóg obserwuje moje wyskoki, prawdopodobnie poderżnęłabym sobie gardło, jedynie po to, by odzyskać prawo do swobody. Na samą myśl o takim Bogu dostaję dreszczy! - Pociągnęła łyk wina. - Widzisz, skarbie, dla mnie źródłem stałej pociechy jest świadomość, że dla wszechświata znaczę nie więcej niż jedna z tych martwych mrówek na stercie twoich zużytych chusteczek higienicznych. Jedzenie w gospodzie "U Francisa Drake'a" nie należało do najprzedniejszych - mięso było suche i żylaste, warzywa rozgotowane, tort zbyt tłusty. Paperman zwrócił na to uwagę i dowiedział się od Iris, że jest prawdziwym szczęściarzem, mając taką kucharkę jak Sheila. "Rafa Mew" to jedyny lokal na wyspie, gdzie karmią rzeczywiście przyzwoicie. Gdy podano im kawę, Iris otarła usta serwetką i rzuciła ją na stół. - Słuchaj, muszę to powiedzieć, a potem o wszystkim zapomnijmy. Nie przepadam specjalnie za ludźmi, siebie nie wyłączając, mam jednak dziwną słabość do Żydów. Możeś to zresztą sam zauważył. Kiedy dostaję małpiego rozumu, potrafię mówić i robić potworne rzeczy, na ogół jednak nie przekraczam pewnych granic. Gdy wiem na pewno, że jakieś zachowanie nie ujdzie mi płazem, zwykle się od niego powstrzymuję. Tymczasem co się ciebie tyczy, uznałam, że zniesiesz moje chamstwo i rzeczywiście się nie omyliłam. Powiedz, czemu się nie wściekłeś? - Dobre pytanie - przyznał Norman i zamyślił się chwilę nad odpowiedzią. - Coś ci powiem. Dawno temu, kiedy pracowałem na rzecz republikańskiej Hiszpanii, jeszcze przed poznaniem Henny, w moim otoczeniu pojawiła się pewna dziewczyna ze stanu Vermont, bardzo radykalna i stuprocentowa gojka; kombinacja, która w owym czasie pociągała mnie nieodparcie. Panienka była ponadto niebrzydka, choć trochę za wysoka i koścista; na dobitkę miała za szerokie usta. Tak czy owak sprawa po jakimś tygodniu zaczęła wyglądać poważnie. Dziewczę opierało się trochę, dla samej przyjemności stawiania oporu. Nasz romans miał ostry podniecający smak, jak zresztą wszystko w tym wieku. Pewnego wieczoru, po jakimś przedstawieniu, piliśmy późną kawę i pochłanialiśmy ciastko z automatu na Pięćdziesiątej Siódmej